"Patrick Melrose": Widzowie będą zaskoczeni - wywiad z Benedictem Cumberbatchem
Gwiazda serialu "Sherlock" opowiada o tym jak dołączył do ekipy najnowszej produkcji HBO oraz swoich doświadczeniach na planie. Zapraszamy do przeczytania wywiadu!
W jaki sposób dołączyłeś do ekipy serialu?
- Michael Jackson i Rachael Horovitz mieli prawa do adaptacji serii książek Edwarda St Aubyna o Patricku Melrosie i w pewnym momencie skontaktowali się ze mną. Miałem świadomość, że oprócz mnie samego jest wielu aktorów, którzy prawdopodobnie przeczytali te książki i pomyśleli sobie, że chcieliby zagrać główną rolę w ich adaptacji. Ja miałem po prostu dużo szczęścia. Byłem w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu. Chciałem dostać tę rolę i otwarcie napisałem o tym na forum Reddita, a potem producenci zadzwonili do mnie!
- Chcieli spotkać się ze mną w Nowym Jorku, gdzie zjedliśmy razem śniadanie. Spóźniłem się trochę i byłem trochę zdenerwowany, bo tuż przed naszą rozmową przez cały wieczór i wcześnie rano doczytywałem ostatnie dwie książki z serii! Nie wiedziałem, czy byłem jednym z wielu czy jedynym aktorem, z którym rozmawiali na tym etapie, więc denerwowałem się nawet wtedy, kiedy zaczęli opowiadać mi o ich pomyśle na adaptację tych niezwykłych powieści na potrzeby telewizji.
Kim jest Patrick Melrose?
- Patrick to bohater, który desperacko próbuje oddzielić cezurą swoje obecne życie od nieszczęśliwego dzieciństwa i jest emocjonalnie bardzo zagubionym człowiekiem. Jest uzależniony od narkotyków, ma skłonności samobójcze, ale jest też niezwykle błyskotliwy i zabawny. W tle serialu pojawia się jeszcze coś innego - świat, który był mi trochę znany, pokazany z perspektywy nietuzinkowego bohatera, który bardzo cierpi, bo początkowo jest ofiarą, ale wychodzi z tego obronną ręką i jest na swój sposób bohaterem. Patrick Melrose to prześmiewcza wiwisekcja klasy wyższej, reliktu dawnego systemu, który nie ma obecnie racji bytu, bo jego władza coraz bardziej się kurczy. To także niesamowita historia życia głównego bohatera, którego raz widzimy jako małe dziecko, przerażonego, samodestrukcyjnego 20-latka albo trzeźwego mężczyznę po 30-stce, który jest mężem i ojcem. Jeszcze później Patrick zostaje sierotą - mamy więc cały kalejdoskop życiowych sytuacji.
Czy w ramach przygotowań do roli rozmawiałeś z ludźmi uzależnionymi?
- Tak, rozmawiałem z cudowną parą - Cher i Russelem z firmy 3D Research, którzy byli naszymi konsultantami na planie i na co dzień doradzają zawodowo wielu organizacjom, które zajmują się problemem narkomanii i uzależnień. Oboje borykali się z uzależnieniami w przeszłości. Byli niesamowicie szczerzy i pomocni podczas pracy nad scenariuszem i później na planie, podczas prób i zdjęć. Poza tym, bardzo pomagał nam Teddy! Musieliśmy dokładnie poznać mechanizmy i realia uzależnienia, a także jego fizyczne i psychiczne skutki, ale jeszcze ważniejszy były impulsy, które skłaniają nas do takich zachowań - psychologiczne bodźce wywołujące w nas chęć do brania zabójczych narkotyków. Czego są substytutem? W przypadku heroiny, dowiedziałem się, że daje ona złudne poczucie serdecznego uścisku, jakiego nigdy nie dała nam matka. Narkotyki są ucieczką od bólu istnienia. Odcinanie się od rzeczywistości to nie wszystko, zwłaszcza w przypadku bardziej aktywnych niż opiaty substancji, które potęgują neurotyczne doznania, wyostrzają wspomnienia, a potem wpychają nas otchłań własnego "ja". Kokaina zapewnia nam największy odlot. Krew zaczyna buzować w żyłach i wyostrzają się nasze zmysły. Heroina zapewnia nam z kolei miękkie lądowanie. Musieliśmy dobrze poznać tego rodzaju kwestie techniczne. Kiedy go poznajemy, nasz serialowy bohater jest nie tylko bardzo zamożnym, ale też doświadczonym narkomanem. Wie jak dawkować różne substancje, żeby uzyskać odpowiedni efekt fizyczny i psychiczny, a my musieliśmy to wszystko rozgryźć.
