Maria Pakulnis nie doświadczyła miłości jako dziecko. Rodzice się nią nie interesowali
Maria Pakulnis, czyli niezapomniana matka Agnieszki z serialu "Osiecka", jest niezwykle serdeczną osobą. Żartuje, że całe dorosłe życie przytula i przygarnia ludzi. Tego właśnie - czułości i ciepła - najbardziej brakowało jej w dzieciństwie. - Moje dzieciństwo toczyło się na podwórku, nie w domu - wspomina.
Maria Pakulnis rzadko wraca wspomnieniami do swych dziecięcych lat.
- To trudne wspomnienia. Ja jeszcze dzisiaj rozpracowuję pewne sceny z dzieciństwa, zastanawiam się nad motywacją moich rodziców - wyznała na łamach "Pani".
- Mną się nigdy rodzice nie interesowali - dodała.
Aktorka przyznaje, że jej rodzice byli ludźmi bardzo poranionymi przez wojnę. Zakochali się w sobie, gdy byli bardzo młodzi.
- Matka miała 18 lat, ojciec 18. Wojna przerwała to uczucie. Nigdy nie widziałam między nimi czułości, śladu miłości - powiedziała Maria Pakulnis w rozmowie z "Panią".
Gwiazda "Leśniczówki" pamięta mamę jako kobietę nieszczęśliwą, zawsze smutną, bez chęci do życia, jakby cały czas pogrążoną w depresji. Ojciec z kolei, który spędził kilka lat w jednym z najcięższych łagrów sowieckiej Rosji, wydawał się jej człowiekiem... przetrąconym.
- Był z nim słaby kontakt - twierdzi aktorka.
Maria Pakulnis była czwartym, najmłodszym dzieckiem w rodzinie, ale z rodzeństwem nie miała więzi.
- Do dziś nie wiem, dlaczego w domu nie mówiło się, że jest nas czwórka. Najstarszy brat pojawił się w naszym domu bardzo późno, kiedy byłam już nastolatką. Moja o trzy lata starsza siostra była z kolei wychowywana przez babcię. Ja byłam, jak się często śmieję, "niedorobiona" - wyznała "Pani".
W dzieciństwie Maria Pakulnis bardzo pragnęła ciepła. Miała kilka starszych koleżanek, które ją fascynowały.
- Intuicyjnie szukałam w nich wzorca kobiecości, którego w domu nie dostałam. W tych koleżankach szukałam namiastki ciepłej mamy, która tuli, wspiera, pomaga - mówi gorzko.
Rodzice aktorki prawie w ogóle nie rozmawiali z dziećmi, bo - to słowa Marii Pakulnis - byli zajęci swoim smutkiem i bólem.
- Kawałek chleba do ręki i na podwórko. Moje dzieciństwo toczyło się na podwórku, nie w domu - zdradziła dziennikarce z "Pani".
Maria Pakulnis ze smutkiem przyznaje, że nie lubiła swoich rodziców i gdy dostała się do szkoły teatralnej, bardzo rzadko wracała do domu w Giżycku.
- Ojciec sporo pił. Nigdy nie był agresywny, ale to picie pewnie przekładało się na nastrój matki. Ona uciekała w chorobę, była wiecznie niezadowolona - wspomina.
- Nie rozumiałam tego jako dziecko, bo każde dziecko chce być kochane i mieć poczucie bezpieczeństwa - mówi.
Gdy Maria Pakulnis sama została mamą, starała się i wciąż się stara z całych sił wspierać syna. Jej nikt nie wspierał, nie motywował do nauki czy pracy.
- Każdemu rodzicowi mówię: "Wspieraj swoje dziecko, mów mu, że uda mu się w życiu, że wszystko jest w zasięgu ręki". Ja do dzisiaj czuję ukłucie, że nikt mi nie mówił: "Dasz radę, wierzymy w ciebie". To jest tak bardzo ważne dla każdego człowieka. Wsparcie... - stwierdziła.