"The Last of Us": Tak wygląda świat po apokalipsie. Większość z nas już to kiedyś przeżyła [recenzja]
Na HBO Max zadebiutował długo wyczekiwany pierwszy odcinek serialu "The Last of Us", który został stworzony na podstawie popularnej gry akcji. Oczekiwania widzów przed premierą wychodziły poza skalę. Na produkcję czekali zarówno fani gry, jak i osoby, które nigdy nie miały z nią styczności, a zostały przyciągnięte przez ulubionych aktorów, wcielających się w główne postacie. Jak finalnie wypadł pierwszy odcinek i czy warto śledzić losy Joela (Pedro Pascal) i Ellie (Bella Ramsey)?
Pierwszy odcinek "The Last of Us" rozpoczynamy od historii Joela i jego córki, Sarah (Nico Parker). Mężczyzna samotnie wychowuje dziewczynę i nie jest w tym idealny, lecz z pewnością łączy ich wyjątkowa, silna więź. Znajdujemy się we wczesnych latach dwutysięcznych, erze płyt DVD i starych Nokii. W pozornie zwyczajnym i prostym życiu da się wyczuć nutę niepokoju, związaną z doniesieniami o terroryzmie. W powietrzu wisi nadchodząca apokalipsa: wkrótce ludzkość zostanie zainfekowana przez groźnego grzyba, który zamieni ich w agresywne bestie. Przeżyją tylko nieliczni, którzy będą musieli walczyć o każdy kolejny dzień.
Od rozpoczęcia apokalipsy mija 20 lat i akcja przenosi się do... 2023 roku. Świat jest zniszczony, brudny, przygnębiający. Za opuszczenie strefy kwarantanny grozi publiczna egzekucja. Ludzie każdego dnia muszą walczyć o przetrwanie. Przeciwko nim jest nie tylko groźny grzyb i zakażone osoby, ale także szajka "Świetlików", czyli organizacja, która dąży do stworzenia za wszelką cenę szczepionki. Większość ludności straciła bliskich i przy życiu trzyma ich jedynie nadzieja, że żyją oni w innej części kraju.
"The Last of Us" wychodzi w momencie, gdy większość z nas żyje z pocovidową traumą. Nie da się ukryć, że pandemia odcisnęła piętno w większym lub mniejszym stopniu na całej ludzkości. Twórcy serialu umiejętnie grają na naszych emocjach i przywołują wspomnienia związane z wybuchem pandemii i lockdownem. Po usłyszeniu słowa "kwarantanna" nie jednego widza przejdzie nieprzyjemny dreszcz.
Świat przedstawiony w produkcji jest jednocześnie tak różny i tak podobny do tego, w którym żyjemy. Zniszczenia fizyczne, czyli miasto niemal zrównane z ziemią zupełnie nie przypomina naszej rzeczywistości, lecz zniszczenia psychiczne, których doświadczają bohaterowie z pewnością dotknęły w okresie pandemicznym nie jednego widza.
Jednym z showrunnerów "The Last of Us" jest Craig Mazin, czyli osoba odpowiedzialna za ogromny sukces serialu "Czarnobyl". To, co zachwyciło widzów w opowieści o tragicznej historii wybuchu elektrowni, można znaleźć w najnowszej produkcji HBO Max.
Już wtedy twórcy pokazali, że perfekcyjnie potrafią budować napięcie i dozować emocje. Narracja pierwszego odcinka w "The Last of Us" jest budowana w taki sposób, aby widz był przytłoczony skutkami decyzji bohaterów i rozwoju akcji. Mimo natłoku ogromnych emocji w punkcie kulminacyjnym historii, nie da się przerwać oglądania, ponieważ chęć dowiedzenia się co będzie dalej jest silniejsza. I w ten sposób po niespełna 1,5-godzinnym pierwszym odcinku widz jest wykończony, ale usatysfakcjonowany.
Oglądam serial z perspektywy osoby, która nie miała styczności z grą, więc trudno mi jest porównywać fabułę i bohaterów. Warto jednak zauważyć, że niektóre sceny są stworzone jak gra: oglądamy jak główny bohater musi podjąć decyzję i stoi przed wyborem, którego wyczekujemy, co jest bardzo ciekawym zabiegiem.
Już po pierwszym odcinku przewiduję, że to będzie rola życia dla Pedro Pascala. Aktor pokazał nam wachlarz możliwości w takich produkcjach jak "Gra o Tron", "Narcos" czy "Mandalorian", lecz to w "The Last of Us" gra bohatera o ogromnym ładunku emocjonalnym. Mężczyzna z traumą, który musi pokonać swoje demony, by wykonać zadanie i odnaleźć brata. Już w pierwszych trzydziestu minutach aktor daje ogromny popis zdolności aktorskich, gdy z nieogarniętego, lecz kochającego ojca zamienia się w utyranego życiem mężczyznę, który stara się przetrwać każdy kolejny dzień. Jego postać jest fascynująco skomplikowana i z pewnością jego kolejne decyzje wzbudzą ogromne emocje u widzów.
Jak wypada Bella Ramsey? Aktorkę poznaliśmy także w "Grze o tron", gdzie swoim stosunkowo niedługim występem zapisała się w pamięci publiczności jako charakterna i nieustraszona. W pierwszym odcinku wypada bardzo podobnie, lecz jej historia jeszcze nie jest na tyle rozwinięta, by wydawać ostateczną opinię.
Niestety w pierwszym odcinku nie mogliśmy jeszcze podziwiać wspaniałego świata stworzonego za pomocą CGI, który widzieliśmy w zwiastunie. Joel pod koniec odcinka wyrusza w podróż w głąb kraju, dlatego z ogromną nadzieją i ekscytacją wyczekuję drugiego odcinka.