"Zagłada domu Usherów": O złu i sprawiedliwości. Posępna wizja współczesnych czasów
Opis nowego serialu Mike’a Flanagana - reżysera, który należy do jednych z najbardziej oryginalnych twórców współczesnego horroru - można zacząć tak jak rozpoczyna się popularne opowieści. Roderick i Madeline Usher wchodzą do baru… Jedno spotkanie i jedna decyzja zadecydują o ich życiu oraz gwarantują widzom osiem odcinków (no, może siedem, ponieważ historia Prospero jest najbardziej irytującym wątkiem w serialu) historii o złu, sprawiedliwości oraz odwleczonej w czasie… zapłacie.
"Zagłada domu Usherów" to kolejny miniserial w dorobku Mike’a Flanagana, który zrealizował dla Netfliksa i oparł o powieści i nowele z gatunku grozy. Pierwszy z nich, "Nawiedzony dom na wzgórzu" na podstawie powieści gotyckiej Shirley Jackson zadebiutował w 2018 roku.
I choć od premiery mija w tym roku pięć lat, to produkcja pozostaje jedną z najlepszych w filmografii Flanagana. Świetna historia o piątce rodzeństwa, która musi zmierzyć się ze śmiercią najmłodszej siostry oraz zagadkami przeszłości w jednej chwili wywoływała strach, aby chwilę później doprowadzić widza do łez.
Podobnie było w debiutującym dwa lata później "Nawiedzonym dworze w Bly", który był wspaniałą opowieścią o ludziach i tym, jak radzą sobie ze stratą bliskich i próbują poradzić sobie z "cieniami przeszłości". To wzruszająca historia (a właściwie kilka) o miłości, niekoniecznie tej romantycznej i przyjaźni, której zakończenie może sprawić, że zakręci się wam w oku łza.
Po drodze Flanagan nakręcił dla Netfliksa jeszcze "Nocną mszę" (produkcją świetną, acz niedocenioną, w której reżyser przepracowuje kwestie wiary) oraz "Klub Północny" - serial, który ze wszystkich wyszedł najsłabiej. Powrotem do formy jest "Zagłada domu Usherów", czyli mroczna opowieść w gwiazdorskiej obsadzie w większości oparta na opowiadaniu Edgara Allana Poe pod tym samym tytułem, jednak czerpiąca garściami z całej jego twórczości.
W jej uwspółcześnionej i nieco zmienionej wersji Mike Flanagan rozprawia się z wadami i najgorszymi żądzami dzisiejszego społeczeństwa oraz dosadnie komentuje współczesny świat. Rodericka Ushera (Zach Gilford/Bruce Greenwood) i jego siostrę Madeline (Willa Fitzgerald/Mary McDonnell) poznajemy kiedy są na szczycie - chcąc stworzyć "świat bez bólu" wprowadzili na rynek lek Ligodon.
Dzięki ich działaniom firma Fortunato Pharmaceuticals stała się imperium, a oni sami dorobili się fortuny.
Bardzo szybko, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, mogą jednak utracić bogactwo, przywileje i władzę. A wszystko zaczyna się od... śmierci ich najbliższych. W krótkim bowiem czasie zaczynają ginąć, jeden po drugim, ich spadkobiercy.
W "Zagładzie domu Usherów" Flanagan zabiera widzów do świata ludzi be żadnych granic, zasad i moralnego kompasu. Za pomocą spadkobierców Rodericka dosadnie komentuje chciwość korporacji, świat miliarderów, prezesów spółek, konsumpcjonizm, brak moralności, zakłamanie społeczeństwa, przywileje najbogatszych i ukazuje machloje (jak i przestępstwa), dzięki którym doszli do władzy.
Przy okazji pieczołowicie tka intrygującą historię o zepsutej do szpiku kości rodzinie i zachowuje klimat opowiadań Edgara Allana Poe. Choć zdarza mu się lekki spadek formy (jak w drugim odcinku dotyczącym losów i śmierci najmłodszego syna), to wielkie brawa należą się twórcom za dobre poprowadzenie wielowątkowej historii i niepogubienie się w niej, choć czasami, na krótką chwilę, może się wydawać, że opowieść zbacza z toru. Pod koniec na szczęście wszystko układa się w jedną spójną całość.
Jeżeli jesteście fanami seriali Flanagana, to nie powinien was zadziwić fakt, że w "Zagładzie domu Usherów" zobaczycie wiele znajomych twarzy. Reżyser współpracuje z aktorami, których lubi i bez problemu można stwierdzić, że ma swoją stałą ekipę. Prawie cała główna obsada złożona jest z osób, z którymi współpracował wielokrotnie - na ekranie ponownie zobaczymy Kate Siegel (prywatnie żonę Flanagana), która zagrała w większości jego filmów i seriali, Henry’ego Thomasa (wszystkie seriale Netfliksa Flanagana), Carlę Gugino i Bruce’a Greenwooda (zagrali razem w "Grze Geralda", do czego odnoszą się nawet twórcy w jednym odcinku "Zagłady..."), Zacha Gilforda ("Nocna msza"), Rahula Kohli i T’Nię Miller ("Nawiedzony dwór w Bly") i wielu, wielu innych.
W "rodzinie" Flanagana debiutują tym razem jednak dwa bardzo znane nazwiska - Mary McDonnell i Mark Hamill, który w "Zagładzie..." przechodzi na ciemną stronę mocy i, jak sam mówi, przyjął rolę w tym serialu ponieważ lubi robić "dziwne, nieoczekiwane rzeczy, których nie robił nigdy wcześniej". Show jednak kradnie wspomniana wyżej Gugino - wciela się w kilka wersji jednej bohaterki, której celem jest wymierzenie sprawiedliwości.
"Zagłada domu Usherów" to powrót do formy oryginalnego twórcy, który w swoich dziełach potrafi zawrzeć każdą emocję. Nowy serial jest nieco dołującym, posępnym spojrzeniem na współczesny świat oraz społeczeństwo, które traci człowieczeństwo w pogoni za czymś nowym oraz lepszym. Flanagan zachowuje więc klimat i ducha twórczości Allana Poe. Uwspółcześnia oraz dodaje odniesienia do dzisiejszych polityków, celebrytów czy nawet Marvela, nie tracąc jednak z oczu historii i morału. Do tego piękne zdjęcia i scenografia.
Jeżeli nie oglądaliście wcześniej seriali Flanagana, "Zagłada domu Usherów" wydaje się dobrą produkcją, aby tę przygodę rozpocząć. Nie zapomnijcie później jednak o "Nawiedzonym domu na wzgórzu" i "Nawiedzonym dworze w Bly" - te trzy produkcje to seriale, które absolutnie warto zobaczyć.
Zobacz też:
"Virgin River": Co wydarzy się w świątecznych odcinkach?
"Wikingowie: Walhalla": Przygoda dobiega końca. Finałowy sezon w 2024 roku
"1670": Satyryczny portret polskiej szlachty w serialu Netfliksa [zwiastun]