Milly Alcock: Dzięki serialowi "Ród smoka" zyskała nagłą popularność
Wydawać by się mogło, że dla osoby, która sporadycznie grywa w mało znanych serialach, a na co dzień pracuje na zmywaku, propozycja roli w takim hicie, jak "Ród smoka" jest jak wygrana na loterii. I rzeczywiście, dla Milly Alcock propozycja zagrania Rhaenyry Targaryen była darem niebios. Ale po emisji pierwszych pięciu odcinków australijska aktorka ma już dość popularności, jaką dał jej ten serial. Dlatego choć nie rezygnuje z aktorstwa, to nie chce już grać w tego typu produkcjach jak prequel "Gry o tron".
Udział w jednym z najbardziej wyczekiwanych seriali tego roku otworzył przed Milly Alcock drzwi do kariery w telewizji i filmie. Jednak młoda Australijka już straciła ochotę na wielką karierę. Wszystko przez popularność, jaka spadła na nią po emisji pierwszych odcinków "Rodu smoka". W najnowszym wywiadzie dla "Nylon" serialowa Rhaenyra Targaryen wyznała, że sława jest "do bani", a sam udział w produkcji określiła mianem "pracy dorywczej". Co prawda Alcock liczy na to, że będzie dostawać propozycje nowych ról, ale w kameralnych filmach czy serialach. Do wielkich produkcji, jak "Ród smoka", już się zraziła.
W wywiadzie dla "Nylon" Milly Alcock wyznała, że już sam angaż do prequela "Gry o tron" był dla niej prawdziwym zaskoczeniem. Gdy została zaproszona na plan długo wyczekiwanej produkcji HBO, jej życie wywróciło się do góry nogami. Dla niej, zwykłej Australijki, która mieszkała na strychu w domu rodziców, pracowała na zmywaku, a od czasu do czasu grywała w rodzimych produkcjach telewizyjnych, rozmach, z jakim kręcono "Ród smoka" był szokiem. "Przez pierwsze dwa, trzy miesiące ciągle myślałam, że zostanę wyrzucona z planu. Do tej pory pracowałam jedynie dla australijskiej telewizji, w której budżety na produkcje są znacznie mniejsze. Byłam w szoku, obserwując, jak wygląda taka produkcja. To było nowe doświadczenie, ekscytujące, onieśmielające, ale też przerażające" - wspomina 22-letnia aktorka.
Dzięki wsparciu ekipy i kolegów z obsady Alcock z czasem przywykła jednak do hollywoodzkich realiów pracy. Wciąż trudno jest się jej jednak oswoić ze sławą, która przyszła tuż po premierze pierwszego odcinka "Rodu smoka", a z każdym kolejnym odcinkiem tylko rosła. "Staram się w to nie angażować. Ponieważ nie jest to dla mnie korzystne, wręcz budzi mój niepokój. Ciągłe spoglądanie na swoją twarz jest męczące i nikt nie powinien tego doświadczać. Nie wiem, jak inni sobie z tym radzą, ale mnie to trochę odpycha. Szczególnie, że nie znam nikogo, kto przeszedł przez to, przez co ja przechodzę. Wszyscy moi przyjaciele to normalni ludzie, robiący zwyczajne rzeczy, chodzą na studia i robią to, co ludzie w ich wieku. Moja rodzina też nie jest związana z tym światem, więc dla mnie to bardzo dziwne doświadczenie. Czasem czuję się wręcz z jak Alicja w Krainie Czarów" - wyznała.
Z tego powodu aktorka traktuje rolę Rhaenyry Targaryen jako - jak sama mówi - zajęcie dorywcze. A do udziału w kolejnej wielkobudżetowej produkcji wcale jej się nie spieszy. Teraz Milly Alcock chce grywać w kameralnych i bardziej intymnych projektach. "W tej chwili nic się nie dzieje. Doświadczam wstępnej fazy paniki, w której w mojej głowie wciąż pojawia się myśl: 'Już nigdy nie pójdę do pracy, coś takiego już nigdy się nie powtórzy'. Chyba wszyscy wolni strzelcy znają to uczucie. Nie wiem, co będę robiła, naprawdę nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że trafi się coś zabawnego, ekscytującego, ale wiem, że chcę zrobić coś zupełnie innego, niż 'Ród smoka', ostatecznie nie chcę wchodzić w kolejną wielką franczyzę lub dużą serię. Chcę zrobić coś bardzo intymnego, osobistego" - przyznała.