Czy poznałeś osobiście Edwarda St Aubyna?
- Tak, wiele lat temu poznałem go przez wspólnych znajomych, ale kiedy zacząłem pracować nad serialem, nie chciałem kontaktować się z nim na zbyt wczesnym etapie, żeby wypytywać się o różne szczegóły albo lepiej zrozumieć Patricka i jego samego. Pewnego dnia, przypadkowo wpadłem na niego na przyjęciu. Teddy zapytał mnie wtedy, czy faktycznie nakręcimy serial. Odpowiedziałem mu, że powstanie na pewno. Był bardzo miły i dobrze czułem się w jego towarzystwie. Jest niesamowicie inteligentny. Jest prawdziwym erudytą i ma niezwykłe poczucie humoru, a jednocześnie ma w sobie wiele empatii i nienaganne maniery. Jego ironia jest zupełnie inna niż ironiczny stosunek do świata nienawidzącego siebie bohatera książki, który w ten sposób dystansuje się od różnych aspektów rzeczywistości. Ironia Patrika może wydawać się atrakcyjna z daleka, ale nie sądzę, że ktokolwiek z nas chciałby z takim człowiekiem na co dzień żyć. Teddy nie ukrywa, że Patrick jest jego literackim alter ego. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak z czegoś tak potwornego mógł powstać tak dobry z natury człowiek. To prawdziwy cud. Podziwiam go za to i podziwiam go, że umiał przetworzyć swoje doświadczenia, żeby stworzyć z tego wielką literaturę.
W 2012 roku powiedziałeś, że jest to jedna z twoich wymarzonych ról...
- Tak, pamiętam, że było to podczas spotkania z fanami w Australii. Wspomniałem wtedy też o Hamlecie, bo to te dwie role, które zawsze bardzo chciałem zagrać. Ostatnia powieść z cyklu o Patricku Melrosie wyszła w 2011 roku i właśnie wtedy przeczytałem wszystkie jego części. Wiem, że to zabrzmi trochę nie na miejscu, bo część literackich bohaterów to potworni ludzie, ale miałem poczucie, że znalazłem klucz do tego świata. Nie mogę powiedzieć, że dobrze znałem te sfery społeczne, których znakiem rozpoznawczym jest oziębłość uczuciowa, cynizm i ironia. Pamiętam, że moja babcia powiedziała mi kiedyś: "Jakie to nudne. Nie rozmawiajmy o tym, bo to nie jest ciekawe". Temat był nudny, bo w konwencjonalnych rozmowach w tak zwanym towarzystwie nie okazywano prawdziwych emocji ani zainteresowania. Wszystkie problemy traktowano bardzo powierzchownie, z dużą nonszalancją. Chciałbym przy tej okazji podkreślić, że moja babcia była prywatnie niezwykle uczuciową i miłą osobą, a sposób, w jaki funkcjonowała w towarzystwie był wynikiem społecznej presji, żeby nawet o rzeczach trudnych rozmawiać w lekki, ironiczny sposób.
Czy molestowanie i uzależnienie dotyka w serialu członków arystokracji?
- Zgadza się. Zastanawialiśmy się nawet, czy serial, który pokazuje problemy ludzi bogatych nie zostanie odebrany jako odklejony od prawdziwej rzeczywistości? Z drugiej strony, zmaganie się z uzależnieniem i straszliwe doświadczenia związane z molestowaniem są niestety tematem uniwersalnym, a więc ponadklasowym . O tym właśnie jest nasz serial, który pokazuje także powolny upadek dawnego systemu i klasy wyższej z jej najgorszymi przywarami. Arystokracja jest zapewne w dalszym ciągu przekonana, że jest grupą wybrańców, której należy się bogactwo tego świata, ale my pokazujemy, że prawdziwym bogactwem jest miłość, która będąc uosobieniem prawdy, dobra i niewinności może pokonać wszystko. Nasz bohater w końcu się o tym przekona, ale stanie się to po długiej walce.
Jesteś także producentem serialu.... ",
- Tak, ale zostałem nim dopiero wtedy, kiedy zostałem odtwórcą głównej roli. Mam własną spółkę produkcyjną. Dostajemy mnóstwo scenariuszy i materiałów, których nie można skrócić do dwu- czy dwuipółgodzinnego filmu, więc w pewnym momencie zaczęliśmy zastanawiać się nad adaptacją powieści. Wiem, że ten serial stanie się teraz naszą wizytówką, ale ja naprawdę jestem zainteresowany produkcją filmów i seriali, w których sam nie występuję, a moja rola ogranicza się do tzw. developmentu.
Czy bez problemu udało ci się pogodzić rolę producenta i odtwórcy głównej roli?
- Były chwile, kiedy musiałem występować w różnych rolach, co czasem trochę wybijało mnie z rytmu. Jako producent byłem głównie zaangażowany w przygotowania do produkcji i zdjęć, bo mogłem wykorzystać swój warsztat aktorski, żeby wprowadzić członków ekipy produkcyjnej w szerszy kontekst i serialowy świat. Po rozpoczęciu zdjęć moje obowiązki przejęły inne osoby, bo nie byłem już potrzebny poza planem. Kiedy nie pracuję na planie filmowym, sam zajmuję się produkcją i reżyserią, ale cieszę się, że Edward stanął za kamerą wszystkich pięciu odcinków, bo to nie jest ten etap mojego życia, na którym miałbym na to czas. Mam dwójkę małych dzieci i wystarczy, że wystąpiłem w serialu.
Nad serialem pracował wspaniały zespół - Edward Berger, który wyreżyserował serial "Szpieg D’83" David Nichols i wielu świetnych aktorów.
- Tak, na naszej giełdzie pojawiały się nazwiska różnych reżyserów, ale Ed był zawsze faworytem. Kiedy spotkałem go po raz pierwszy, powiedział mi: "Chciałbym, żeby każda z pięciu powieści z cyklu była odrębnym filmem, nakręconym w inny sposób i z inną narracją". Zastanawiałem się, czy Ed czuje to specyficzne poczucie humoru i kwestie klasowe, które są bardzo ważne w powieściach St Aubyna, ale okazało się, że niepotrzebnie się martwiłem. Niemieckie poczucie humoru jest bardzo podobne do angielskiego. Jeśli dobrze pamiętam, to Ed ma chyba szwajcarskie albo austriackie korzenie..., ale nie ważne, bo ma ogromne poczucie humoru!
Czy to ty postanowiłeś zaprosić do współpracy nad filmem Davida Nichollsa?
- Nie, Michael i Rachael zaprosili go do zespołu, kiedy zaczęli pracować nad adaptacją. Nie było wtedy jeszcze z nimi Eda, Jamesa Frienda, czyli naszego operatora, świetnej charakteryzatorki Karen Hartley-Thomas i wspaniałego kostiumologa Keitha Maddena.
W serialu zagrałeś niewiele scen z udziałem Hugo Weavinga, który gra ojca Patricka?
- Niestety, bo go uwielbiam. Jest niesamowicie zdolnym aktorem, który doskonale wypadł w tej roli. Jest charyzmatyczny i przerażający. Jego bohater to udręczony człowiek, który postanawia dręczyć wszystkich ludzi ze swojego otoczenia. Molestuje Patricka, ale łatwo możemy się domyślić, że to samo przydarzyło się kiedyś jemu, kiedy był dzieckiem. Hugo stworzył bohatera, który jest prawdziwym potworem, choć sam jest cudownym, łagodnym i zabawnym człowiekiem. To właśnie on był ulubieńcem ekipy produkcyjnej.
A jak wspominasz współpracę z Jennifer Jason Leigh?
- Nakręciłem z nią dużo scen, w których widzimy Eleanor u schyłku jej życia. Była niesamowita. Przeszła na planie niesamowitą metamorfozę i stworzyła wybitną kreację. Niestety nie zobaczycie mnie w scenach z młodszą Eleanor, ale oglądałem materiały nakręcone w Atlancie, gdzie bawiłem się w superbohatera na planie Doktora Strange. Jennifer nie boi się wyzwań, lubi podejmować odważne aktorskie decyzje, co sprawia, że zawsze rewelacyjnie wypada na ekranie. Oglądanie jej w akcji sprawia mi ogromną przyjemność. Pip Torrens, który występuje w roli Nicholasa Pratta stworzył kolejną świetną kreację. Jego bohater szafuje bon motami i sarkastycznymi uwagami. Sprawia wrażenie nieustraszonego drapieżnika z wyższych sfer, ale nawet on pokazuje w końcu swoją wrażliwą naturę. Scena jego upadku jest niesamowicie wzruszająca. Holliday Granger gra z kolei młodą hipiskę, która naśmiewa się z establishmentu, a wiele lat później materializm bierze górę i staje się jego częścią. Jej rola to absolutne mistrzostwo świata. W roli Johnny’ego zobaczymy Prasannę Puwanarajaha, mojego przyjaciela, z którym dawno nie pracowałem. Z Anną Madeley, która gra moją serialową żonę, wystąpiłem w filmie Dziecko w czasie. Była osobą stworzoną do tej roli i dlatego zobaczymy ją jako Mary, nieszczęśliwą żonę Patricka. To bardzo skomplikowana postać, ale Anna w bardzo poruszający i sugestywny sposób pokazała jej metamorfozę. W obsadzie jest jeszcze fantastyczna Jessica Raine. Występuje w roli zjadliwej Julii, wieloletniej przyjaciółki i kochanki Patricka, która w młodości ironią oswaja rzeczywistość, a później popada w głęboką depresję. W serialu pojawiają się naprawdę niezwykłe kobiety.
