Urszula Grabowska kończy 45 lat
Od lat niezmiennie zachwyca na ekranie. Ma na swoim koncie wiele ról filmowych oraz telewizyjnych. Utalentowana aktorka ceniona jest nie tylko przez widzów, ale również osoby z branży. Urszula Grabowska 27 czerwca obchodzi swoje 45. urodziny.
Urszula Grabowska urodziła się i wychowała w małopolskich Myślenicach. Aktorstwo studiowała na krakowskiej PWST i to właśnie w Krakowie stawiała pierwsze kroki na scenach teatrów. Zadebiutowała jeszcze podczas studiów spektaklem Barbary Sass "Miesiąc na wsi". Na dużym ekranie po raz pierwszy pojawiła się w "Przedwiośniu" Filipa Bajona. O tym filmie mówi się, że jest zbiorowym debiutem aktorów zaczynających karierę na początku XXI wieku. Obok niej na ekranie pojawili się Karolina Gruszka, Mateusz Damięcki, Borys Szyc, Maciej Stuhr, Małgorzata Lewińska i Marcin Dorociński.
"Filip Bajon miał nosa. Czy spełniliśmy pokładane w nas nadzieje? Nie wiem, ale po latach patrzyłam na moją Karusię Szarłatowiczównę z rozrzewnieniem. Reżyser mówił mi: ‘Ula, twoje sceny robią na mnie duże wrażenie, ale tak naprawdę nie wiem, co ty grasz’. Sama nie do końca wiedziałam. Młody człowiek czerpie przede wszystkim z siebie. Zdolność nazywania pewnych stanów, przenoszenia postaci filmowej na własny organizm, panowania nad konstrukcją roli pojawia się dopiero po jakimś czasie. Kiedy otrzymałam scenariusz ‘Joanny’, czułam, że jestem już gotowa podjąć takie wyzwanie" - wspominała po latach. Od tamtej pory jej kariera tylko nabiera tempa. Ma na swoim koncie kilkadziesiąt ról filmowych, telewizyjnych oraz teatralnych.
Na studiach poznała mężczyznę, który do tej pory jest dla niej wielkim wsparciem. Z Adrianem Ochalikiem byli na jednym roku i zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Urszula Grabowska żartuje, że za Adrianem oglądały się wszystkie dziewczyny, ale ona znalazła sposób, by on interesował się tylko nią. "Nie wytykałam wad konkurentkom, tylko podkreślałam swoje zalety" - przyznała. Niestety, po trzech latach narzeczeństwa coś zaczęło się między nimi psuć. "Przestaliśmy się spotykać. Dopiero wtedy zrozumiałam, ile on dla mnie znaczy" - wspominała aktorka, która - by odzyskać ukochanego - poprosiła go o prywatne korepetycje z języka angielskiego.
Niedługo po powrocie do siebie wzięli ślub. Przez sześć lat mieszkali w malutkim pokoiku w Domu Aktora na krakowskim Kazimierzu, więc kiedy w końcu dorobili się własnego mieszkania, byli przeszczęśliwi. Adrian Ochalik (fani seriali mogą go kojarzyć jako Damiana Nawrockiego - wykładowcę i adoratora Oli Lubicz - z "Klanu") zdecydował się rzucić aktorstwo, skończył podyplomowe studia na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego, przez parę lat był rzecznikiem prasowym Wisły Kraków, obecnie kieruje biurem prasowym UJ.
To właśnie mąż panował nad wszystkimi sprawami związanymi z prowadzeniem domu i opieką nad Antonim, gdy ona większość czasu spędzała na planach filmowych. "Żyłam w rozkroku, byłam potwornie przemęczona. Mąż bardzo mnie wspierał. Bez niego nie dałabym rady" - wspominała. Od lat dzieli czas między Kraków i Warszawę. W stolicy Małopolski mieszka, wychowuje syna i gra w ukochanych teatrach. Grabowska nie ukrywała, że związek na odległość nie zawsze układał się dobrze. Do tego dochodziła tęsknota za synkiem.
"Był czas, kiedy naprawdę nie potrafiłam sobie psychicznie poradzić z tymi rozjazdami. Wydawało mi się, że jak jadę do Warszawy, do pracy, i zostawiam moich chłopaków, to jest taki rodzaj nadużycia, że nie wypada mi nic innego, tylko wrócić z pracy, siedzieć w hotelu i przygotowywać się do roli. [...] Bardzo mnie też spalała tęsknota za synkiem, choć przez te wszystkie lata tylko dwa razy zdarzyło się, że nie było mnie osiem dni z rzędu w domu. Gdy tylko kończyłam zdjęcia wcześniej, biegłam na dworzec, by ostatnim pociągiem przyjechać w nocy do Krakowa, a rano zjeść z małym śniadanie, nacieszyć się nim chwilkę i znów biegiem na pociąg do Warszawy. W końcu mój tato wziął mnie na rozmowę i powiedział: ‘Kochanie, czas wydorośleć. Wiem, że ty zaspokajasz swoją tęsknotę i uciszasz wyrzuty sumienia, ale Antoś cierpi. Ledwo przyzwyczaił się, że zostaje z dziadkami, ty nagle wpadasz i znowu znikasz. On tego nie rozumie’" - przyznała w rozmowie z magazynek "Olivia".
Dzisiaj twierdzi, że rola matki jest najpiękniejszym prezentem, jaki dostała od losu, a jej syn Antoni to jej największy sukces. Gwiazda "Stulecia Winnych" nie kryje, że przeżyła gehennę, gdy 17 lat temu była w ciąży, której - jak orzekli lekarze - mogła nie donosić. W dodatku tuż przed tym, jak dowiedziała się, że zostanie mamą, miała moment załamania i otarła się o depresję... Straciła po prostu wiarę w to, że kiedykolwiek zostanie doceniona jako aktorka. Miała dość czekania na propozycje, które nie nadchodziły. "Ciąża, mimo że zagrożona, paradoksalnie okazała się dla mnie najlepszą terapią. Uporządkowała mój świat. A kiedy synek się urodził, zdrowy i cały, byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem" - mówi dziś i dodaje, że po urodzeniu Antoniego dojrzała i odzyskała radość z bycia aktorką.