Viaplay: Seriale
Ocena
serialu
8,4
Bardzo dobry
Ocen: 20
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Peter Stormare: Często sprawiam kłopoty reżyserom [WYWIAD]

"Nie można spełniać wszystkich oczekiwań. Teraz możemy powiedzieć, że chcemy nakręcić inny materiał - dziwny, mroczny; nie zależy nam tylko na zysku". O erze streamingu, nowych możliwościach, sprawianiu problemów reżyserom i scenarzystom, łatce aktora charakterystycznego i serialu "The Box" rozmawiamy z Peterem Stormare.

Katarzyna Ulman, Interia: Czym wyróżnia się serial “The Box" na tle innych kryminałów?

- Ten serial nie jest typowym kryminałem. Jak na ten gatunek “The Box" jest projektem bardzo oryginalnym - zwykle w takich produkcjach już na początku wie się, kto jest mordercą i obserwuje, jak bohaterowie rozwiązują zagadkę. Tutaj w zasadzie nic nie wiadomo. Nawet aktorzy nie wiedzieli do końca, co się wydarzy.  

Co w takim razie najbardziej zaskoczyło pana w scenariuszu? Co było "niezwykłe"?

- Porównałbym tę niezwykłość oraz różnicę pomiędzy naszym serialem i innymi do bycia członkiem zespołu punkowego. Grasz w nim przez 10 lat i bawisz się dobrze, jednak czasami musisz zmienić kierunek - zagrać nieco jazzu. Każdy aktor i aktorka lubi od czasu do czasu wystąpić w tych dziwnych dramatach albo filmach artystycznych; tworzyć oraz wcielać się w postaci, których nie mamy często okazji zagrać. “The Box" jest dobrze rozpisanym i poprowadzonym dramatem policyjnym, jednak mamy w serialu także duchy, dziwne zdarzenia, nadprzyrodzone zjawiska. Przeszłość łączy się z przyszłością - to wszystko jest razem znakomicie zmieszane. Dla aktora to świetna zabawa - w ostatnim czasie jest coraz więcej produkcji, gdzie czytając dwudziestą stronę scenariusza wiesz dokładnie co wydarzy się na trzydziestej. Po kilku latach w tym biznesie i wielu projektach znasz już wszystko. Miło jest nakręcić coś innego.

Reklama

Fabuła “The Box" jest dość zagmatwana, rzeczywistość miesza się z fikcją. Czasami wydaje się, że to serial w... serialu.

- W Szwecji znajduje się piękna wyspa Djurgården - jest tam zoo, Muzeum Nordyckie, Muzeum Vasa. Większość mieszkańców wybiera się tam na niedzielny spacer. Jest tam również jeden z najpiękniejszych hoteli. Kiedy byłem młodym, głodującym artystą nigdy nie było mnie stać, aby się tam wybrać - ani do hotelu, ani do znajdującej się obok niego restauracji czy budynku zwanego Cirkus lub Rotunda. Zdjęcia kręciliśmy właśnie w tym miejscu podczas pandemii, więc przez moment czuliśmy się jak w więzieniu. Po dniu zdjęciowym wracaliśmy do hotelu, gdzie praktycznie niczego nie było - wysłaliśmy więc kogoś po wino czy piwo i spędzaliśmy razem wieczory. Pracowaliśmy jednak przez długie godziny, więc pod koniec dnia czuliśmy się jakbyśmy sami występowali w jakimś dziwnym filmie, z kamerami wokół nas. Kręcimy serial telewizyjny czy po prostu ktoś nas obserwuje, jak w jakimś reality- show? 

Zdjęcia kręcone były w Sztokholmie, gdzie zrekonstruowano amerykański komisariat. Jak ocenia pan pracę ekipy?

- Ekipa dokładnie odwzorowała amerykański komisariat i jak najbardziej zależało jej na autentyczności. Zresztą ze strony Viaplay to był bardzo odważny ruch. Serwis pojawiał się już w wielu europejskich krajach, w tym i w Polsce, a jego szef ma zamiar zwiększyć jeszcze zasięg. Trochę szalone, ale naprawdę to szanuję. Lubię faceta, ponieważ planuje ekspansję serwisu streamingowego na inne kraje, a żeby to zrobić musi pokazać widzom coś innego. Dlatego pomysł na zrealizowanie w Szwecji anglojęzycznego serialu czy polskojęzycznych produkcji w Polsce. Kilka lat temu ekspansja takiej małej platformy byłaby niemożliwa - mamy w końcu Netflix, Hulu, Amazon, HBO Max. Przyszła jednak pora na paru nowych graczy.  

Co sądzi pan o tzw. erze streamingu? Co wniosą i jak poradzą sobie na rynku takie platformy jak Viaplay?

- W przypadku “The Box" twórcy nie chcieli iść w kierunku seriali typu “NCIS". Daje nam to możliwość stworzenia czegoś, co jest unikalne i ciekawe; czegoś co wyróżnia się spośród innych produkcji. Nie wiem, jak na serial zareaguje amerykańska widownia, ba, czy w ogóle będzie chciała go obejrzeć. Nakręcenie “Miasteczka Twin Peaks" zajęło Davidowi Lynchowi lata. To samo z “Z Archiwum X" - dużo czasu zajęło przekonanie stacji do tego pomysłu. Ale te seriale były dobre.

- Nie można spełniać wszystkich oczekiwań. Teraz możemy powiedzieć, że chcemy nakręcić inny materiał - dziwny, mroczny; nie zależy nam tylko na zysku. Pozwala to na stworzenie czegoś nowego, odmiennego oraz na wyrobienie marki. Nie możesz wiecznie kopiować innych. Oczywiście mając takie podejście można też się nieźle sparzyć - widzowie powiedzą “nie, nie chcemy tego oglądać". Z drugiej strony znajdzie się ktoś, kto powie “to jest fajne, co prawda nie zrozumiałem wszystkiego, ale chcę wiedzieć, co wydarzy się dalej". Kontynuując porównanie do “Miasteczka Twin Peaks"... i “The Box" jest serialem pełnym pasji, ale zrealizowanym w dziwny sposób, który jednak pozwala widzowi od razu zakochać się w tej opowieści.

Pański bohater Jed to komendant komisariatu, który już w pierwszym odcinku daje w skórę kilku bohaterom. To bardziej dobra czy zła postać?

- Zawsze staram się pokazać, że w moich bohaterach tkwi jakieś dobro, mimo, że mogą być oni postrzegani jako źli do szpiku kości. W życiu prywatnym staram się być dobrym człowiekiem i jakoś przekazać to w moich postaciach. Zwykle mamy protagonistów i antagonistów, ale to jak dwa pokoje, w których ciężko pokazać coś interesującego. W tym przypadku bohaterowie to trudne postacie, które mimo przeszłości i wielu innych czynników starają się być dobrymi ludźmi. Przynajmniej moja postać i bohaterka, w którą wciela się Anna Friel.

Zobacz też: Twórca "Mostu nad Sundem" zekranizuje powieść Astrid Lindgren

Z Anną Friel tworzy pan świetny duet. Jed z początku wydaje się być dla niej mentorem...

- Tło do naszej historii stworzył scenarzysta Adi Hasak [“Uwikłana", “Spisek", “72 godziny - przyp. red.]. Adi służył w armii i ma w sobie wiele mroku, bardzo, bardzo dużo przeżył i ma głębokie rany z tego okresu. Historię Sharon Pici i Jeda zainspirowały losy jednego z jego przyjaciół - facet dorastał na południu i koniec końców wylądował w Saint Louis jako policjant, który przyjaźnił się ze swoją protegowaną. Mój bohater i Pici znają się od lat - był jej mentorem i na początku wydawało mu się, że Sharon nie przetrwa na komisariacie ani jednego dnia. Udowodniła mu jednak, że się mylił. Po latach Pici staje się w zasadzie prawą ręką Jeda - ufają sobie i wiedzą, że mogą na siebie liczyć. Jesteśmy jak małżeństwo.

- Wolę taką relację niż historię, w której policjanci są wrogami. Pici i Jed szanują się nawzajem, pomagają sobie, kiedy pakują się w ogromne kłopoty, co oznacza, że czasem kłamią oraz naginają prawo, aby ochronić siebie nawzajem. Jed wisi Sharon przysługę i na odwrót. To było fajne, ponieważ patrząc na podobne produkcje na samym początku pomyślałem: “Jezu, skończymy jako wrogowie i będziemy do siebie strzelać". A to byłoby przewidywalne.

Wspominał pan wielokrotnie w wywiadach, że lubi improwizować na planie. Czy w przypadku “The Box" miał pan okazję dodać coś od siebie? 

- Tak, trochę mi się udało. Zresztą czasami zwracałem Adiemu uwagę, że coś przegapił. "The Box" był jego pierwszym projektem... Ujmę to tak. Adi Hasak napisał wiele scenariuszy dla amerykańskiej telewizji i kiedy spotkaliśmy się tutaj, w Los Angeles, podczas rozmowy był bardzo niezadowolony. Wiele z projektów, które przedłożył stacjom spotkał podobny los: usłyszał, że to dobry pomysł, ale nieodpowiedni dla nas. Kazali mu przerobić scenariusz według wytycznych; malować według numerków. Adi chciał opowiedzieć swoją historię o tym, co widział i przeżył w życiu.

