"Stranger Things": Twórcy serialu żałują, że ich uśmiercili
Telewizyjny fenomen, który ściąga przed telewizory miliony widzów na całym świecie, zaskakując fanów fabułą i zwrotami akcji. Okazuje się jednak, że nie wszystkie pomysły i rozwiązania bracia Duffer uważają za doskonałe, o czym mieli okazję przekonać się na planie czwartego sezonu serialu. Choć ich wizja zdaje się spójna, bez skrupułów uśmiercają niektórych bohaterów, z czasem uznają jednak, że niektóre postaci i aktorzy zasługiwały na zdecydowanie większą uwagę.
(Uwaga: spoiler!) Seria kolejnych, tragicznych zdarzeń w mieście Hawkins zaczyna się od makabrycznej śmierci cheerleaderki Chrissy. Postać graną przez Grace Van Dien, poznajemy w pierwszym odcinku sezonu i niestety na tym jej rola się kończy. Niesłusznie, co w trakcie pracy na planie uświadomili sobie sami pomysłodawcy serialu "Stranger Things".
"Zawsze mamy takie momenty, 'co my najlepszego zrobiliśmy?'" - przyznał w rozmowie z TVLine Matt Duffer, komentując ten element fabuły. W zamyśle postać Chrissy miała być jedynie poboczna, miała być jedną z wielu bohaterek, której odejście zwiastuje, że nad Hawkins nadciągają kolejne dramatyczne wydarzenia. Okazuje się jednak, że klasycznej urody cheerleaderka podbiła serca fanów, niektórzy nawet sądzili, że między Chrissy a Eddiem Munsonem (Joseph Quinn) zrodzi się płomienne uczucie. Niestety, zanim twórcy serialu dostrzegli jej potencjał, los tej bohaterki był już przesądzony.
"Scenę, w której Chrissy chce kupić od Eddiego narkotyki w lesie, kręciliśmy dość późno" - wspomina Matt Duffer. "Kiedy pracowaliśmy nad nią, mieliśmy już nakręconą scenę jej śmierci" - dodał Ross Duffer. "Niespodziewanie ich wspólna scena ożyła w sposób, który był po prostu przepiękny. To niesamowite, co Grace była w stanie zrobić w tych kilku nielicznych scenach, ludzie się naprawdę przejęli" - nie szczędził komplementów aktorce jeden z braci Duffer.
Jak się okazuje, mimo ogromnego żalu i straconych szans na ciekawe rozwinięcie fabuły i nowych bohaterów, bracia konsekwentnie trzymają się swojej wizji. Postać grana przez Grace Van Dien nie jest pierwszą, której nie mogą odżałować. Podobne emocje towarzyszyły im, gdy z produkcją pożegnał się w drugim sezonie Sean Astin, odtwórca roli Boba, chłopaka Joyce Byers.
"Gdy zabiliśmy Boba w drugim sezonie, cóż, nie chciałem tego robić. Zakochaliśmy się w tej postaci, urzekł nas również Sean. Nikt nie chciał jego śmierci, nie zgadzała się na to Winona Ryder, Sean również nie chciał, aby jego bohater umarł" - wspomniał Matt Duffer. Zdradził jednak, że zarówno Seana jak i Grace widzowie ponownie zobaczą na ekranie. "Znajdziemy dla Grace coś innego do roboty i coś innego do roboty dla Seana" - zapewnił. Czy to oznacza, że tych dwoje nieodżałowanych bohaterów jeszcze powróci do Hawkins?