Papiery na szczęście
Ocena
serialu
8,9
Bardzo dobry
Ocen: 1174
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Papiery na szczęście": Mateusz Kmiecik ostro o sławie. "Nie interesuje mnie bycie celebrytą"

Mateusz Kmiecik to aktor, którego kariera rozwija się w ostatnim czasie w zawrotnym tempie. Widzom jest dobrze znany z takich seriali, jak: "Archiwista", czy "Zakochani po uszy". Ostatnio natomiast można natomiast oglądać go w nowej produkcji TVN 7 - "Papiery na szczęście", w której wciela się w męża głównej bohaterki. W jednym z ostatnich wywiadów Kmiecik zdecydował się opowiedzieć o aktorstwie, sławie i przygotowaniu do ról.

Mateusz Kmiecik w "Papierach na szczęście"

- W "Papierach na szczęście" grasz męża Marty, piłkarza Krisa. Podejmując się zagrania tej postaci musiałeś w jakiś sposób upodobnić się do bohatera i fizycznie przygotować się do roli?

By zagrać Krzyśka nie musiałem się specjalnie przygotowywać. Przez 9 lat grałem zawodowo w piłkę nożną, więc wiem jak wyglądają treningi. Jednak później doznałem kontuzji, musiałem pożegnać się z karierą sportowca i zostałem aktorem.

- Marta ucieka od Krzyśka, ale ten nie daje łatwo za wygraną i będzie próbował przekonać ją by wróciła. Uda mu się?

Początkowo Krzysiek pragnie odzyskać Martę i dzieci tylko dlatego, by wybielić się przed wymiarem sprawiedliwości. Dopiero później na pierwszy plan wychodzą jego emocje i szczere uczucia, które towarzyszą każdemu rodzicowi. Niezależnie od popełnionych w życiu błędów Kris będzie chciał wrócić do żony. Mam nadzieję, że nie będzie na to za późno i uda mu się odzyskać rodzinę. Wierzę w to, że mój bohater zdąży przyjechać do Krakowa w odpowiednim momencie.

Reklama

Życie w biegu

- Mieszkasz w Warszawie, zdjęcia do serialu kręcone są w Krakowie, nie męczą Cię dojazdy?

Zdarza się, że mój grafik bywa bardzo napięty i po 12 godzinach pracy na planie wsiadam do pociągu około 20, a do domu docieram dopiero późnym wieczorem. Nie jest łatwo, tym bardziej, że dość dużo gram też w Teatrze Narodowym. Występuję w 8 tytułach m.in. "Matce Joannie od Aniołów", "Pikniku pod Wiszącą Skałą", "Trzech siostrach", "Jak być kochaną". Często po zdjęciach w Krakowie jadę do Warszawy na spektakl, a po spektaklu wracam, bo rano muszę być na planie. Jest to odrobinę męczące, ale czas spędzony w pociągu mogę wykorzystać na odpoczynek, krótką drzemkę, naukę tekstu lub lekturę książki.

- Znajdujesz się w prawdziwym biegu, co robisz, gdy uda Ci się znaleźć choć dwa dni wolnego?

Mam cudowną partnerkę i wspaniałego syna, z którymi, gdy tylko mam wolne, jeżdżę w odwiedziny do naszych rodzin. Pochodzę z okolic Kalisza, a moja partnerka z okolic Lublina, dlatego trzygodzinne wycieczki samochodem w rodzinne strony wpisały się w nasze życie.

- Czyli przygotowanie do roli serialowego ojca też już odbyłeś.

Nie jestem aż tak hardcore'owym ojcem jak Kris (śmiech - przyp.red.). Dla swojego syna jestem bardziej łaskawy, ale posiadanie własnych dziecka na pewno pomaga przełożyć pewne uczucia, emocje na serialowe sytuacje.

"Nie interesuje mnie bycie celebrytą"

- Zagrałeś już w kilku serialach, grasz w teatrze, ale znalezienie jakiś informacji czy wywiadów z Tobą nie jest proste. Jaki jest tego powód?

Stronię od rzeczy robionych pod publikę. Mam za sobą już kilka większych i mniejszych produkcji, ale nie jestem człowiekiem, który za wszelką cenę chce się pokazać. Nie interesuje mnie bycie celebrytą. Oczywiście udzielanie wywiadów i pojawianie się na wydarzeniach promujących produkcje, w których biorę udział jest moim obowiązkiem, rozumiem to, akceptuję i staram się wypełniać te zobowiązania jak najlepiej mogę, ale nie pcham się specjalnie przed obiektywy.

- Dlaczego zatem zostałeś aktorem?

Kiedyś moja babcia zapytała mnie: "Czemuś ty wnuczku to wybrał?". Powiedziałem: "Babciu, nie wiem". Taka jest prawda. Pochodzę z małej wioski, 35 domów na krzyż. Zaczęło się pewnie jak u każdego. W szkole brałem udział w galach, grałem w kabaretach, przedstawieniach itd.. W pewnym momencie musiałem opuścić dom i pojechałem do Krakowa. Tam poznałem Artura Dziurmana, którego także można oglądać w "Papierach na szczęście", wtedy był on dla mnie mistrzem. W Krakowie spędziłem 2 lata i tam przygotowywałem się do egzaminów do szkoły teatralnej. Dostałem się od razu do Warszawy, a w Krakowie byłem w finale. Nie wiedziałem co zrobić czy wybrać Warszawę, czy pójść na drugi etap w Krakowie. Zadzwoniłem do Artura, wtedy jeszcze byliśmy na "pan" i poprosiłem o radę. Artur powiedział krótko: "Bierz Warszawę".

- Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiała Barbara Skrodzka/AKPA

AKPA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy