The Crown
Ocena
serialu
8,8
Bardzo dobry
Ocen: 268
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"The Crown": Pół miliarda dolarów i widowisko, które przyciąga miliony

"Kiedy dostałem scenariusz od Petera Morgana, zobaczyłem, że różni się on od pozostałych odcinków. Bardziej przypominają thriller. Odcinek czwarty jest bardzo dramatyczny. Bardzo emocjonalny. Chyba najbardziej w historii całego serialu" - mówi Christian Schwochow, któremu twórca "The Crown", Peter Morgan, powierzył reżyserię odcinków poprzedzających tragiczną śmierć Diany, sam wypadek i wydarzenia tuż po. Tuż przed premierą szóstego i finałowego sezonu "The Crown" zaglądamy za kulisy królewskiej produkcji - realizowanej z iście królewskim rozmachem.

Elżbieta II podobno z zainteresowaniem oglądała sezon pierwszy "The Crown". Produkcję polecili jej syn Edward i jego żona Sophie. Potem (wedle źródeł bliskich królowej) była rozczarowana odcinkami, w których Filip pokazywany został jako ojciec nieczuły wobec potrzeb syna Karola. William i Kate oficjalnie nigdy nie przyznali się, żeby serial śledzili. Co innego Harry. Wiadomo: brat-gaduła, czarna owca Rodziny Królewskiej. Autor pamiętników o jej mrocznym obliczu i swoim odmrożonym penisie, "najdziwniejszej (według BBC) książki kiedykolwiek napisanej przez royalsa".

Reklama

Pałac nic nie wie, wszystkiemu zaprzecza, oczywiście. Dyrektor do spraw komunikacji Pałacu Donal McCabe wydał kilka lat temu, przy premierze kolejnego sezonu, oficjalne oświadczenie, w którym pisał: "Rodzina Królewska nigdy nie konsultowała, nie weryfikowała ani nie zatwierdzała treści, które przedstawiane są w serialu. Nigdy nie wyrażała opinii na temat trafności interpretacji wydarzeń dokonanych przez twórców".

Miliony na całym świecie (Netflix twierdzi, że pierwsze pięć sezonów zawędrowało pod 73 miliony strzech na naszym globie) siadają przed ekranami, żeby z zapartym tchem śledzić kolejne odcinki. Co takiego ma w sobie "The Crown", że nie sposób od tej produkcji oderwać wzroku? Przed premierą sezonu numer sześć (tego, w którym Diana ginie, i będzie więcej Williama oraz Kate, czyli doprowadzającego opowieść do teraźniejszości) zaglądamy za kulisy królewskiej produkcji.

Royalsi? Oglądamy w ciemno!

Trzeba by naprawdę dużego pecha, i wyjątkowego antytalentu, żeby serial o Royalsach nie zdobył grona wiernych widzów. Właściwie każda produkcja, która ich dotyczy "na dzień dobry" ma rzeszę zainteresowanych. Niezależnie od tego, czy jest to (melo/bio)dramat utrzymany w stylu kanału Lifetime (jak "Harry & Meghan: A Royal Romance" w reżyserii Menhaja Hudy), czy kino środka (jak np. "Diana" z Naomi Watts w reżyserii Olivera Hirschbiegela), czy "głęboki arthouse" (jak "Spencer" z Kristen Stewart w reżyserii Pablo Larraína). Królewskie tytuły idą w dziesiątki, a jednak ciekawość widzów ciągle pozostaje niezaspokojona. "The Crown" posiada tę przewagę nad innymi produkcjami, że jako serial może prześledzić szeroki wachlarz wydarzeń i postaci związanych z panowaniem Elżbiety II. Wejść "głębiej", "dalej", "szerzej" - zarówno w sprawy osobiste rodziny, jak i kontekst polityczny i historyczny. To nadal dzieło fikcji, spekulacje i domysły, acz odbijające się od wieści, które zawsze z Pałacu wyciekały, nie zawsze w sposób przez Pałac kontrolowany (vide książka Harry’ego czy wyznania Lady Di).

Rodzina Królewska nie od dziś przyciąga uwagę. Nie od dziś poddani (i fani z reszty świata, bo wiadomo) chcą wiedzieć, jak wygląda życie za wysokimi murami Pałacu Buckingham i w  salach zamków w Windsorze i Balmoral. Ta obsesja (bo to więcej niż ciekawość) trwa już od dekad, a wraz ze wzrostem popularności tabloidów, tylko się nasiliła, czego tragicznym skutkiem była śmierć Księżnej Diany w wypadku samochodowym 31 sierpnia 1997 roku. Na nieszczęsnym pościgu ulicami Paryża się nie skończyła, choć w "The Crown" znalazła swoje zapewne najbardziej cywilizowane ujście. Wydarzenia z pierwszych stron gazet przedstawiane są w dość wiarygodny sposób od środka, "z tamtej strony". Bywa bardzo intymnie, blisko, czasami krytycznie, ale też z dozą pewnej wyrozumiałości, naciskiem, jak dużej presji członkowie Rodziny są poddawani i jak - z powodu / winy urodzenia - odbierana jest im możliwość o samostanowieniu czy popełnianiu błędów innym ludziom dozwolonym.