- W Szwecji było inaczej - Adi porozmawiał z szefostwem Viaplay i stwierdził, że po raz pierwszy w życiu może napisać to, co chce; ktoś chce usłyszeć jego prawdziwe słowa. To świetny pisarz, ale czasami pisze tak szybko, że zapomina, co wydarzyło się kilka scen wcześniej. Wtedy mówię "zapomniałeś o tym i o tym". Adi ma w sobie ogromną pasję. Często ludzie narzekają na takie osoby, że są zbyt wymagające. Weźmy np. Michaela Baya. Jest tajemniczy i pełen pasji, która czasami się po prostu wylewa. Ja to lubię - wtedy czuję, że mogę dać z siebie wszystko.  

Media często określają pana mianem aktora charakterystycznego. Co pan o tym sądzi?

- Nie wiem czy charakterystyczny, ale inny. W Europie aktorzy dorastają na scenach teatralnych. Jednym z moich największych polskich bohaterów jest Tadeusz Kantor. Widziałem go na scenie w Polsce i w Hiszpanii... Zawsze płakałem na jego występach. Nie zrozumiałem połowy rzeczy, które mówił, ale czułem emocje; rozumiałem jego postaci. Jeżeli ktoś grał na scenie, czy to w adaptacjach sztuk Szekspira, czy napisanych przez Henrika Ibsena czy Harolda Pintera, wie, że każda postać mówi inaczej, ma inną manierę. Jeżeli jesteś księdzem, to mówisz inaczej niż bogaty prawnik. Dawniej publiczność to czuła - dzisiaj scenarzysta pisze te same kwestie dla wszystkich. Mają ten sam ton, posługują się identycznym słownictwem. Możesz rzucić kartki scenariusza i ten kto podniesie kartkę, może zagrać określoną scenę. Mają doświadczenie wyniesione z teatru zawsze starasz się dodać swojemu bohaterowi jakąś specjalną cechę. 

- Często sprawiam kłopoty reżyserom oraz scenarzystom, ponieważ nie boję się powiedzieć, że sposób w jaki chodzi czy rozmawia mój bohater nie różni się niczym od tej drugiej, czy trzeciej postaci. A on musi się od nich odróżniać. Nie jest ich kopią - musi mieć swój własny styl wypowiedzi. Możemy urodzić się w tym samym mieście w Polsce, ale np. pochodzić z rodzin o innym statusie społecznym - będziemy inaczej mówić, inaczej poruszać się, inaczej gestykulować. Uczymy się tego od naszych rodziców, przyjaciół. Zawsze staram się więc nadać swojemu bohaterowi indywidualne cechy.

- W dzisiejszych produkcjach telewizyjnych każdy mówi w ten sam sposób - aktorzy nie stają się swoimi postaciami, ale chcą przejść od sceny A do sceny Z. Ja mówię wprost - nie zagram tego w taki sam sposób jak moja koleżanka. Ona jest 25 lat młodsza ode mnie, więc nie mogę wyrażać się w taki sam sposób jak ona. To jest po prostu niemożliwe. Czasami wydaje mi się, że dzisiaj aktorzy nie myślą o takich szczegółach jak np. o tym, że ich postać może kuśtykać, ponieważ zraniła sobie nogę; może ma jakiś problem z łokciem; może wyróżnia ją coś innego. Jeżeli mam zły humor, albo jestem głodny, to też staram się jakoś odzwierciedlić to w mojej grze. Większość młodych aktorów nie zwraca na to uwagi - chcą przeczytać swoją kwestię i tylko dobrze brzmieć.  

Czy "Blonde From Fargo" nadal nagrywa?

- Nadal nagrywamy. Plany pokrzyżowała nam pandemia, ale niedługo, może w ciągu kolejnych dwóch lat, uda nam się wydać kilka piosenek. Przygotowuje kilka muzycznych projektów. Mam nadzieję, że uda się je zrealizować, nawet jak na nich nie zarobię. Teraz nikt nie kupuje płyt, ale z pewnością za jakiś czas znajdziesz coś na Spotify albo Pandorze. “Blonde From Fargo" nigdzie się nie wybiera. To będzie coś pewnie w nowym stylu, ale zobaczymy.

"The Box": Policjantka Sharon Pici zostaje uwikłana w śledztwo, które przeradza się w koszmar. W końcu przestaje odróżniać rzeczywistość od snu. Siedmioodcinkowy serial zadebiutuje w serwisie Viaplay 28 listopada.

*Peter Stormare - "ten blondyn z Fargo", "ten facet". Szwedzki aktor charakterystyczny. Na swoim koncie ma ponad 200 ról w filmach ("Fargo", "Czekolada", "Raport mniejszości", Komandor Hamilton") i serialach (jak np. "Skazany na śmierć", "Amerykańscy bogowie").

Zobacz też:

"KIN": Historia rodzinna i kryminał w jednym!

"The Box": Nowy serial twórcy "Rodziny Soprano"

Jesteś fanem amerykańskich seriali? Zalajkuj nasz fan page "Zjednoczone Stany Seriali", czytaj newsy i wywiady, oglądaj trailery, galerie, komentuj i czytaj opisy odcinków już dwa tygodnie przed emisją w Polsce.

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Viaplay: Seriale
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy