"Sprawiedliwi - Wydział Kryminalny": Inspektor z charakterem
Za granicą gra tylko czarne charaktery. My znamy go m.in. jako uczciwego komisarza Zawadę. Teraz znów włoży mundur. – Mój bohater będzie miał swoje za uszami – zdradza Marek Włodarczyk.
Ponownie pojawia się pan w roli stróża prawa. Trudno się "odkleić" od komisarza Adama Zawady z "Kryminalnych"?
Każdy z nas, aktorów, zdaje sobie sprawę, że kiedy zagra się w popularnym serialu, wpada się w pewien rodzaj szuflady. A to z kolei powoduje, że nie jest łatwo pojawić się na ekranie w innej roli. W Niemczech występuję w filmach głównie jako czarny charakter. Zazwyczaj jestem dość niebezpiecznym typem. W swojej karierze wcielałem się nie tylko w Rosjan czy Serbów, ale dwukrotnie pojawiłem się przed kamerą również jako... Turek. W Polsce udało mi się jednak przełamać tę etniczną barierę, kiedy zagrałem ojca tytułowej bohaterki w "BrzydUli". Tym samym zadałem kłam opiniom, że będę grał tutaj tylko dobrych, szanujących prawo policjantów.
Nie przeszkadza panu, że ludzie zapamiętali pana jednak jako sympatycznego komisarza?
- To o wiele lepsze niż bycie zdolnym, ale bezrobotnym aktorem. A przecież w tej branży jest mnóstwo utalentowanych kolegów bez pracy. Może i jest to droga na skróty, ale na całym świecie reżyserzy wolą sprawdzone nazwisko, które przyciągnie widzów, niż mało znane twarze. Z drugiej strony rozumiem tego rodzaju nastawienie wytwórni filmowych. Akurat w przypadku serialu "Sprawiedliwi - Wydział Kryminalny" producenci nie bali się zaryzykować i zatrudnili młodych, bardzo perspektywicznych aktorów. To oni tworzą dwie policyjne grupy operacyjne, zajmujące się najcięższymi przestępstwami.
A pański bohater?
- Inspektor Edward Kubis nie tylko sprawnie koordynuje działania grupy, ale wspiera podwładnych, pomaga, dzieli się doświadczeniem oraz pomysłami. Podoba mi się, że jest wyrazistą postacią, a w samym serialu, gdzie każdy odcinek tworzy zamkniętą całość, jest sporo akcji, na ekranie ciągle coś się dzieje. Nie ma nudy - i to się liczy!
Kubis różni się w jakiś sposób od Zawady?
- Z racji wieku i stopnia służbowego zdecydowanie więcej czasu spędza za biurkiem niż mój "poprzednik" z "Kryminalnych". Może przez tę jego papierkową robotę brakuje mi trochę zdjęć w plenerze. Ten niedostatek jednak z powodzeniem nadrobili scenarzyści, w ciekawy sposób kreśląc postać Kubisa. To facet z charakterem, z dość pogmatwaną przeszłością, mający swoje za uszami.
Zdjęcia kręcone są we Wrocławiu. Często kursuje pan między Polską a Niemcami?
- Bycie w ciągłym ruchu od lat jest związane z moją pracą, licznymi zawodowymi obowiązkami, propozycjami. U naszych zachodnich sąsiadów ciągle pojawiam się w tamtejszych serialach kryminalnych, oczywiście nadal w rolach czarnych charakterów. Tak jak ostatnio, gdzie w "SOKO Stuttgart" zagrałem zdesperowanego chorobą córki zabójcę. Za chwilę wracam na krótko do Hamburga, by wystąpić w jednym ze słuchowisk o Gdańsku w czasie II wojny światowej. Następnie ruszam w jesienną trasę po Polsce z komediowym spektaklem "Mayday 2". Jak widać, na ustatkowanie przyjdzie jeszcze czas.
Czy jednak nie brakuje panu ojczystego kraju?
- Żyję w Niemczech, jak i w Polsce. Mam stały kontakt ze swoją mieszkającą w Łodzi mamą, spotykam się z przyjaciółmi, gram w tutejszych produkcjach. Nie odnoszę wrażenia, że żyję na emigracji. Czuję się przede wszystkim Europejczykiem, choć kiedy w piłkę nożną grają Polacy z Niemcami, kibicuję naszym. Będąc w Hamburgu też jestem u siebie, tym bardziej że nikt przez lata spędzone za granicą nie dał mi do zrozumienia, że jestem inny, obcy lub gorszy. Nie licząc celników z NRD, ale oni do wszystkich Polaków mieli pretensje, że my możemy jeździć za granicę, a ich obywatele nie.
Rozmawiał Artur Krasicki