Ta możliwość przyjrzenia się historii XX wieku przez okna Buckingham na pewno jest głównym magnesem przyciągającym do "The Crown". Popularność nie wyszłaby jednak zapewne poza granice Zjednoczonego Królestwa, gdyby nie fakt, jak perfekcyjnie serial jest realizowany. Za kulisami rozmach jest iście królewski. Czy mógłby być inny?

"The Crown": Pieniądze. Wielkie pieniądze. Gigantyczne pieniądze

Nie da się opowiedzieć o Rodzinie Królewskiej, najdroższym dobru narodowym i towarze eksportowym oraz reklamie Wielkiej Brytanii, bez pieniędzy. Nie da się tego zrobić jak Roman Polański w "Rzezi" - zamknąć członków Rodziny w ścianach ciasnego mieszkania i ubrać w ciuchy ze sklepu sieciowego (choć, o czym warto przypomnieć, zaczątkiem serialu "The Crown" była sztuka "The Audience" napisana przez Petera Morgana, również autora filmu "Królowa", trzeba jednak przyznać że mocno ewoluowała).

Bowiem Elżbieta II, Diana, Małgorzata, Filip i inni - to nie tylko główne postaci wydarzeń historycznych, ale i ikony XX wieku. Sposobu bycia, ubierania się, zachowania, kreowania wizerunku. W produkcji nastawionej na masową widownię muszą być grani przez najlepszych (czytaj też: najbardziej utalentowanych, popularnych, vide: drogich). Muszą poruszać się po wnętrzach jak najbardziej autentycznych. Dobrze znanych potencjalnym odbiorcom, przecież kamery i fotografowie od zawsze towarzyszą royalsom (ostatnio powstał nawet dokument opowiadający jedynie o fotografach towarzyszących Elżbiecie II - "Portret królowej" Fabrizio Ferriego). To muszą być TE kreacje (kostiumami zajęła się genialna Amy Roberts). TE makijaże. TE rekwizyty. Serial przygotowywany z myślą o wielomilionowej publiczności musi być poniekąd "marvelowski" w rozmachu produkcyjnym. Tylko inni tu superbohaterowie. Mechanizmy są jednak zbliżone.

Jak ustalił "The Forbes", produkcja piątego sezonu serialu kosztowała, bagatela, 143,3 miliona dolarów (realizacja pierwszego pochłonęła 57 milionów dolarów). Od pierwszego do piątego sezonu studio Sony na produkcję Petera Morgana - przeznaczyło 504 miliony dolarów. Przez ekran przewinęły się sławy i aktorzy mniej znani, którzy szybko na popularnosci zyskali, w tym Claire Foy, Olivia Coleman i Imelda Staunton jako Elżbieta II na różnych etapach życia, Matt Smith (znany wcześniej przede wszystkim jako jeden z odtwórców Doktora Who), Tobias Menzies i Jonathan Pryce jako Filip, Josh O’Connor i Dominic West jako Karol, Helena Bonham Carter, Vanessa Kirby i Lesley Manville jako Małgorzata, czy Elizabeth Debicki i Emma Corrin jako Diana, John Lithgow jako Winston Churchill, Gillian Anderson jako Margaret Thatcher, Michael C. Hall jako John F. Kennedy. A to tylko niektórzy - przez serial przewinęły się dziesiątki aktorów w rolach istotnych i setki w drugo- i trzecio-planowych.

Gaże to tylko część finansów. 'Producenci przyjęli twardą zasadę, że cyfrowo stworzyć nie można nigdy więcej niż jednej trzeciej tego, co zobaczą widzowie" - przypomina "Forbes". To założenie doprowadziło do budowy replik różnych obiektów w oryginalnych proporcjach, w tym Pałacu Buckingham. Oczywiście film jest sztuką fikcji, więc replik nie trzeba wznosić z kamienia, często wystarczy tektura, może kawałek drewna, byle były dobrze pomalowane i oświetlone, ale to i tak olbrzymie wydatki.


Dookoła świata z "The Crown"

Na replikach się nie kończy - "The Crown" to prawdziwa kopalnia pomysłów na wyprawy turystyczne. Rodzina Królewska jest ciągle w ruchu. Wypełnia swoje obowiązki państwowe nie tylko na terenach Wielkiej Brytanii, ale także w państwach Brytyjskiej Wspólnoty Narodów - Commonwealthu. I na świecie - wypełniając "misje polityczne" to w USA, to w Rosji... Interesująco o lokalizacjach opowiada kierownik pionu lokalizacji "The Crown" Mark Walledge. Wraz z kolejnymi sezonami - i panowaniem oraz wpływami Elżbiety II - rozrastały się wymogi produkcji.

"Historia zaczęła skakać między przeszłością i teraźniejszością" - mówi Walledge. "Wraz z rozwojem akcji w kolejnych sezonach, rozwija się też świat przedstawiony. Nie poruszamy się już tylko po pałacach i rezydencjach królewskich. Dla przykładu w sezonie czwartym, który opowiada historię Fagana [w 1982 roku do sypialni Elżbiety II w Pałacu Buckingham wtargnął włamywacz Michael Fagan - przyp. DR], trafiamy do domów komunalnych, co też diametralnie przekształca serial, a co za tym idzie poszerza skalę naszej pracy". Dodaje po chwili: "Jeszcze większe wymagania postawił przed nami sezon szósty, w którym eksplorujemy świat Williama i Kate. Odwiedzamy m.in. uniwersytet w St Andrews. Władze uczelni zezwoliły na zdjęcia w swoich przestrzeniach. Zresztą kiedy to tylko możliwe Peter Morgan stawia na pracę w oryginalnych lokalizacjach - tam, gdzie wydarzenia naprawdę się toczyły. Rzadko jest to jednak możliwe ze względu na logistykę lub finanse. Czasem właściciele obiektów po prostu nie wyrażają zgody na pracę ekipy. Szczęśliwie w sezonie szóstym takie pozwolenia kilka razy udało się nam uzyskać".

Z pracy w St. Andrews Mark Walledge jest wyjątkowo zadowolony. Opowiada: "Mogliśmy szukać innego uniwersyteckiego miasteczka, ale St Andrew jest naprawdę wyjątkowe. Położone na wybrzeżu, ma swój własny, niepowtarzalny klimat. Zamiast próbować szukać go gdzie indziej, postanowiliśmy zapytać lokalne władze. Kiedy zgodził się uniwersytet, rada miejska dała nam złote klucze do miasta. Nie było zakątka, do którego nie moglibyśmy zajrzeć. Miasto było zachwycone. Byliśmy obecni wszędzie - nie tylko w gmachach uniwersytetu, ale i w kawiarniach, kinie, porcie. I oczywiście w hotelach".

Bez wątpienia z "The Crown" można wyruszyć w podróż po Wielkiej Brytanii. Takie miejsca jak Lancaster House i Wrotham Park "grają" Buckingham Palace. Ardverkie Estate "gra" Balmoral. Często ekipa zagląda na tereny i do budynków Greenwich. Tam bywały realizowane ujęcia udające główny plac przed Buckingham Palace. Kamery zostały wpuszczone do Meczetu Centralnego w Londynie - w Regent Park. Tam nakręcono sceny z pogrzebu Dodiego.

Inne punkty, gdzie gościła ekipa "The Crown": zamek Caernarfon, katedry Ely i Winchester. W szóstym sezonie odwiedzimy York Minster i Barcelonę, Szkocję. Będzie też, oczywiście, Paryż - częściowo zagrany został przez Londyn (w tym ulicę Frogmorton Avenue), częściowo ekipa naprawdę go odwiedziła. Miasto dla "The Crown" rozświetliło wieżę Eiffla. Ale czego nie zrobi się dla Rodziny Królewskiej?

"The Crown": Szósty sezon - wypadek i śmierć Diany

Pierwsze odcinki różnią się od tego, co do tej pory widzieliśmy w "The Crown". "Opowiadają jedną historię, są właściwie jednym długim filmem o ostatnich tygodniach życia Diany" - mówi reżyser Christian Schwochow, który pracował nad odcinkami 2, 3 i 4. (w 80 dni zdjęciowych). "Kiedy dostałem scenariusz od Petera Morgana, zobaczyłem, że różni się on od pozostałych odcinków 'The Crown' - bardziej przypominają thriller. Odcinek czwarty jest bardzo dramatyczny. Bardzo emocjonalny. Chyba najbardziej w historii całego serialu" - przybliża. Mamy w nim zobaczyć wydarzenia zaraz po wypadku w tunelu Pont de l'Alma. "Byłem więc dumny, choć czułem też olbrzymią presję, żeby poradzić sobie z tą historią w trzech odcinkach. Tamte chwile bardzo wielu ludzi na całym świecie ciągle bardzo dobrze pamięta. Jak je przedstawić, żebyśmy nie podeszli za blisko, ale jednocześnie pozostali wierni prawdzie. Jak w najbardziej godny o tym wszystkim opowiedzieć? To było duże wyzwanie, ale wyzwanie, któremu z radością stawiłem czoła". Wśród pytań, na które realizatorzy musieli sobie odpowiedzieć były np. te związane z tym, jak przedstawić sam wypadek.

"Szósty sezon rozpoczyna się tam, gdzie zakończył piąty - jesteśmy więc na początku historii księżnej Diany i Dodiego Al-Fayeda. Po rozwodzie. Camilla obchodzi swoje 50. urodziny. Diana wyjeżdża na południe Francji, czas spędza na jachcie Jonikal - z Mohamedem Al-Fayedem i Dodim. To początek romansu, którego finałem jest tragiczny wypadek" - opowiada Suzanne Mackie, producentka wykonawcza "The Crown". "To boleśnie krótki romans. Ale mam nadzieję, że piękny. Od chwili, gdy wchodzimy na tę łódź i pojawiają się kultowe ujęcia na jachcie, natychmiast się tam przenosimy - w miejsce, gdzie rozpęta się wichura - zalew spekulacji prasowych na temat relacji Diany i Dodiego. To szalone zainteresowanie mediów i nienasycony apetyt na wszystko, co robiła w tym czasie. Pierwsze trzy odcinki sezonu koncentrują się na krótkim okresie czasu".

Producentka przyznaje, że dekadę temu, gdy rozpoczęły się rozmowy na temat serialu, chęć opowiedzenia historii Rodziny Królewskiej w sześciu sezonach i 60 odcinkach, nikt nie mógł być pewien, że to wszystko się uda. "Pamiętam te rozmowy dziesięć lat temu, kiedy po raz pierwszy usiedliśmy przy stole i rozmawialiśmy o 'The Crown' i ambicjach opowiedzenia tej historii w sześciu sezonach i 60 odcinków" - mówi. "I ten dzień, który wydawał się niewyobrażalny wtedy - dziesięć lat temu - że dotrzemy do tego punktu. Nie mogliśmy wiedzieć, co się będzie działo. Czy widzowie nadal będą tak bardzo spragnieni tej opowieści. Czy uda się ją nam przedstawiać - tak, jak chcieliśmy, jak mieliśmy nadzieję. Nie można było tego wiedzieć. Tę dekadę temu rozmawialiśmy o tym, że pewnego dnia pokażemy historię śmierci Diany. Znam siebie, Petera, wiedziałam, że trzeba będzie do tego podejść z największym namysłem, wrażliwością i troską. Wiem, że nam się udało, że trzymaliśmy się tego przez cały czas".

O odcinkach zbliżających nas do tragedii Suzanne Mackie mówi: "Czuję, że naprawdę jesteśmy z Dianą. Myślę, że dziś wiemy więcej o wydarzeniach, które poprzedziły tragedię i lepiej znamy jej przebieg. Została dogłębnie zbadana w śledztwie kryminalistycznym. Sami przeczytaliśmy wiele książek, esejów, artykułów, listów na ten temat. Rozmawialiśmy z ludźmi, którzy byli bliscy Dianie. Mamy nawet informacje, o których, jak sądzę, nigdy do tej pory tak naprawdę nie mówiono". Po chwili dodaje: "Z namaszczeniem dbaliśmy o prawdę o każdy szczegół. Poznaliśmy Patricka Jephsona, sekretarza Diany. Wiemy już tak wiele, że udało nam się poskładać tę historię w całość. Zatem pierwsze trzy odcinki skupiają się w dużej mierze na szczegółach i dokładnie na tym, co wydarzyło się przed tragedią w Paryżu".

Producentka podkreśla, że dialogi, które usłyszymy, to wynik pewnych spekulacji. "Skąd możemy wiedzieć, jakie słowa naprawdę padły. Ale wiemy, dokąd poszli, jak długo tam byli. (...) aż  w końcu Peter Morgan, całkiem słusznie, musiał podjąć decyzję jako scenarzysta. Powiedział: "To właśnie napiszę i wydaje się to zgodne z prawdą". (...) Pierwsza połowa szóstego sezonu jest bardzo mocna".

Premiera pierwszej części finałowego, szóstego sezonu "The Crown" na platformie Netflix, odbyła się 16 listopada. Drugą część oglądać będzie można od 14 grudnia.

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: The Crown
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy