"Ostre przedmioty": Jean Marc Vallee
Reżyser serialu "Ostre przedmioty", Jean Marc Vallee, zdradza nam kulisy pracy na planie.
Całkiem niedawno wyreżyserowałeś ""Wielkie kłamstewka"", a teraz stoisz za kamerą na planie serialu "Ostre przedmioty". Musisz być bardzo zajętym człowiekiem. Czy w ogóle jeździsz na wakacje?
- Tak, zrobię sobie dłuższą przerwę w lipcu, kiedy wszystko się skończy. Rozmawiamy o serialu, nad którym nadal pracuję. Każdego dnia siedzę do wieczora w montażowni i przeglądam nakręcony materiał, a potem zmontowane odcinki. Na przykład, wczoraj wprowadziłem drobne zmiany do pierwszego odcinka, które tak naprawdę niewiele zmieniają. To prawda, że ostatnio bardzo intensywnie pracowałem. Czuję się zmęczony i zaczynają wypadać mi włosy.
Kiedy zaproponowano ci przeniesienie powieści Gillian Flynn na mały ekran, jakie były twoje pierwsze wrażenia?
- Pomyślałem sobie, że to Tennessee William na kwasie, sterydach i LSD. A ten świat, jaki Gillian stworzyła i ta jej główna bohaterka, Camille, którą gra Amy - nigdy nie przeczytałem, nie widziałem, nie słyszałem, ani nie spotkałem kogoś takiego jak ona. Trochę się nawet bałem, że będę musiał towarzyszyć Amy w tej mrocznej podróży. Dostałem tę propozycję dzięki jej poleceniu, bo mieliśmy realizować wspólnie inny projekt (o Janis Joplin), który końcowo nie wypalił. Kiedy Amy dostała rolę w serialu, przesłała mi powieść i zapytała mnie, czy nie chciałbym pobawić się z nią w tej piaskownicy? Nigdy wcześniej nie pracowałem dla telewizji.
- Zaczęliśmy rozmawiać o "Ostrych przedmiotach" na długo przed powstaniem "Wielkich kłamstewek". Kiedy dołączyłem do ekipy serialu, oficjalnie po raz pierwszy zaangażowałem się w produkcję serialu telewizyjnego. Niedługo potem zgłosiła się do mnie Reese [Witherspoon] i okazało się, że kroi się kolejny serial. To była kolejna propozycja, której nie mogłem odrzucić! Miałem jeszcze w planach film "Demolition", do którego zdjęcia rozpoczną się pod koniec tego roku. Kiedy Reese się o tym dowiedziała, powiedziała, że uda się mi pogodzić wszystkie te projekty, i że ma dla mnie propozycję. Powiedziałem Reese: "Mogę zrobić jeden odcinek lub dwa. Wszystkiego nie dam rady", a ona na to: "Daj spokój, wyreżyserujesz wszystkie!"
- Tłumaczyłem, jej, że nie dam rady, że podpisałem umowę na osiem odcinków serialu "Ostre przedmioty". Ale kiedy zacząłem pracować na planie "Wielkich kłamstewek", stwierdziłem, że chcę wyreżyserować wszystkie odcinki. Nie mogłem tak po prostu odejść po pierwszej czy drugiej części, bo serial bardzo przypomina film. Nie chciałem go zostawiać, porzucać aktorów i granych przez nich postaci. Nie chciałem, żeby ktoś inny zastąpił mnie za kamerą, bo wtedy "Wielkie kłamstewka" stałyby się zupełnie innym serialem. Pomyślałem sobie, że mam rok na nakręcenie siedmiu odcinków, więc powinno się udać.
- A potem od razu czekało mnie osiem odcinków Ostrych przedmiotów. To też było wykonalne. Kiedy teraz o tym myślę, nie dziwię się, że jestem wykończony. Wyreżyserowałem dwa seriale i zrobiłem sobie niezły maraton. "Ostre przedmioty" też przypominają film. Nakręciliśmy materiał, z którego można by zrobić bardzo długą fabułę. Jedyna różnica polega na tym, że podzieliliśmy go na osiem godzinnych, emitowanych raz w tygodniu odcinków. Jeśli ktoś chce zobaczyć je wszystkie na raz, to robi się z tego filmowa epopeja.
Czy jesteś pewien, że to serial, który można obejrzeć jednym ciągiem? Ja chyba nie dałabym rady, bo bardzo odchorowywałam kolejne odcinki.
- Ja zrobiłem sobie taki maraton dwa dni temu. Niedługo kończymy postprodukcję, więc przy tej okazji razem z montażystami obejrzałem na raz wszystkie odcinki - od pierwszego do ósmego. Wprowadzamy teraz kosmetyczne korekty. Naprawdę jest co oglądać. Naturalnie, nie oglądamy serialu jak widzowie. Skupiamy się na zupełnie innych rzeczach, bo praca nad serialem w dalszym ciągu trwa. Oglądamy odcinki po kolei i zastanawiamy się, co można w nich poprawić? Czasami, z jakiegoś powodu stwierdzamy na przykład, że w siódmym odcinku należy wprowadzić motywy muzyczne z drugiego odcinka.
Jak opisałbyś serial? Pojawiają się w nim elementy gotyckiego horroru i dreszczowca ...
- Na pierwszym planie mamy śledztwo. Zagadkę kryminalną, bo ktoś w okrutny sposób zabija młode dziewczęta. Na drugim planie jest kolejna tajemnica, którą skrywa główna bohaterka. Co się jej przydarzyło? Dlaczego robi pewne rzeczy? Dlaczego tak się zachowuje? To, co robi jest ważne. Podoba nam się jej sposób myślenia i to, co mówi. Czasem jej słowa koją, a czasem ranią. Te dwie rzeczy są najważniejsze w naszym serialu. Sprawiają, że jest wyjątkowy.
Amy powiedziała, że jesteś mistrzem w opowiadaniu historii o kobiecym cierpieniu. Dodała też, że opowiadasz o tym w bardzo ciekawy sposób - nie wprost, ale trochę naokoło, dochodząc w końcu do sedna sprawy, do jej źródła. Wie o tym chyba każdy, kto widział ""Wielkie kłamstewka"", a w tym serialu robisz dokładnie to samo.
- Ale to nie ja wpadłem na pomysł ekranizacji obu powieści. ""Wielkie kłamstewka"" to powieść, na podstawie której powstał serial wyprodukowany przez Davida Kelley’a, a Ostre Przedmioty to książka Gillian Flynn, która została zaadaptowana na potrzeby telewizji przez Marti Noxon i jej zespół scenarzystów. Kiedy dołączyłem do ekipy, scenariusz był już gotowy. Obie powieści były dawno wydane! Nie boję się pracować z silnymi, inteligentnymi kobietami. Czasem naprawdę nie jest łatwo - kłócimy się i mamy ostre wymiany zdań, ale nauczyliśmy się pracować razem i okazywać sobie szacunek. Ten serial był dla mnie bardzo trudny - dużo trudniejszy niż ""Wielkie kłamstewka"".
W jakim sensie?
- Bałem się tego projektu z powodu poruszanych w nim problemów. Chciałem się do niego bardzo dobrze przygotować i mieć na to więcej czasu, ale nie było mi to dane, bo oprócz mnie wszyscy byli gotowi, żeby przystąpić do pracy. Niechętnie się na to zgodziłem, bo wiedziałem, że mogłem się lepiej przygotować, ale postanowiłem im zaufać. Mieliśmy wspaniałą obsadę i fantastyczny materiał wyjściowy. Później uczyliśmy się pracować ze sobą i znaleźliśmy tempo, które wszystkim odpowiada. Poruszane w serialu tematy nadal mnie przerażały, ale brałem przykład z Amy, która wykazała się naprawdę niezwykłą odwagą, aby obnażyć się fizycznie i emocjonalnie. To była bardzo trudna rola i jestem pewien, że podobnie jak ja, czuła się czasem przerażona. Nigdy wcześniej nie widziałem podobnej do niej bohaterki i nie miałem żadnego punktu odniesienia. Bałem się, że jako reżyser nie będę w stanie jej pomóc, pokierować nią, ani podsunąć jej żadnych wskazówek.
Czy jest w Camille coś, co wydaje się ci znajome? Amy jest przekonana, że wiele osób będzie się utożsamiać z główną bohaterką...
- Tak, kiedy czytałem książkę, momentalnie się w niej zakochałem. Byłem pełen uznania dla jej wytrwałości i misji, ale chyba najbardziej ujęło mnie w niej coś innego - jej wewnętrzny głos, który jest największym atutem książki. Sposób, w jaki mówi o sobie, rozbrajająca szczerość i odwaga, z jaką opowiada o swoim życiu seksualnym i problemach. Sposób, w jaki opowiada o swojej matce. O rodzinie. O nałogu. Był to dla mnie promyk światła w tym mrocznym świecie. To właśnie wydało mi się najpiękniejsze. Bardzo polubiłem główną bohaterkę i chciałem jej pomóc. Kiedy dokonywała złych wyborów, modliłem się, żeby tego nie robiła. Ale ona i tak szła swoją drogą. A potem topiła smutki w alkoholu.