Czy była to trudna rola, bo dotyka bardzo ciężkich tematów?
- Chyba najtrudniejsze było pokazanie na ekranie ogromnego bólu i cierpienia - poczucia, które każdego dnia przeszywa mojego bohatera, skłaniając go do nieprzewidywalnych, autodestrukcyjnych zachowań, co na koniec prowadzi do jego załamania nerwowego na pogrzebie matki. Część scen nakręconych w hotelowym pokoju w odcinku "Złe wieści" była emocjonalnie trudna, bo przypomina monodram. W pewnym momencie, mój bohater zaczyna demolować swój pokój i słyszeć głosy, które w jego głowie rozmawiają ze sobą, czyli mówi sam do siebie. Powiedzmy, że ten dzień na planie był dosyć dziwny. Na szczęście, po wielu latach nauczyłem się zostawiać pracę na planie. Kiedy kończą się zdjęcia, wsiadam do samochodu, włączam radio i przenoszę się myślami gdzie indziej, żeby po powrocie do domu nie odpowiadać na pytanie "Jak minął ci dzień?" tyradą: "Widziałem ciało ojca w domu pogrzebowym i wspominałem, jak mnie gwałcił. Potem wstrzyknąłem sobie kokainę w żyłę na lewej kostce, zdemolowałem pokój w hotelu, a później niemal przedawkowałem heroinę i obudziłem się wśród plam krwi, w kałużach wymiocin wokół porozrzucanych na podłodze strzykawek. No wiesz, dzień jak co dzień!".
Wiem, że zadaję to pytanie człowiekowi, który zagrał Sherlocka Holmesa, ale Patrick Melrose ma także rzeszę wiernych fanów... Czy czułeś z tego powodu dodatkową presję?
- Tak, miałem świadomość, że poprzeczka została ustawiona bardzo wysoko. Miałem bardzo podobne doświadczenia, kiedy wcielałem się w różne kanoniczne postacie literatury, ale mój Sherlock został poniekąd wymyślony na nowo, co moim zdaniem przysporzyło mu rzeszę nowych fanów. Wielu aktorów zagrało tę postać przede mną i jestem pewien, że ja też nie jestem ostatni, bo to chyba najczęściej adaptowane powieści w historii literatury. W przypadku Patricka Melrosa jest inaczej, bo nakręcono wcześniej tylko jedną adaptację. Zdaję sobie sprawę z tego, że czytając tak dobrą książkę każdy z nas inaczej wyobraża sobie różne rzeczy i odbiera bohaterów w bardzo osobisty i szczególny dla siebie sposób. Wiem, że mój Patrick Melrose nie zadowoli wszystkich, chyba, że wykorzystamy jakąś nowatorską technologię i będziemy mogli dowolnie zmieniać fizyczny wygląd serialowych postaci. A może Nicolas Cage lepiej wypadłby w roli Patricka Melrose’a?
Na co powinni nastawić się widzowie?
- Niechętnie odpowiem na to pytanie, bo nie chcę niczego nikomu narzucać.... Powiem, tylko, że widzowie powinni przygotować się na coś, czego w ogóle się nie spodziewają. Mam nadzieję, że spodoba im się świetnie nakręcona adaptacja cyklu wybitnych powieści z udziałem wielu wspaniałych aktorów młodego i starszego pokolenia. Każdy odcinek jest utrzymany w innej konwencji wizualnej, a scenariusz został napisany w bardzo oryginalny sposób. Mam też nadzieję, że widzowie, którzy nie czytali jeszcze powieści St Aubyna teraz po nie sięgną. Pamiętam, że po premierze pierwszego odcinka Sherlocka z moim udziałem gwałtownie wzrosła sprzedaż książek, dzięki czemu z twórczością Conan Doyle’a zapoznało się nowe pokolenie czytelników. Cykl powieści o Patricku Melrosie jest jednym z arcydzieł literatury XXI wieku. Jestem pewien, że przetrwa próbę czasu i mam nadzieję, że to samo będzie można powiedzieć za jakiś czas o naszej adaptacji.