Ultraviolet
Ocena
serialu
8,8
Bardzo dobry
Ocen: 221
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Marta Nieradkiewicz doświadczyła przemocy psychicznej od znanego reżysera!

38-letnia Marta Nieradkiewicz, czyli niezapomniana Julia Marczak-Zwoleńska z "Barw szczęścia“ i Ola Serafin-Łozińska z "Ultravioletu“, dołączyła do chóru studentek IV roku Wydziału Teatru Tańca Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie i aktorek, które wyciągnęły na światło dzienne praktyki od lat stosowane przez wielokrotnie nagradzanego dramatopisarza i reżysera teatralnego Pawła Passiniego pod płaszczykiem metody pracy nad sztuką.

W wyniku skarg na Pawła Passiniego władze Akademii Sztuk Teatralnych zerwały z nim umowę, zarzucając mu nadużycie zaufania oraz niewłaściwe relacje ze studentami. Praktyki reżysera opisała Iga Dzieciuchowicz w tekście pt. "Reżyser i rozgwiazdy“, opublikowanym 8 lutego br. w "Dużym Formacie“.

Podczas pracy nad przedstawieniem dyplomowym na motywach "Snu nocy letniej“ Szekspira między wrześniem 2019 a 2020 roku Passini miał m. in. namawiać jedną ze studentek, by udawała przed nim masturbowanie. Z kolejną zamknął się w sali na klucz - by nikt im nie przeszkadzał - i kazał przestać zachowywać się jak babcia.

Reklama

Miała się rozebrać, wić na podłodze i dotykać po całym ciele. Ta sama studentka wzięła udział w siedmiu kilkugodzinnych próbach nocnych, w których tańczyła nago. Reżyser nagrywał ją i robił jej zdjęcia, nie pytając o zgodę. To tylko kilka przykładów opisanych nadużyć. 

Jakie doświadczenia z Pawłem Passinim ma Marta Nieradkiewicz? "Moje spotkanie z Pawłem Passinim mialo miejsce w Krakowie. Był to mój pierwszy spektakl w Teatrze Starym. Wszystko było na początku dobrze. Reżyser tlumaczył przy stoliku swoje koncepcje, opowiadał o pomysłach, panowała miła atmosfera“ - napisała na swoim profilu w mediach społecznościowych gwiazda "Barw szczęścia“.

"Problem pojawił się, kiedy rozpoczeliśmy próby indywidualne, a ja nie zgadzałam się na realizację jego pomysłów, dyskutowałam z nim, podważałam. Doświadczyłam z jego strony przemocy psychicznej, którą bardzo łatwo ubrać w słowa (...) "metoda pracy" - wyznała Marta Nieradkiewicz .

Jak konkretnie 43-letni obecnie reżyser zachowywał się w jej przypadku? "Rzucał we mnie scenariuszem, krzyczał "przyjechała wielka aktorka z Bydgoszczy i co? I nic!". Kiedy chciałam wyjść z sali, zamykał drzwi i krzyczał, że nigdzie nie wyjdę. Wielokrotnie umniejszał mi jako osobie i jako aktorce, zarzucając brak zaangażowania, ograniczone horyzonty. Bałam się go do tego stopnia, że prosiłam kolegów, aby nie zostawiali mnie z nim samej na próbie“ - zrelacjonowała Marta Nieradkiewicz, dodając, że ma wielki szacunek dla dziewczyn, które wniosły oficjalną skargę na Passiniego do władz uczelni.

"Jesteście pokoleniem, które zmienia zasady, do tej pory uchodzące za normę. Dziewczyny nie jesteście same. Próbowałyśmy wcześniej zebrać grupę aktorek, które powiedzą o swoich doświadczeniach w pracy z tym reżyserem. Dzięki Wam wychodzą na jaw zachowania, które miały miejsce od lat. A do Pawła mam tylko jedną wiadomość: TO KONIEC“ - skwitowała Marta Nieradkiewicz.

Tymczasem Paweł Passini wydał oświadczenie, w którym podkreślił, że nigdy nie ukrywał tego, że pracuje z nagością na scenie, ale nagie ciało w jego spektaklach nie ma aspektu erotycznego.

"Nie jest tam, żeby się na nie gapić, ale po to, żeby prowokować, żeby nie dało się na nie patrzeć. Dlatego naga jest śmierć, naga jest wyrwana z ciała dusza, cierpienie i ekstaza są nagie. Żeby móc wcielić to w życie aktor musi być tego chcieć. Co wcale nie oznacza, że jest to dla niego przyjemne, ale ja się z nikim nie umawiam na "przyjemnie". W moich poszukiwaniach zajmuję się przede wszystkim cierpieniem i pytaniem o jego sens. I - co najważniejsze - o uwolnienie się, choćby chwilowe wyzwolenie się z niego, które jest możliwe dzięki okruchom piękna. (...) Tak rozumiem sens uprawiania teatru, jako podejmowanie ryzyka zanurzenia się w sytuacji, która wykracza poza codzienne doświadczenie. I to za każdym razem jest przekroczenie. I ma nim być. Kluczowa jest tu zgoda aktora. Dla mnie do tej pory granicą tej zgody była dobrowolna kontynuacja współpracy. Nigdy nikogo nie zmuszałem do pracy ze mną. Nie da się pracować wiele godzin w sytuacji jeden na jeden bez obopólnej zgody. Wręcz przeciwnie, taka praca wymaga jego pełnego zaangażowania. Nie da się nikogo do niej zmusić“ - stwierdził Paweł Passini.

"Nie chciałem i nie chcę nikogo skrzywdzić swoimi działonami. Chcę jednak wierzyć, że ponosząc wspólnie ryzyko schodzenia w mroki ludzkiego doświadczenia jesteśmy sobie przede wszystkim winni to, żeby dzielić się wątpliwościami co do pracy wtedy, kiedy ona się wydarza. To jest dla mnie uczciwe postawienie granic. Nigdy takich wyznaczonych przez aktora granic nie zamierzałem i nie zamierzam przekraczać. Zależy nam przecież na tym, żeby efekt naszej pracy w postaci spektaklu mógł być wielokrotnie powtarzany, żeby związane z nim ryzyko było podejmowane przez aktorów świadomie i z przekonaniem, że warto“ - napisał reżyser zwolniony z AST. 


Agencja W. Impact
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy