W głębi lasu
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 98
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Grzegorz Damięcki: O etnografii polskiego piekiełka [wywiad]

O serialu teatrze, serialach kryminalnych i najnowszej produkcji Netflixa, serialu "W głębi lasu", rozmawiamy z Grzegorzem Damięckim.

Katarzyna Ulman, Interia: Dlaczego "W głębi lasu"? Co zaintrygowało pana w projekcie Netflixa?

- Dostałem książkę do przeczytania, którą pochłonąłem w dwa dni, co jest, jeśli o mnie chodzi, wielkim sukcesem. W książce tej oprócz warstwy kryminalnej znalazłem bardzo dużo głębokiej psychologii, która mnie zawsze interesuje. Co kieruje ludźmi, że zachowują się tak, a nie inaczej? Takie sytuacje drobne, różne, wpływające na nasze późniejsze losy; których nie da się już później  odwrócić.

- Jest poza tym ten bardzo, bardzo ciekawy zabieg upływu czasu, gdzie poznajemy chłopaka jako niezapisaną białą tablicę.

Reklama

- Pewne rzeczy mu się przydarzają, a po tym mamy cięcie - potem zastajemy tego samego człowieka w momencie, kiedy jest dojrzałym mężczyzną. Jak ten czas, który minął, wpłynął na jego życie i wybory?

- Później dostałem świetny scenariusz Agaty [Malesińskiej - przyp. red.] i Wojtka [Miłoszewskiego - przyp. red.], który bardzo mnie zaskoczył.

- Rozwijał pewne wątki i dawał mi nadzieję, że będziemy mogli stworzyć film, który będzie pokazywał światu naszą rzeczywistość lat 90. oraz współczesność, czyli taką ciekawą etnografię tego naszego polskiego piekiełka. Wszystko razem spowodowało, że pomyślałem sobie, iż jest to kompletnie inne zadanie w stosunku do tego, jakie miałem ostatnio. Dla aktora jest bardzo ważne, żeby się zmieniać, nie dać się zaszufladkować.

Co było największym wyzwaniem w trakcie prac nad serialem?

- Zawsze, jeżeli aktor ma poczucie, że jest prowadzony przez wrażliwego  reżysera, to spokojnie może skupić się tylko i wyłącznie tym, żeby te rzeczy, które robi, były prawdziwe, jeśli tak można powiedzieć. Nie skupia się na tych nieistotnych drobiazgach. Tutaj miałem ten luksus bo i Leszek [reżyser serialu Leszek Dawid - przyp. red.] i Bartek [reżyser serialu Bartosz Konopka - przyp. red.] bardzo, bardzo mi pomagali. Bardzo czujnie mnie przez ten projekt poprowadzili.

- Niesamowitą rzeczą jest to, że teatr, z którego się wywodzę i który jest takim moim portem, do którego zawsze wracam i do którego się odwołuję, to kompletnie inne medium. To, co się przydaje w teatrze, jest nieznośne dla obiektywu i odwrotnie. Bardzo często wybitni aktorzy filmowi nie przekraczają ram żargonu, to znaczy - nie przebijają się na scenie. Ciężko to często wytłumaczyć, nie ma na to być może logicznego wytłumaczenia. Natomiast powoduje to, że trzeba bardzo uważać na środki wyrazu.

- To znaczy - wszelka nadekspresja, zwłaszcza w tak prowadzonym filmie, który polega na dużej ilości zbliżeń; na poznawaniu psychologicznego charakteru bohatera, ta cała masa środków wyrazu odpada. A z drugiej strony jest taki wymóg, że ten bohater ma być ekspresyjny wtedy, kiedy powinien być ekspresyjny. To był dla mnie taki poligon, stricte zawodowy, ponieważ ja lubię doświadczać na sobie. Z przyjemnością się w to rzuciłem.

Jak układała się współpraca z reżyserami Bartoszem Konopką i Leszkiem Dawidem? Wcześniej pracowali panowie razem przy okazji "Nielegalnych".

- Wyznaję taką teorię - może dość niekonwencjonalne to jest, a może jest, nie wiem - że coś takiego jak doświadczenie nie istnieje, przynajmniej w pracy artystycznej. Staram się nie używać jakiś "zabawek", których używałem gdzieś tam wcześniej, które gdzieś mi się sprawdziły. Uważam, że to zalatuje rutyną i może mieć bardzo niebezpieczne skutki. Taka podręczna skarbonka, podręczna walizeczka środków wyrazu aktora, którą przywozi ze sobą na plan. Staram się tego unikać.

- Nasza praca na planie "Nielegalnych" z Leszkiem dotyczyła zupełnie innego materiału. Był to typowy film akcji, z bohaterem jasno określonym, który służy zaprowadzeniu porządku i bezpieczeństwa, ma być kimś, kto nas obroni. Tutaj mamy bohaterów wielowymiarowych, dość pokręconych, gdzie to dobro i zło bardzo się miesza. Leszek zupełnie inaczej podchodzi do aktorów niż Bartek.

- W obu przypadkach czułem się absolutnie otoczony opieką. W dużym skrócie - Leszek czuły był na każdy ruch ręki, na każde słowo; szalenie mi to odpowiadało. Z drugiej strony Bartek daje pozornie o wiele większą swobodę improwizacji, odchodzi i obserwuje co z tego wyniknie; na późniejszym etapie prac nad sceną wkracza w ten świat, jeżeli coś ewidentnie nie idzie. Jeśli idzie, stara się nie przeszkadzać. W obu przypadkach było coś takiego, że czułem się - absolutnie w dobrym tego słowa znaczeniu - pilnowany przez nich, więc to był wielki komfort. To absolutnie dwa różne charaktery pisma, jeżeli tak można powiedzieć; dwa różne temperamenty. Bardzo dobrze nam to funkcjonowało.

"Wataha", "Nielegalni", "Belfer", "W głębi lasu". Lubi pan grać w serialach kryminalnych/sensacyjnych?

- Ja lubię w ogóle - porównując to do krajobrazu - krajobraz górzysty, pagórkowaty niż takie wielkie przestrzenie, które działają na mnie klaustrofobicznie i jakby dają poczucie, że jestem taką drobinką, od której nic nie zależy, a poza tym powodują to, że kiedy widać krajobraz po horyzont może łatwiej o znudzenie jak i monotonię.

- W tym pagórkowatym krajobrazie pełnym zakrętów, zakrętasów, ten krajobraz co chwila się wyłania i bywa zaskakujący. To samo jest w dobrze opowiedzianej historii kryminalnej. Jest tak zwany suspens, gdzie jesteśmy zaskakiwani, do końca trzymani w niepewności. Lubię taką adrenalinę.

- Bardzo lubię też kino artystyczne, typu filmy Sorrentino [Paolo Sorrentino, włoski reżyser, który na koncie ma takie produkcje jak "Oni", "Młody papież" - przyp. red.]. W kryminale jest takie ryzyko; dla mnie przedłużenie piaskownicy, gdzie ja mogę po prostu być kimś, kim w życiu prywatnym nie mógłbym albo nigdy nie chciałbym być. Takich sytuacji nie chciałbym przeżywać prywatnie, a tutaj w kinie nagle mogę przez to wszystko przechodzić. Mnie bardzo ciekawi człowiek i historie, które opowiada. Tym bardziej, jeżeli one mają w sobie coś, co się prawie nie mieści w logice.

"W głębi lasu" trafi do widzów na całym świecie, a wraz z nim spora część polskiej kultury.

- To jest ogromna wartość tego, co powołaliśmy do życia. Sam w tej chwili oglądam serial "Unorthodox". Rzecz dzieje się wewnątrz ortodoksyjnej rodziny żydów nowojorskich. Całej masy rzeczy kompletnie nie byłem świadom do tej pory i problem [w serialu] jest uniwersalny, tak jak w naszej opowieści. To jest właśnie cała ta etnografia Europy Wschodniej, która może być po prostu fascynująca dla kogoś, kto na co dzień żyje w zupełnie innej kulturze.

- Myślę, że  to bardzo dobry pomysł, aby seriale rozmieszczać w różnych szerokościach geograficznych; w różnych kulturach, religiach, grupach wyznaniowych, orientacjach seksualnych, itd. Po prostu jest to dla mnie bardzo ciekawe. Myślę, że ten świat Europy Wschodniej będzie również ciekawy dla Anglików, Amerykanów , Francuzów, Algierczyków i każdego, kto będzie oglądał serial.

"1983", "Kierunek: Noc", "W głębi lasu", w pewnym sensie "Wiedźmin". Jak pan sądzi, jaką część polskiej kultury można by było spopularyzować w zachodnich krajach?

- Myślę, że pod każdym względem. Mamy kapitalną muzykę w ogóle. Ja się wywodzę
z takiej kultury alternatywnej. Polskie  zespoły lat  70. czy 80. czy Grzesiek Ciechowski - moim zdaniem zasługuje absolutnie na jakiś biograficzny film. Artysta, którego twórczość jakby bagatelizowałem, ale kiedy go zabrakło, nagle odkryłem, że po prostu jest niezwykły. Mamy też kapitalny, cały świat słowiańsko pogański, nasze legendy, historie, które są absolutnie do - w dobrym tego słowa znaczeniu - "sprzedania".

Serial "W głębi lasu" (sześć odcinków) zadebiutuje na Netflixie 12 czerwca.

Jesteś fanem amerykańskich seriali? Zalajkuj nasz fan page "Zjednoczone Stany Seriali", czytaj najświeższe newsy zza oceanu oglądaj trailery, galerie, komentuj i czytaj opisy odcinków już dwa tygodnie przed emisją w Polsce.

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy