"Ultraviolet": Spice Girls i magia Facebooka
Nie jest mrocznie, tajemniczo, a dreszcz nie przechodzi po plecach, jak w typowym kryminale. Co wcale nie oznacza, że jest źle, wręcz przeciwnie! "Ultraviolet" to bardzo sprawnie prowadzony serial, jakich na naszym rynku brakowało. Target? Młodzież. Takiej produkcji nie widzieliśmy u nas od lat 90.
Choć po "Ultraviolecie" spodziewałam się zupełnie czegoś innego, dostałam niezłą historię rodem z CSI, ze świetną rolą Marty Nieradkiewicz i znakomicie obsadzonym drugim planem (Kulesza w roli matki, czekam na więcej!).
To dobrze, że Warszawa nie jest już jedynym miastem w Polsce i serial pokazuje nam, że istnieje jeszcze jakiś świat, w którym całkiem dużo się dzieje, poza stolicą.
Dobrze też, że w końcu powstało w Polsce coś, co może skłonić młodego widza, żeby na chwilę odkleił się od Netflixa. Czy zatrzyma go na dłużej, nie wiem.
"Ultraviolet" ma też bowiem parę słabych stron. Jest pro-cyber i pro-high-tech, ale chwilami bywa to zabawne. Znam paru policjantów i uzyskanie dostępów do Facebooka nie zajmuje im więcej niż pięć minut, co w serialu ma trwać... miesiąc. Stąd pomoc grupy młodych detektywów-amatorów, którzy internet mają w małym palcu:
- Jesteśmy jak duży mózg, każdy z nas coś wnosi.
- Jak w Spice Girls? Każdy ma swój styl?
- Dokładnie!
Trochę naiwne. Mimo wszystko 45 minut mija szybko, widz nie męczy, choć też nie wysila.
6/10 na zachętę.