"Pod powierzchnią": Gdy sekret niszczy życie
– Bartek Gajewski to postać bardzo niejednoznaczna i pogubiona. Z radością gram takie role – mówi o swoim serialowym bohaterze Bartłomiej Topa.
Świetny aktor i wrażliwy człowiek, jego nazwisko kojarzy się z dobrym kinem...". Tego typu stwierdzenia dają chyba panu dużą satysfakcję?
- Oczywiście miło jest, kiedy słyszy się pochlebne i życzliwe opinie na swój temat. Jednak nie można popadać w samozachwyt. Lubię swoją robotę, staram się ją wykonywać rzetelnie i uczciwie. Do każdego serialu, filmu, w którym uczestniczę, precyzyjnie i solidnie się przygotowuję. Nie zapominam jednak o tym, że praca na planie jest działaniem zespołowym.
Nie ma mowy o indywidualnych popisach?
- Mogę mieć wspólną wizję z reżyserem, coś od siebie dołożyć, ale bez operatorów, montażystów, dźwiękowców i sztabu innych ludzi żaden film by nie powstał. My, aktorzy, jesteśmy od tego, by dostarczać ludziom śmiech, łzy i wzruszenie. Działamy na emocjach. To, że dajemy widzom rodzaj oderwania od rzeczywistości czy inspirację, nie czyni z nas jednak kogoś szczególnego.
Serial "Pod powierzchnią" gwarantuje odpowiednią jakość?
- Jak najbardziej! Widzowie przyzwyczaili się już do wysokiego poziomu telewizyjnych produkcji, dlatego producenci muszą się bardzo starać, by nie zawieść ich oczekiwań. I to nie tylko w kwestiach scenariuszowych, lecz również w sferze wizualnej. Zdjęcia "Pod powierzchnią" kręcone były m.in. w Płocku, bardzo pięknym i urokliwym mieście. Mamy więc atrakcyjne tło do opowiadanej, trzymającej w napięciu historii.
Do jakich bohaterów zalicza się grana przez pana postać?
- Jako dyrektor liceum jest odpowiedzialnym facetem. W prywatnym życiu kompletnie się jednak pogubił. Stoi na rozdrożu, odczuwa emocjonalną pustkę. Potrafi rozgraniczyć dobro od zła, ale... Bartek Gajewski ma w sobie paletę najróżniejszych kolorów, a tego typu role bardzo lubię.
To były dla pana trudne zdjęcia?
- Pracowaliśmy intensywnie, po kilkanaście godzin dziennie, ale całej ekipie stworzono komfortowe warunki. Miałem doskonałych partnerów - Magdę Boczarską, Łukasza Simlata i Marię Kowalską. To nie był stracony czas.
Rozumiem, że przed panem kolejne zawodowe wyzwania?
- Właśnie zakończyłem zdjęcia do filmu Moniki Jordan-Młodzianowskiej "Żelazny most", którego akcja dzieje się na Śląsku z katastrofą górniczą w tle. Cały czas można mnie zobaczyć w spektaklu "Niezwyciężony" w warszawskim Teatrze 6. Piętro. Działam też w klubie Gaja, angażuję się w akcje ochrony wilków. Mojemu sercu bliska jest natura! Na brak zajęć nie mogę więc narzekać.
Wolne chwile to dla pana rzadkość?
- Nie jest tak źle. Najlepiej regeneruję się, chodząc na długie spacery ze swoim psem. Na co dzień pracuję z wieloma ludźmi, dlatego chwile, kiedy mogę pobyć sam ze sobą, są niezwykle ożywcze. Pozwalają złapać nieco dystansu i skłaniają do refleksji.
Artur Krasicki/Tele Tydzień/ Świat Seriali/swiatseriali.pl