- Życie wewnętrzne Camille wysuwa się w książce na pierwszy plan. Czy trudno było przedstawić jej wewnętrzne monologi na ekranie?
- Scenarzyści jednogłośnie zadecydowali, że nie będzie głosu z offu, co trochę mnie zaskoczyło. Tak właśnie to sobie wyobrażałem, kiedy czytałem książkę, ale kiedy zabrałem się za lekturę scenariusza okazało się, że ten element wycięto. Powieść bardzo mi się podobała i chciałem usłyszeć w serialu głos bohaterki, która opowiada o sobie i otaczającym ją świecie. Chciałem usłyszeć, w jaki sposób o tym mówi. A tego właśnie w scenariuszu zabrakło! Na podstawie jej wewnętrznych monologów scenarzyści napisali dialogi i dodatkowe sceny, ale ja widziałem to inaczej. Miałem zupełnie inny pomysł, bo uważałem, że zabijamy w ten sposób literacki pierwowzór. Niedługo potem znaleźliśmy rozwiązanie i postanowiliśmy przedstawić jej wewnętrzne monologi w onirycznych sekwencjach, które zastąpiły głos z offu. Dzięki nim możemy zajrzeć do jej głowy. Pokazać, o czym myśli, jak wygląda jej proces myślowy, o czym śni i czego się boi. Co widzi w sennych koszmarach w krótkich, pozbawionych dźwięku retrospekcjach.
Te sceny bardzo przypominały mi retrospekcje przemocy domowej, której ofiarą pada bohaterka grana przez Nicole Kidman w serialu ""Wielkie kłamstewka""...
- Zgadza się, ale sekwencje w "Ostrych przedmiotach" są dziesięć razy bardziej sugestywne, bo stanowią tło przedstawianej przez nas historii i dodatkowo niuansują główną postać. Retrospekcje są potrzebne, żeby zajrzeć do jej głowy i zastąpić głos z offu. W pierwszym odcinku widzimy zagadkową scenę. Nasza bohaterka przyjeżdża do motelu, wchodzi do łazienki, siada na wannie i zaczyna do niej nalewać wodę. Wanna stopniowo się napełnia, a ona spogląda na sedes. Dlaczego patrzy się na sedes? Nagle, przez krótką chwilę, widzimy butelkę środka do przeczyszczania rur. Mężczyzn z wózkiem i środek do przeczyszczania rur. Bohaterka odwraca wzrok i widzimy kroplę krwi. W tym momencie nie wiemy już o co chodzi. Potem Camille spogląda w lustro i widzi w nim inną twarz. Co w nim zobaczyła? Czy był to ktoś inny? Tego jeszcze nie wiemy, ale wiemy już, że musimy być czujni, bo wszystko dzieje się zbyt szybko. Czy nic nie umknęło naszej uwadze? Potem bohaterka wyciąga igłę i wbija ją sobie pod paznokieć. Wtedy myślimy: "o rany, nie rób tego! Dlaczego sobie to robisz?" A potem widzimy sceny z przeszłości, które odtwarza w swojej głowie. Do tego dochodzi jej obsesja na punkcie słów. Opisując to w powieści, Gillian używała bardzo różnych wyrażeń. Bohaterka mówiła, na przykład, "czułam jak halka pulsowała na mojej nodze". Czasami jej monologi są przedstawione w formie sennych wizji, a czasem za pomocą słów. Kiedy zamyka z hukiem bagażnik swojego samochodu, widzimy przez moment słowo "brudas". Później, oglądamy auto z innej perspektywy i na karoserii nie ma tego, napisanego palcem, wyrazu. 40 minut później maluje usta szminką i wychodzi spotkać się po wielu latach z matką i odwiedzić dom, w którym dorastała. Wypija kolejny kieliszek wódki i znowu na siebie spogląda. Myśli przez chwilę i ...widzimy kolejną retrospekcję. Znowu pojawia się słowo "brudas". Tym razem, pomimo, że wszystko działo się w ułamku sekundy, jesteśmy pewni, że Camille je widziała i myśli o tym. Kiedy pojawia się po raz pierwszy, nie jesteśmy pewni, czy wzrok na nie mylił. Czy to faktycznie było to słowo? Tak podpowiada nam intuicja, ale za drugim razem możemy sami je przeczytać.
Czyli jest to serial, który wymaga od widza uwagi? Trzeba się na nim skupić, bo zerkając kątem oka na zdjęcia na Instagramie, możemy wiele przeoczyć.
- Tak, jeśli mrugniemy w złym momencie, ale będziemy jeść oglądając kolejny odcinek, możemy przeoczyć ważne tropy.
Wiem, że muzyka odgrywała bardzo ważną rolę w serialu ""Wielkie kłamstewka"". W "Ostrych przedmiotach" jest chyba podobnie. Wiem, że jest fachowy termin na określenie muzyki, którą słyszy jednocześnie filmowy bohater i widzowie.
- To diegeza. Muzykę diegietyczną słyszy bohater, a jeśli słyszymy ją tylko my, to ekstradiegeza. To mój konik. W każdym projekcie, nad jakim pracuję, znajduję muzyczny klucz do różnych bohaterów. Camille była wyjątkowo trudnym przypadkiem, bo muzyka pomaga jej lepiej zrozumieć różne osoby i ich świat. Drugi mąż Adory jest muzycznie uzdolniony. Jest audiofilem. Lubi słuchać kompozycji wielkich romantyków i standardów jazzowych w wykonaniu takich sław, jak np. Engelbert Humperdinck. Lubi też stare hollywoodzkie ścieżki dźwiękowe. Do każdego filmu i serialu wplatam tematy muzyczne, które są doskonałą ilustracją różnych wątków. Jeśli bohater sam zaczyna słuchać muzyki lub grać, nie mamy wrażenia sztuczności. Wszystko wydaje się być naturalne. Muzyka rozlega się w serialowym świecie, a więc słyszymy ją także my.
Kolejna rzecz, na którą zwróciłam uwagę to osadzenie historii w tym konkretnym miejscu. Czy sądzisz, że byłoby możliwe przeniesienie akcji serialu gdzieś indziej?
- Nie, akcja serialu toczy się w miasteczku Wind Gap, które jest położone na granicy Środkowego Zachodu i amerykańskiego Południa. Bliżej Południa, bo panuje tam ciepły klimat i podobna kultura. Jest to bardzo wyjątkowe miejsce, co jest wyłącznie zasługą Gillian, która pochodzi z tamtych okolic, a więc opisywała część Stanów, którą dobrze zna. To dzięki niej wszystko wydaje się być prawdziwe i autentyczne. Gillian ma dwójkę dzieci i jest uroczą osobą, ale pisze bardzo mroczne powieści. Zaginiona dziewczyna i "Ostre przedmioty" sprawiają, że zaczynamy się nad nią zastanawiać i chcemy dowiedzieć się więcej na jej temat. Sam zresztą się nad tym głowiłem - czy jest coś, o czym nie chce rozmawiać, bo skąd tak mroczne myśli w tak pogodnej osobie? Chciałbym wierzyć, że to tylko moja niezdrowa wyobraźnia, ale jest tego wszystkiego za dużo. Jej powieści są zbyt chore i zbyt mroczne, żeby był to przypadek. Gillian umie świetnie opowiadać o ciemnych zakamarkach ludzkiej duszy i nie boi się ciemności. Nie boi się tego jako pisarka i jako artystka. To samo można powiedzieć o Amy. Patricia, Gillian, Amy i Eliza są zafascynowane mrokiem i nie boją się pokazywać swojej ciemnej strony kobietom z całego świata, pomimo, że wiedzą, że nie będzie im z tym do twarzy. Że nie będą wyglądać perfekcyjnie.
Śledząc aktualne wydarzenia, mam wrażenie, że twoje seriale są bardzo na czasie, a podejmowane przez nie tematy doskonale wpisują się w bieżącą debatę... - To prawda, że wszystko niesamowicie zbiegło się w czasie, czego najlepszym przykładem jest serial ""Wielkie kłamstewka"". To pewnie tłumaczy po części sukces, jaki odniosła ta produkcja - została przecież doskonale przyjęta. "Ostre przedmioty" to kolejny serial, w którym występują silne kobiety. To bohaterki, które pomimo życiowych traum i zakrętów nie boją się walczyć o prawdę. To chyba najbardziej przejmujący motyw tego projektu - historia cyklu przemocy, który powtarza się w każdym pokoleniu. Mam wrażenie, że wielki sukces serialu ""Wielkie kłamstewka"" był po części efektem popularności ruchu Me Too, a może stało się tak dlatego, że ofiara przemocy miała twarz Nicole Kidman, która stworzyła poruszający porter maltretowanej kobiety i sukces zawdzięczamy przede wszystkim jej.
Moim zdaniem serial i aktualna debata po prostu dobrze zgrały się w czasie, dzięki czemu zaczynamy w końcu otwarcie mówić o pewnych sprawach.
- I tu widzę pewien paradoks, bo serial "Ostre przedmioty" nie opowiada o przemocy, jakiej kobiety doświadczają ze strony mężczyzn. To historia kobiet, które wyrządzają wiele zła innym kobietom.