"Pajęczyna": Joanna Kulig: "Każda rola to dla mnie misja kosmiczna" [wywiad]
Joanna Kulig przez lata umacniała swoją pozycję aktorską w branży filmowej. A od momentu, gdy świat zachwycił się jej rolą w filmie Pawła Pawlikowskiego "Zimna wojna", zasłużyła sobie niewątpliwie na status gwiazdy i międzynarodową karierę. Po krótkiej przerwie, związanej z narodzinami syna, przystąpiła do realizacji kolejnych projektów. Najnowszy to serial "Pajęczyna", w którym gra główną rolę.
Beata Banasiewicz, AKPA: Czy role są dla Ciebie granicą, którą chcesz, lubisz, masz ochotę przekraczać?
Joanna Kulig: - Każda rola jest dla mnie przygodą, misją kosmiczną. Wchodzę w jakąś rzeczywistość, którą muszę od początku do końca zbudować, odnaleźć się w danych realiach. W "Pajęczynie" spodobał mi się scenariusz, na podstawie, którego musiałam zbudować postać Kornelii i ją uprawdopodobnić.
Dzieci uwielbiają zabawy w policjantów i złodziei. Tu mamy do czynienia z zagadką kryminalną, którą próbuje rozwikłać pani naukowiec i jej syn, student fizyki.
- Tak, to prawda. Kilka razy grałam w serialach kryminalnych policjantkę. W "Pajęczynie" osobą, za którą podążają widzowie, próbując rozwiązać zagadkę rodziny Titko, jest naukowiec PAN, Kornelia Titko, która angażuje do roli swojego "partner in crime" syna.
Kornelia lepiej radzi sobie z pająkami niż z ludźmi?
- Trudno ją za to obwiniać. Do czasu, gdy dostała tajemniczy list, zaadresowany do jej matki, była przekonana, że Teresa zmarła z powodu wylewu, gdy ona miała kilka lat, a jej siostra, Jagoda, zginęła w wypadku samochodowym. Kornelia została sama. Kilkuletnie dziecko wziął na wychowanie dziadek. W dorosłym życiu rozwiodła się i, jak się okazuje, nie ma najlepszych relacji z synem. Jest introwertyczką. Lepiej czuje się wśród pająków niż wśród ludzi, tak. Ma problem z okazywaniem uczuć.
- I nagle, pod wpływem tego listu, doznaje silnego wstrząsu. Zdaje sobie sprawę, że historia jej rodziny została sfałszowana z powodów politycznych. Uruchamia więc swoją genialną pamięć, to wszystko, co pamięta od drugiego roku życia i podąża za wspomnieniami w poszukiwaniu prawdy o sobie i o swojej rodzinie. Pragnie odkryć swoją tożsamość, zmierzyć się ze swoją traumą, by ostatecznie przejść przemianę. Pamięć staje się jej sprzymierzeńcem w rozwiązywaniu zagadki kryminalnej.
Czy twoja wiedza - kto zabił - zmieniła coś w sposobie opowiadania tej historii?
- Kto zabił - zostało napisane w siódmym odcinku. Długo go nie dostawałam do przeczytania. Tak się jednak stało, że kręciliśmy sceny niechronologicznie, z różnych odcinków, więc pewnego dnia usłyszałam od reżysera: "Muszę ci powiedzieć kto zabił". Pomogło mi to stworzyć trochę dodatkowych niuansów.
Zapytałam na początku o granice, które ty, Joanna Kulig, przekroczyłaś dzięki Kornelii?
- Jeśli pytasz o ptaszniki, to osobiście nie czuję lęku przed pająkami, ale gołą ręką nie odważyłabym się go dotknąć. Na planie był konsultant. Zapytałam, czy kiedyś ugryzł go pająk? Odpowiedział, że nie, ale mała szansa jest, jeśli się taki zdenerwuje. OK - powiedziałam. To będę robiła sama na ujęciach tyle, żeby nie trzeba było podawać antidotum. Na zbliżeniach mam dublera, bo wierzę, że zwierzęta czują lęk i wtedy mogą zaatakować, ale pęsetą operuję na ekranie z ptasznikiem sama (uśmiech - przyp. red.).
A jazda skuterem?
- Prywatnie potrafię jeździć skuterem, ale nie tak wspaniale jak Kornelia, czyli moja kaskaderka, która była niezastąpiona na długich przejazdach. Dzięki temu ja mogłam skupić się na danej scenie. Teraz mam silną motywację, by zrobić kurs na prawo jazdy kategorii B. Dwa poprzednie podejścia musiałam przerwać przez moje zawodowe projekty.
Od czasów "Zimnej wojny" twoja kariera zawodowa szaleje międzykontynentalnie. W międzyczasie zostałaś również mamą. Powiedz, udało ci się złapać work-life balance?
- Mam trzech agentów w Polsce, we Francji oraz Stanach Zjednoczonych. Dzięki temu mogłam współpracować z takimi filmowymi gigantami jak Tom Hanks, Steven Spielberg czy reżyser ostatniej części Bonda, Cary Fukunaga. Nie lubię castingów typu "self tape", ale gdy dostaję propozycję spotkania z konkretnym reżyserem, wsiadam w samolot i lecę na rozmowę. Odkąd zostałam mamą dzielę swoje artystyczne ambicje, marzenia z obowiązkami domowymi. A czy w tym rozpędzonym pociągu udało mi się złapać work-life balance? Chyba dopiero teraz mogę powiedzieć, że zaczęłam, co wcale nie jest łatwe. Był czas grania, a teraz mam moment dla siebie, by za chwilę znów wejść w bardzo istotny projekt, czyli "She came to me" według scenariusza i w reżyserii Rebeki Miller, córki Arthura Millera, tego, który był mężem Marilyn Monroe.
Czy Joanna Kulig ma aktorskie marzenia do spełnienia?
- Marzy mi się znów jakaś rola musicalowa, duże, historyczne, kostiumowe widowisko filmowe oraz komediowa rola. Bardzo lubię komedie. Czytam z uwagą scenariusze, a wtedy zdarza się, że przychodzi do mnie rola z zupełnie innego gatunku niż miałabym akurat ochotę zagrać. To jest właśnie fantastyczne w moim zawodzie.
Dziękuję za rozmowę.