Polsat Viasat Explore: Niebezpieczeństwa "turkusowej gorączki" [wywiad z Tonym Ottesonem]
Tony Otteson opowiada nam o niebezpiecznej pracy przy wydobyciu turkusu, codziennych zmaganiach i rozwiązywaniu konfliktów w naprawdę dużej rodzinie.
Katarzyna Ulman, Interia: Jak rozpoczął się "turkusowy biznes" rodziny Ottesonów?
- "Turkusowy biznes" nasza rodzina rozpoczęła tak mniej więcej w późnych latach 50. XX wieku. Mój dziadek przeprowadził się z Kolorado do Tonopah w stanie Nevada. Razem z jednym ze swoich przyjaciół zajmował się wydobywaniem srebra, kiedy natrafił na złoże turkusu. Spodobały mu się te niesamowite kolory - odcienie niebieskiego i zielonego, więc zdecydował się na zmianę - zamiast srebra postawił na turkus.
- Wtedy była to pewna nowość. Rodzinna firma przechodziła później z pokolenia na pokolenie - dziadek przekazał ją mojemu ojcu, wujkowi. Cała nasza rodzina jest w tym biznesie, a nasze dzieci już nabywają doświadczenia.
Co sprawia, że turkus jest tak bardzo pożądanym minerałem?
- Turkus jest niezwykle cennym minerałem ze względu na rzadkość jego występowania oraz sposób wydobycia; żeby “dostać się" do złota lub diamentów musisz naprawdę głęboko kopać, dlatego, że są one naprawdę głęboko w ziemi, więc kopiąc głębiej możesz więcej ich wydobyć. Przy turkusie sytuacja jest odwrotna - minerał powstaje w strefie przypowierzchniowej, na małej głębokości, ok. 20 metrów. W pewnym momencie zaczyna więc brakować minerałów, z których powstaje.
- Ilość turkusu jest bardzo mała - są miejsca, z których został wydobyty całkowicie. W jakimś momencie, pewnie jeszcze za mojego życia, turkusu po prostu zabraknie. Jedyny dostęp będą do niego ludzie, którzy już go posiadają i będą nim po prostu handlować. Z tego też powodu jego wartość znacząco wzrośnie. To z kolei doprowadzi do tego, że inni spróbują produkować ten minerał, co obniży jego jakość, a ty trafisz na towar, jaki zalega teraz na półkach sklepowych. To fałszywy turkus, który powstaje tylko dlatego, żeby obniżyć cenę.
W pierwszym odcinku programu "Turkusowa gorączka" dowiadujemy się sporo na temat "white buffalo". Dlaczego ten minerał jest tak cenny?
- Tak zwane "white buffalo" nie jest do końca odmianą turkusu. Ten minerał powstaje w miejscu, w którym znaleźliśmy trochę turkusu, którego odcień zanikł, a minerał stał się biały. I nie ma na świecie nic podobnego. Rozpoczęliśmy więc wydobycie, później cięliśmy go na kawałki oraz zaprezentowaliśmy naszym klientom, którzy go pokochali. Kiedy po raz pierwszy testowaliśmy ten minerał okazało się, że jest złożony z kalcytu, miedzi, aluminium...
- Przez lata sprzedawano go jako biały turkus, ale po tym, jak zaczęliśmy wydobywać więcej tego minerału okazało się, iż wszystkie testy wykazywały, że jest to forma kalcytu, a nie turkusu. To jednak oznacza, że ten minerał jest jednym z najrzadszych. Na świecie jest wiele naturalnych odmian kalcytu; jest go naprawdę wiele. “White buffalo" występuje tylko w Nevadzie, gdzie powstaje dzięki określonym warunkom. Powstaje opalizowany kalcyt, który tniemy i obrabiamy.
- Dostajemy produkt na lata o świetnej jakości, prawie taki, jak właściwy turkus. Kiedy trafił na rynek, konsumenci byli zachwyceni. Odcień "white buffalo" sprawia, że możesz go dodać do każdego ubrania, nie musisz przejmować się doborem kolorów, pasuje do wszystkiego. Przez ostatnie dziesięć lat wyczerpaliśmy to złoże niemal całkowicie. Zniknął więc z rynku na około piętnaście czy szesnaście lat. Jak widziałaś w pierwszym odcinku, powoli zaczynamy ponownie wydobywać ten minerał.
- Odkryliśmy kolejne miejsce, z którego możemy czerpać, jednak nie starczy to nam na długo. Mam nadzieję, że damy radę jeszcze przez pięć lat, ale później... Na razie jednak świetnie sprzedaje się poza Ameryką, szczególnie w Chinach i Japonii. Proszą nas o więcej, niż możemy wydobyć.
Jak wygląda praca w terenie? Turkus to cenny minerał, więc przypuszczam, że podczas wydobywania go z ziemi, nie można ot tak, rzucić dynamitem...
- To bardzo delikatne minerały - zarówno zwykły turkus i “white buffalo". Jeden zły ruch może zniszczyć całą pracę. Przy wydobyciu złota można użyć dynamitu, wysadzić coś i po problemie. Podczas wydobywania turkusu musimy być naprawdę bardzo ostrożni. Kiedy wyciągniemy go na powierzchnię, po tym jak wbijemy się za pomocą np. młota pneumatycznego, to trzeba skupić się na przeniesieniu minerałów - a tutaj trzeba bardzo powoli wyciągnąć turkus używając tylko własnych rąk.
Twoja praca jest trudna, a większość czasu spędzasz z dala od rodziny. Jaki wpływ ma na nich ta rozłąka?
- Kiedy zaczynałem pracę byłem singlem. Przez długi, długi czas wszystko było więc proste. Mając 32 lata poślubiłem Emily i adoptowałem dwójkę jej dzieci. Później urodziła się nam dwójka własnych dzieci i rzeczywiście sporo się zmieniło. Kiedy miałem w domu czwórkę dzieci, a wszystkie mają poniżej sześciu lat, strasznie trudno było się z nimi rozstać. Zwykle nie ma mnie w domu od siedmiu do dziesięciu dni, a kiedy dzieci są w takim wieku oznaczało to, że omijało mnie coś ważnego - pierwszy krok, pierwsze słowo.
- Zastanawiałem się, czy to wszystko ma sens, myślałem, jak ułożyć swoje priorytety. Zimą zmrok zapada tutaj o 17:00. Siedziałem więc wieczorami zupełnie sam, w ciszy - nie mamy tutaj zasięgu, brak kontaktu - a w domu dzieciaki płakały. Na szczęście, kiedy podrosły zaczęły spędzać ze mną więcej czasu w terenie. W lecie, albo kiedy mają przerwę w szkole, spędzamy razem cały dzień. Nadal nie ma mnie w domu przez długi okres czasu, jednak technologia poszła do przodu, więc czasami możemy porozmawiać.
Myślałeś kiedyś, żeby rzucić rodzinny biznes i zająć się czymś innym?
- Tak naprawdę, mimo że samo wydobywanie turkusu zajmuje mi dużo czasu, to robię też inne rzeczy. Kiedy wracam do domu zajmuję się obróbką minerałów, jednak mam pracowników, którzy z chęcią też to zrobią (śmiech). Razem z żoną prowadzimy firmę jubilerską, gdzie ja tworzę biżuterię, a Emily zajmuje się designem oraz sprzedażą. Sądzę, że to będzie moja przyszłość - będę kontynuował rodzinny biznes, ale nie narażał codziennie życia.
Kim byłbyś teraz, gdybyś wybrał inną życiową drogę?
- Inżynierem mechanikiem. Uwielbiam majsterkować, pójść do garażu i zbudować coś, cokolwiek... coś, co pomogłoby mi w codziennej pracy, co ułatwiłoby mi życie. Kocham taką zabawę.
Rodzinny biznes, rodzinna współpraca. Jak radzicie sobie, kiedy pojawia się kryzys?
- Moja rodzina, cały klan Ottesonów jest bardzo zżyta. Im jesteśmy starsi, tym bardziej zaczynamy chodzić własnymi ścieżkami. Prowadzimy razem firmę... Mamy osobne kopalnie; osobne, jakby to ująć, frakcje. Czasami na rynku wzrasta zapotrzebowanie na taki minerał, później na inny. Gdybyśmy sprzedawali ten sam kamień jednemu kupcowi to doszłoby do walki o cenę, a to pewnie wywołałoby wojnę.
- Przeważnie, jeżeli dwóch członków rodziny ma jakiś problem, albo są skłóceni, to jest jeszcze dziewięć innych osób, które zadbają o to, żeby oczyścić atmosferę i wyjaśnić sporne kwestie. Potem idziemy do przodu. Jesteśmy dumni z faktu, że mimo, iż mamy takie same problemy jak inne rodzinne przedsiębiorstwa, to radzimy sobie z nimi, wyjaśniamy, zapominamy i nadal się kochamy. Trzymamy się razem.
Co było dla ciebie największym wyzwaniem w tej rodzinnej pracy?
- Największym wyzwaniem jest rodzina. Ktoś może chcieć czegoś innego, mieć inny plan czy ambicje, realizować projekt, ale się nie napracować. Wyzwaniem jest znalezienie sposobu, aby pogodzić interesy wszystkich członków i nikogo nie pominąć, ale pozostać sprawiedliwym. Ci, którzy pracują więcej oraz poświęcają swój czas muszą coś z tego projektu mieć.
- Sama praca jest z kolei bardzo trudna i ciężka. Wiesz, że kiedy wstajesz rano, to połamiesz sobie paznokcie, wrócisz do domu z zakrwawionymi kłykciami, ranami i siniakami. Czasami wrócisz też bez zębów - jednego lata straciłem dwa. Z drugiej strony to nie wyzwanie, bo w końcu spodziewamy się tego wszystkiego idąc do pracy.
"Turkusowa gorączka" zagości na polskich ekranach 20 kwietnia. Co czeka widzów?
- Widzowie zostaną wgnieceni w fotel, w programie będzie wiele napięcia. Pokażemy wszystko, co robimy. Nie oszukujemy - wszystko, co ujęła kamera, działo się naprawdę. Wiele razy podczas zdjęć musieliśmy powiedzieć kamerzystom, żeby poszli gdzie indziej, ponieważ jeśliby zrobili jeden zły krok, to mogliby zginąć. Jeżeli się nie pospieszą - zginą; jeżeli pójdą tam, gdzie nie trzeba - zginą; jeżeli znikną nam z oczu i pójdą gdzieś - zginą.
- Drogi tutaj są bardzo niebezpieczne - trzeba wiedzieć, jak poprowadzić samochód. Jeśli podjedziesz na wzgórze w zły sposób, to możesz spowodować wypadek. My jesteśmy do tego przyzwyczajeni, ale to wszystko nowość dla osób, które tu czasami przyjeżdżają. Cały czas mamy z tyłu głowy, że coś może się stać. Ktoś przyjedzie na lunch, ale coś się stanie i zginie przed przerwą.
Jak opisałbyś swoje wrażenia i doświadczenie w pracy nad programem telewizyjnym?
- To było bardzo pouczające doświadczenie. Kiedy pracujemy, robimy wszystko bardzo intensywnie i szybko. Kiedy wokół pracuje ekipa filmowa wszystko się zmienia - musimy trochę zwolnić tempo, być ostrożni, dbać o bezpieczeństwo innych osób. Czasami byliśmy zmuszeni zrobić przerwę, aby ekipa mogła odpowiednio ustawić kamery. Sprawiało nam to pewną trudność, bo jesteśmy przyzwyczajeni, że w jeden dzień odwalamy kawał roboty. A teraz wykonywaliśmy zaledwie 10% tego, co wcześniej.
- To z kolei sprawiło, że mieliśmy opóźnienia w dostawach, a przecież firma cały czas pracuje, klienci oczekują towaru. Trzeba było dogadać się z ekipą filmową, która przecież też miała swoje określone zadania. Jeśli nie znajdziemy porozumienia, to nie nakręcimy dobrego programu. Cała ta sytuacja była dość trudna. Włożyliśmy w ten program wiele pracy, ale samo doświadczenie było niesamowite. Myślę, że nikt z nas by tej przygody na nic nie zamienił.
Na razie mogłam zobaczyć tylko jeden odcinek, a przede mną jeszcze sześć.
Z odcinka na odcinek jest coraz lepiej. Sądziłem, że to nie pójdzie tak łatwo. Obejrzeliśmy pierwszy odcinek, potem drugi... i okazało się, że wyszło bardzo fajnie, ten epizod jest dwa razy lepszy niż poprzedni. Po trzecim odcinku nie mogliśmy wyjść z podziwu.
"Na północ od Las Vegas czeka na wydobycie prawdziwa fortuna. Bezlitosna pustynia na terenie amerykańskiej Wielkiej Kotliny nie wydaje się idealnym miejscem do zdobycia bogactwa, ale pod tą jałową ziemią kryje się skarb wart miliony — wyzwanie polega na tym, by wiedzieć, jak go znaleźć. Rodzina Ottesonów od ponad 60 lat i trzech pokoleń wydobywa najbardziej poszukiwane turkusy na świecie".
Premiera siedmioodcinkowej serii "Turkusowa gorączka" została zaplanowana na 20 kwietnia o 22:00 na kanale Polsat Viasat Explore.