Kamila Bujalska: Zaczynała karierę jako dublerka Nataszy Urbańskiej
Kamila Bujalska jest doskonale znaną aktorką, którą już niebawem będziemy mogli zobaczyć w czwartym sezonie "Stulecia Winnych". "Do tej pory była to najbardziej angażująca mnie osobiście i emocjonalnie praca" uważa aktorka.
W dzieciństwie uprawiała akrobatykę, śpiewała i tańczyła. Później trafiła do Teatru Studio Buffo i została dublerką Nataszy Urbańskiej. Posmakowała słynnej szkoły Lee Strasberga w Nowym Jorku, ale porzuciła zajęcia, by kontynuować samotną podróż po Stanach Zjednoczonych.
Twoja kariera zawodowa się coraz bardziej rozkręca, a co ciekawe oprócz ukończonej szkoły aktorskiej masz za sobą kurs w The Lee Strasberg Theatre & Film Institute w Nowym Jorku. Jak tam trafiłaś?
Kamila Bujalska: - Film krótkometrażowy, w którym grałam, brał udział w międzynarodowym festiwalu w USA. To był powód mojego wyjazdu, ale będąc już po drugiej stronie globu, pomyślałam, że wyruszę w samotną podróż po Stanach. Tak trafiłam do Nowego Jorku. W szkole The Lee Strasberg studiował mój kolega, który zapoznał mnie z dyrektorką i tak oto dostałam zaproszenie na tydzień zajęć za darmo. Potem zaproponowała kolejny, ale będąc cały tydzień w Nowym Jorku i nie widząc praktycznie nic poza szkołą, stwierdziłam, że wystarczy mi już nauki. Zaczęłam zwiedzanie. Dzisiaj nie zrezygnowałabym z kolejnego tygodnia, ale wtedy byłam bardziej nastawiona na samotną podróż. Chyba najbardziej, w moim odczuciu, szaloną rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam.
Nie przemknęło ci przez myśl, by zostać i tam szukać ról?
- Nie było to moich celem. Moim celem jest raczej budować dobre, fajne życie, czego elementem oczywiście jest praca zawodowa. Mam swoje cele i ambicje, ale mając zbyt wysokie oczekiwania i wygórowane marzenia można wpaść w pułapkę, w której praca zaczyna unieszczęśliwiać. Swoje wyobrażenie na temat "kariery" zweryfikowałam po pierwszej premierze filmu, w którym zagrałam główną rolę żeńską. Sądziłam, że nowe propozycje przyjdą ot ,tak - zamiast tego było pół roku ciszy. Staram się zawsze być wdzięczna za to, co robię i mieć dystans do porażek. Moje marzenia zawodowe się spełniają. Jestem szczęśliwa i ciekawa, co przyniosą kolejne wyzwania.
Dlaczego postanowiłaś zostać aktorką?
- Tą drogą idę jako pierwsza w rodzinie. Właściwie to żartuję, że ten zawód wybrał mnie. Byłam bardzo ruchliwym dzieckiem, dlatego moja mama, żeby okiełznać ten "wulkan energii niespożytej" zapisała mnie na akrobatykę, a później śpiew i taniec. Zaraz potem z tej szkółki trafiłam do teatru pana Janusza Józefowicza. W tamtym czasie Natasza Urbańska brała udział w telewizyjnym show, więc poszukiwano dublerki. Wskoczyłam w jej buty, a potem występowałam w kolejnych spektaklach. Tak się zaczęło. Spędzałam więcej czasu w Teatrze Studio Buffo niż na lekcjach. Następnie przyszedł czas matury i wybierania studiów. Zastanawiałam się, czy jest coś innego, co mogłabym robić. Rachunek prawdopodobieństwa wyszedł jednoznacznie - aktorstwo.
Teraz grasz w "Stuleciu Winnych" Basię Borkowską, córkę Mani. Co będzie się działo w jej życiu w 4. sezonie?
- Bardzo sentymentalnie podeszłam do tego projektu. Myślę, że do tej pory była to najbardziej angażująca mnie osobiście i emocjonalnie praca. Zastanawiałam się, dlaczego tak było. Wydaje mi się że rodzinne więzi, które obserwujemy, tak "blisko" połączone z tłem historycznym najbardziej nas angażują emocjonalnie. Basia w 3. sezonie była "zasznurowana" i tak też się czułam. Ta postać chowała siebie, swoje potrzeby, to kim jest i próbowała na siłę znosić wszystkie koleje losu tylko po to, żeby przez nie przejść i utrzymać rodzinę razem. W kolejnym sezonie Basia rozsznurowuje swój gorset i staje się kobietą walczącą. O siebie, o swoje idee i cele. Bardzo mi się spodobał taki rozwój tej postaci. Na planie pracowałam ze wspaniałą ekipą i reżyserem, ale też Filip Gurgacz, który grał mojego partnera, Tomka, był dla mnie niesamowitym wsparciem i pomocą. Bardzo związałam się też z dziewczynami - Weroniką Humaj i Sonią Mietelicą, razem stworzyłyśmy zgrane, siostrzane trio.
Basia jest lekarzem, żoną Tomka, z którym ma dwie córki bliźniaczki - Julię i Ulę. Jaką matką jest Borkowska?
- W tamtych czasach myślę, że byłaby godnym do naśladowania wzorem kobiety-matki. Łączy macierzyństwo z rozwojem zawodowym, osiąga sukces, ma stanowisko, jest ordynatorem.
Jak potoczą się relacje Basi i jej teściowej (Małgorzata Ostrowska-Królikowska), z którą dość długi czas Borkowska nie mogła znaleźć wspólnego języka?
- Końcówka poprzedniego sezonu otworzyła nowy rozdział w relacjach Basi z teściową, dlatego w kolejnym sezonie ich relacja będzie cieplejsza.
Czym zaskoczy telewidzów nowy sezon?
- W nowej serii widzowie mogą liczyć na ciekawe, bardzo emocjonujące i trzymające w napięciu sceny. W tym sezonie odejdą seniorzy rodu, czyli Stanisław (Jan Wieczorkowski) i Andzia (Barbara Wypych), ich życie zatoczy koło. Będzie to niesamowicie wciągający sezon. Z tego, co widzę, widzowie bardzo związali się z tymi postaciami, dlatego tak samo jak my będą musieli przeżyć wszystkie serwowane przez nas emocje.
Jakie miejsce zajmuje rola Basi ze "Stulecia Winnych" w twoim filmowym portfolio?
- Bardzo ciężko jest mi porównać to doświadczenie do poprzednich. Swoją poważną pracę na planie zaczęłam z reżyserem Tomaszem Szafrańskim ("Klub włóczykijów i tajemnica dziadka Hieronima"), który śmiało mogę powiedzieć, że mnie "wychował". Był moim mentorem, a praca z nim ukształtowała mój światopogląd w tej branży. Bardzo ciężko jest mi umiejscowić "Stulecie Winnych" na jakiejś konkretnej pozycji, ponieważ był to zupełnie inny rodzaj pracy. Przez wiele miesięcy pochłaniała ona naprawdę kawał mojego życia - emocjonalnego skupienia, procesu budowania postaci. Kostiumy, scenografia, charakteryzacja to wszystko na równi ze mną kreuje moją bohaterkę. Jest to naprawdę wyjątkowe doświadczenie. "Stulecie Winnych" na pewno znajdzie się w kategorii jednych z ważniejszych i wyjątkowych produkcji, w jakich miałam przyjemność wziąć udział.
Na planie spotkałaś takich aktorów jak Jan Wieczorkowski, Urszula Grabowska czy Magda Walach. Jak wspominasz pracę z nimi?
- Po raz pierwszy pojawiłam się na planie 3. sezonu we wrześniu 2020. Była tam cała ekipa, która znała się już od dwóch sezonów, dlatego tworzyli już dobrze funkcjonującą rodzinną tkankę. Nagle jako nowy elektron pojawiłam się ja i musiałam wzrosnąć w tę budowę. W ogóle nie czułam, że jestem nowa, nieznana czy obca. Wśród aktorów, z którymi miałam przyjemność pracować czułam się jak u siebie, w rodzinie.
Barbara Skrodzka