The Crown
Ocena
serialu
8,8
Bardzo dobry
Ocen: 265
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"The Crown": To już koniec kultowego serialu. Twórcy ujawniają nam kulisy finału

Stało się. Chociaż historia toczy się na naszych oczach, dla kina w nieubłaganie naturalny sposób dobiegła kresu. Królowa nie żyje. Niech żyje król! I serial "The Crown", którego ostatnie odcinki 14 grudnia trafiły premierowo na platformę Netflix. Udało się nam zajrzeć za kulisy produkcji i porozmawiać z jej współautorami.

"The Crown": Garść (naprawdę oszałamiających) liczb

Ponad 73 miliony widzów. 341 nominacji i 143 zdobyte nagrody. Sześć sezonów, sześćdziesiąt odcinków, 1400 dni zdjęciowych. Ponad pół miliarda dolarów wydanych na realizację. Na każdy sezon "The Crown" przypadało średnio po 200 aktorów i 7000 statystów. Zdarzały się sceny, które wymagały obecności kilkuset osób na planie. Jedną z nich zobaczymy w szóstym sezonie - to ujęcia ze ślubu Karola i Camilli. I jeszcze corgi! Oczywiście. Ukochana rasa psów królowej Elżbiety II. Psiaki Prince i Lily dołączyły do obsady w drugim sezonie i zostały na kolejne lata z ekipą. A od chwili, gdy się pojawiły - według witryny KennelClub - zainteresowanie rasą wzrosło ponoć wśród miłośników czworonogów o 22%.

Reklama

Od 2016 roku (pierwszy sezon miał premierę 4 listopada 2016 roku) ekipa odwiedziła 719 lokacji - w Anglii, Walii, Szkocji, Francji, Hiszpanii na Węgrzech i w RPA. Uszyto tysiące kostiumów - dla samej królowej przygotowano ich około 500 (i 20 peruk). Tylko na potrzeby szóstego sezonu przygotowano 6500 przymiarek kostiumów dla postaci drugoplanowych. Najdłużej szyta była suknia ślubna Diany: praca z wszystkimi przymiarkami i poprawkami trwała cztery miesiące. Jeszcze większym wyzwaniem była replika sukni ślubnej Elżbiety II. Samo haftowanie gorsetu zajęło jednej osobie trzy tygodnie, a haftowanie trenu - siedem tygodni aż sześciu osobom.

Liczby, które robią wrażenie, znaleźć można też i po drugiej stronie ekranu. Pierwszy serial Netflix Original wyprodukowany w Wielkiej Brytanii z myślą o globalnej publiczności jak żadna inna produkcja w historii rozpropagował współczesną brytyjską historię. Oczywiście - powstało wiele filmów i seriali opowiadających o konkretnych wydarzeniach, ale tu mowa o jednym tytule i całym okresie panowania Elżbiety II. To siedem dekad i 214 dni. Gdy jakiś temat pojawiał się w "The Crown", przesiewając fakty przez sito wciągającej narracji, w sieci natychmiast lawinowo rosła liczba zapytań z nim związanych. Zjawisko to bywa czasem nawet nazywane "efektem The Crown". Przykłady? Przed emisją trzeciego sezonu mało kto poza Wielką Brytanią wiedział coś o Haroldzie Wilsonie. Na Wikipedii jego hasło odwiedzało nie więcej niż trzy tysiące osób dziennie. W ciągu czterech tygodni po premierze liczba ta wzrosła do 1,8 miliona odsłon.

Dzięki "The Crown" globalna widownia dowiedziała się o katastrofie w kopalni węgla Aberfan. Owszem, wielu Brytyjczyków wciąż pamięta bolesne wydarzenia z 1966 roku. Ale poza Królestwem to tragedia niemal zapomniana. Albo inaczej: była zapomniana do 17 listopada 2019 roku, czyli premiery trzeciego odcinka trzeciego sezonu produkcji Petera Morgana (główny pomysłodawca i scenarzysta "The Crown"). Liczba odwiedzin hasła w internetowej encyklopedii z około 1500 dziennie skoczyła do 2,1 miliona klików.

Nie tylko gwiazdy

Kiedy mowa o "The Crown", najczęściej wymienia się wszystkie gwiazdy, które w serialu zagrały. To wspaniała rzesza bardzo utalentowanych artystów. Pisałam o nich w artykule "Pół miliarda dolarów i widowisko, które przyciąga miliony". Przypomnę tu jednak, że przez serial przewinęli się m.in. Olivia Coleman, Imelda Staunton, Matt Smith, Jonathan Pryce, Helena Bonham Carter czy Elizabeth Debicki.

Rzadziej mówi się o artystach, którzy zadbali o to, żeby widzowie całym sercem uwierzyli w świat wykreowany przez reżyserów, scenarzystów i aktorów. Ich nazwiska często pozostają anonimowe, w cieniu, rzadziej zaprasza się ich do rozmów, chociaż mają multum historii i anegdot do opowiedzenia. Udało mi się spotkać z dwojgiem z nich. Na łączach między Krakowem a Londynem, a poniekąd na planie "The Crown".

Martin i Alison

Scenograf Martin Childs w 1999 roku razem z Jill Quertier odebrał Oscara za pracę nad "Zakochanym Szekspirem". W 2001 znowu został dostrzeżony przez Amerykańską Akademię Filmową - dzięki scenografii do "Zatrutego pióra". Tym razem skończyło się na nominacji. Dzięki niemu ożyły też światy "Gry pozorów", "W.E. Królewskiego romansu" i "Dziewczyn z kalendarza". W Wielkiej Brytanii bez wątpienia należy do grona najwybitniejszych specjalistów.

Z "The Crown" związany jest od pierwszego sezonu. W najśmielszych marzeniach nie mógł myśleć, że przyjdzie mu stworzyć tyle wnętrz, tak bardzo różnych, z tak różnych krajów i czasów. Netflix podliczył, że planów zdjęciowych na potrzeby produkcji powstało... ponad 2000.

Czasami Childs musiał zaczynać pracę "od zera" - gdy zdjęcia powstawały w Elstree Studios w Hertfordshire. Kiedy indziej przychodziło mu adaptować dla wymogów realizacji filmowej autentyczne lokacje - chociażby w katedrze w Ely, gdzie sfilmowano koronację Elżbiety II. Razem z ekipą musiał wymyślić sposób na to, żeby przedstawić widzom różne zakamarki Pałacu Buckingham. Do tego celu wykorzystano osiem różnych lokalizacji, w tym Lancaster House (pokoje państwowe i gabinet królowej), Wilton House (sala balowa i formalna jadalnia), Wrotham Park (sala audiencyjna) oraz Elstree Studios (prywatne kwatery i biura rodziny) i backlot (bramy i zewnętrzna część Pałacu Buckingham). Ten wysiłek przyniósł mu m.in. trzy nominacje do telewizyjnej statuetki BAFTA, dwie statuetki Emmy (i dwie kolejne nominacje).

Z kolei Alison Harvey dołączyła do ekipy "The Crown" w 2017 roku. Ma odrobinę mniejsze, ale nadal imponujące doświadczenie. Zajmuje się rekwizytami - to nie scenograf je wybiera, chociaż osoby te bardzo ściśle ze sobą współpracują. Pierwsze kroki w branży stawiała mniej więcej piętnaście lat temu. Dziś jej filmografia obejmuje takie tytuły jak "Pokuta", "Koliber", "Grawitacja", "Sherlock Holmes: Gra cieni" czy "Hellboy", Za "The Crown" zdobyła szereg wyróżnień i nominacji, w tym trzy do Emmy. Raz tę amerykańską statuetkę odebrała.

Przygoda życia

"Spotykam" Martina i Alison w - a gdzieżby inaczej - Pałacu Buckingham. Siedzą na krzesłach. Za nimi widać charakterystyczną balustradę tarasu - TEGO tarasu, z którego Elżbieta II tak często wiwatowała do tłumu. Za nim kawałek nieba i wierzchołek pomnika Victoria Memorial. To nie to samo, co być fizycznie na planie, ale jednak ułamek tego czaru udziela się i w taki wirtualny sposób.

Dagmara Romanowska: Martin, Alison - wasza przygoda z "The Crown" dobiega kresu, co oznacza chyba czas podsumowań. Co dało wam największą satysfakcję z pracy nad serialem - jego szóstą odsłoną, ale i wcześniejszymi sezonami?

Martin Childs: - Kiedy blisko dekadę temu zaczynałem pracę nad "The Crown" nikt z nas nie mógł wiedzieć, ile to wszystko potrwa i dokąd nas doprowadzi. Nie mogłem nawet śnić, że mój projekt prywatnych apartamentów królewskich w Pałacu Buckingham będzie tak długo żyć. Z oczywistych względów nie dane nam było pracować w autentycznej lokalizacji. Bazowałem więc na dostępnych materiałach i wiedzy na temat ich wyglądu, ale jednocześnie swoją wizję podporządkowywałem temu, co przeczytałem w scenariuszu. Zawsze tak robię. Kiedy mowa o światach istniejących, w projekcie scenografii filmowej wychodzę od nich, ale najważniejsza pozostaje dla mnie narracja i jej emocje. Czasami coś muszę stonować, kiedy indziej przerysować. Pamiętam jak musieliśmy na przykład zmniejszyć poduszki na ramionach Diany - nikt by w taki kostium dziś nie uwierzył.

Wracając do twojego pytania - nie bez satysfakcji muszę powiedzieć, że najbardziej ekscytujące i satysfakcjonujące było dla mnie zobaczenie jak Imelda Staunton i Jonathan Pryce grają w tej samej przestrzeni, po której dziesięć lat wcześniej poruszali się Claire Foy i Matt Smith. To niesamowite, że nadal sprawdzała się choreograficznie, w kadrze, dla aktorów.

Alison Harvey: - To ciekawe - ja też najbardziej polubiłam pracę nad prywatnymi apartamentami, ale nie pary królewskiej, a Diany - w Kensington Palace. Chciałam uchwycić w nich paletę i gust z lat 80. i 90. XX wieku, ten niemodny już dziś styl. Świetnie się bawiłam, kupując dawną porcelanę, różne drobiazgi, na przykład kasety Billy'ego Joela, a potem łączyłam je z antykami, obecnymi w Pałacu. Albo kiedy łączyłam rekwizyty związane z Dianą z przedmiotami, które miały charakteryzować Karola. Mogłam "zaszaleć", gdyż taką możliwość dał mi ogrom planu, liczba pokoi, przejść, pomieszczeń.

Martin Childs: - Nie myślałem o tym wcześniej, ale to interesujące... Scenografię apartamentów królowej i Diany projektowałem w odosobnieniu. Najpierw byłem po prostu jedyną osobą w pionie scenografii. Na mnie spoczywała cała odpowiedzialność i robiłem, co do mnie należało. A potem, gdy pracowałem nad pokojami Diany, w moim własnym domowym gabinecie zamknęły mnie pandemiczne lockdowny. Z ekipą kontaktowałem się przez komputer, ale tak naprawdę miałem znacznie więcej czasu niż zwykle. Siedziałem przy biurku i prowadziłem swoje własne małe scenariuszowo-scenograficzne śledztwo.

Przestrzeń, która nas otacza, bardzo dużo o nas mówi. To, jak ustawione są meble. Jakie ozdoby, drobiazgi wypełniają blaty, ściany... Jak wygląda wasza praca w kontekście odzwierciedlania charakteru i emocji bohaterów w scenografii i rekwizytach?

Alison Harvey: - Tę pracę zaczyna się od znalezienia pewnych wizualnych referencji związanych z tym, co naprawdę danego bohatera lub bohaterkę otaczało. Następnie łączysz to ze swoją wiedzą na temat tego, co w danym czasie i środowisku było modne. Wreszcie, to może najważniejsze, interpretujesz tekst scenariusza pod kątem tego, jakie emocje i znaczenia konkretne sceny mają wnieść do opowieści.

Czy możesz podać jakiś przykład? Jak to wygląda w praktyce?

Alison Harvey: - Wspomniałam o Dianie, więc przy niej pozostanę. Dla mnie kluczem do tej postaci była melancholia. Przestrzeń, która ją otaczała w prywatnych apartamentach, musiała dawać jej schronienie. Być bezpieczna. Trochę jak kokon, którym można się otulić. Szukaliśmy więc delikatnych, miękkich i cichych kolorów. To miała być przestrzeń, gdzie dobrze się czuła, gdzie była szczęśliwa ze swoimi synami.

Martin Childs: - Ale z drugiej strony to tu zaczęła się rodzić jej paranoja, poczucie, że jest nieustannie obserwowana i podsłuchiwana. Jej lęki i strach też chcieliśmy zobrazować w scenografii, dlatego pojawiły się w niej pewne drobne, ale sugestywne elementy architektoniczne. Wśród nich znalazły się okrągłe okna. Czy ktoś przez nie zagląda?

Dzięki waszej pracy aktorzy mogą łatwiej uruchamiać swoją wyobraźnię. Stają w świecie, który wcześniej był tylko słowami w scenariuszu. Obserwujecie czasem ich reakcje, kiedy pierwszy raz stają w waszych przestrzeniach? Widzicie na ich twarzach jakieś "WOW"?

Martin Childs: - To się zdarza, ale jestem zbyt skromny, żeby o tym opowiadać. Zawsze bardzo lubię i cieszę się, gdy aktorzy swobodnie poruszają się w scenografii; gdy ekipa operatorska swobodnie realizuje w niej swoje zadania i może bardzo różnie ustawiać kamerę. Lubię to, kiedy nasza praca przekształca zimne studio czy daną lokalizację w prywatną, intymną przestrzeń postaci i aktorzy na to żywo odpowiadają.

Alison Harvey: - To cudowne uczucie móc obserwować, jak nasza praca współgra z pracą pozostałych pionów - jak w scenografii i wśród rekwizytów - nagle znacznie więcej da się wyczytać z kostiumu, w którym jest postać. Jak współgrają ze sobą kolory i światło. Wszystko staje się magią.

Martin Childs: - To niezwykle miłe.

Kawałek "The Crown" we własnym domu

Stanley Kubrick był znany z tego, że sporą część planu zabierał ze sobą do domu. Może nie wielkie konstrukcje, ale w jego domowej kolekcji znalazło się wiele elementów z filmów, które zrealizował. Sześć sezonów "The Crown" to ogrom przedmiotów, strojów, drobiazgów wszelkiej maści. Przyznajcie się - są rzeczy, które odchodzą razem z ekipą? I jeszcze ważniejsze pytanie: czy przeciętny widz, fan "The Crown" ma szansę na to, żeby w jego domowej kolekcji znalazł się kawałek jego / jej ukochanego świata?

(śmiech obojga) Alison Harvey: - O tak, zdarza się, że ekipa, aktorzy, zabierają ze sobą jakieś pamiątki z planu. Odkrywamy to potem, robiąc remanent... Bywa. Zdaje się, że jedna z aktorek grających księżną Małgorzatę zachowała zapalniczkę. Jeżeli zaś chodzi o fanów - świetnie, że o to pytasz. Tak, jest taka możliwość. Najbliższa już w styczniu.

Opowiedz coś więcej na ten temat!

Alison Harvey: - W Domu Aukcyjnym Bonhams pod młotek trafi 450 kostiumów, mebli i rekwizytów z "The Crown". Kupić będzie można kostiumy inspirowane koronacyjnymi garderobami królowej. Nie zabraknie "revenge dress" - "sukni zemsty" Diany, jej pierścionka zaręczynowego, a także jej kostiumu kąpielowego w panterkę czy okularów od Versace (z pierwszego odcinka finałowego sezonu). Na aukcję trafi też konstrukcja bramy Buckingham Palace.

- Pozyskane w ten sposób fundusze mają posłużyć do utworzenia specjalnego programu stypendialnego w National Film and Television School (NFTS). Program Left Bank Pictures - The Crown Scholarship ma działać przez 20 lat. W pracach nad "The Crown" udział wzięło ponad 60 absolwentów NFTS, stąd decyzja o wspieraniu kolejnych. Dotychczasowi pracowali przy muzyce (Martin Phipps), dźwięku (Nina Rice), efektach wizualnych (Dillan Nicholls), scenografii (Ian Crossland), montażu (Úna Ní Dhonghaíle) i na wielu innych polach związanych z produkcją. To także dzięki ich pracy "The Crown" stało się serialową ikoną.

Czy polscy widzowie będą mogli wziąć udział w aukcji?

Alison Harvey: - Część odbędzie się w Londynie, w Domu Aukcyjnym Bonhams, 7 lutego 2024, a część online i potrwać od stycznia do lutego na stronie internetowej Bonhams.

***

Swoją drogą jest jeden rekwizyt, który pojawił się na planie pierwszego dnia i przez kolejne siedem lat nie został przeniesiony. To zabytkowy barometr. Może również trafi na aukcję?

Premiera finałowych odcinków "The Crown", w których poznamy bliżej historię miłości Williama i Kate, a także doczekamy się ślubu Karola z Camilą, już 14 grudnia na platformie Netflix.

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: The Crown
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy