The Crown
Ocena
serialu
8,8
Bardzo dobry
Ocen: 268
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Gillian Anderson: W "The Crown" skandali mogło być więcej. "Jest wiele rzeczy"

"The Crown", czyli serialowa opowieść o królowej Elżbiecie II i jej bliskich jest stale krytykowana za wyciąganie brudów i oczernianie royalsów. Gillian Anderson, która wcieliła się w tej produkcji w byłą premier Margaret Thatcher, ma na ten temat inne zdanie. Według aktorki, scenarzyści nie wyrządzili rodzinie królewskiej krzywdy, wprost przeciwnie - wyświadczyli jej przysługę, bo pominęli wiele skandali i kompromitujących faktów.

Serial "The Crown" wzbudza emocje od chwili, gdy zadebiutował na Netfliksie w 2016 roku. Choć produkcja opowiadająca o losach zmarłej królowej Elżbiety II i jej bliskich cieszy się ogromnym zainteresowaniem widzów na całym świecie, jest też ostro krytykowana przez osoby z otoczenia royalsów. Scenarzystom zarzuca się, że przedstawili sfałszowaną wersję historycznych wydarzeń, ukazując członków rodziny królewskiej w skrajnie negatywnym świetle.

W gronie oburzonych znalazła się nawet legendarna aktorka Judi Dench, która w liście opublikowanym na łamach "The Times" zarzuciła twórcom serii "okrutną niesprawiedliwość". "Im bliżej naszych czasów sięga fabuła serialu, tym bardziej zdaje się on być skłonny do zacierania granic między historyczną dokładnością a prymitywną sensacją" - napisała laureatka Oscara.

Reklama

Gillian Anderson: W "The Crown" skandali mogło być więcej

Teraz głos w tej sprawie zabrała Gillian Anderson, która sportretowała na ekranie byłą premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher. W wywiadzie udzielonym magazynowi "Total Film" aktorka stwierdziła, że oburzeni odbiorcy nie zdają sobie sprawy z tego, jak wiele niewygodnych faktów na temat nieżyjącej monarchini i jej bliskich w serialu przemilczano. Jak podkreśla, gdyby twórcy w istocie wiernie odwzorowali rzeczywistość, produkcja dużo bardziej zaszkodziłaby wizerunkowi monarchii.

"Zaangażowano mnóstwo osób do rzetelnego sprawdzania faktów. Tak naprawdę są one dwukrotnie, a nawet trzykrotnie weryfikowane. Jest wiele rzeczy, które scenarzyści pominęli, a o których z powodzeniem mogli napisać. Gdyby widzowie zobaczyli te różnice, dostrzegliby, jak wiele jest w serialu życzliwości i powściągliwości" - powiedziała Anderson.

Aktorka zaznaczyła też, że członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej nie mogą oskarżać twórców "The Crown" o nadszarpnięcie ich reputacji. Jej zdaniem sami są sobie winni. "Uważam, że to, co zdecydowano się uwzględnić w fabule, zostało odpowiednio i bardzo dojrzale ukazane. Ktoś to musi wreszcie powiedzieć: 'Gdybyście nie zrobili tego, co zrobiliście, my byśmy teraz o tym nie opowiadali'" - skwitowała gwiazda. I dodała, że Windsorowie tak naprawdę powinni być wdzięczni produkcji za rozgłos, jaki dzięki niej zyskali. "Za sprawą serialu o tej rodzinie mówi dziś cały świat" - podkreśliła aktorka.

Nowe odcinki "The Crown", które pojawiły się na Netfliksie 9 listopada, pobiły rekord, jeśli chodzi o wywoływanie kontrowersji. W sezonie piątym poruszono bowiem wątki rozpadu małżeństwa księżnej Diany i ówczesnego księcia, a obecnie króla Karola III, a także domniemanego spisku, który uknuł on ponoć przeciwko własnej matce.

Książę miał naciskać na Elżbietę II, by ustąpiła mu miejsca na tronie, a o swoich planach dyskutował rzekomo z ówczesnym premierem Wielkiej Brytanii, Johnem Majorem. Polityk kategorycznie zaprzeczył, by do takich rozmów kiedykolwiek doszło. "Tego rodzaju sceny powinny być postrzegane jako szkodliwa i złośliwie wykreowana fikcja, bo tym właśnie są. To nic innego, jak stek bzdur" - powiedział w oświadczeniu rzecznik Majora.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: The Crown | Gillian Anderson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy