"Snowpiercer" irytuje miłośników kolei i zdrowego rozsądku
Fabuła katastroficznego serialu, który jest jednym z hitów serwisu Netflix, opiera się na tym, że Ziemia zamarzła, ale zanim to nastąpiło stworzono ruchomy schron. Jest nim pociąg z tysiącem wagonów, do których wprowadziło się trzy tys. ludzi. Głównie bogatych. Żeby przeżyli, pociąg musi być stale w ruchu. Dlatego w kółko okrąża glob. Z technicznego i fizycznego punktu widzenia serial jest głupi.
"Snowpiercer" inspirowany jest filmem Bong Joon-ho z 2013 roku, a ten powstał na podstawie komiksu z 1982 r.: "Le Transperceneige". O serialu pisze się, że jest doskonale skonstruowany, bo części pociągu podzielono na klasy, które odpowiadają podziałowi społecznemu.
Melanie Cavill, grana przez Jennifer Connelly, która wcześniej zdobyła Oscara za drugoplanową rolę w filmie "Piękny umysł" mierzy się tutaj z Andre Laytonem, granym przez Daveeda Diggsa, przywódcą zbuntowanej, wagonowej klasy najniższej. I to nawet ładnie się ogląda, ale trudno zrozumieć, dlaczego pociąg ciągle jedzie w ekstremalnych warunkach, gdy... nikt nie konserwuje i nie naprawia szyn.
W Polsce przy temperaturze ponad minus 30 stopni Celsjusza PKP Intercity zwykle ostrzega, że tak duży spadek temperatury może powodować pęknięcia szyn i wpłynąć na sprawność taboru kolejowego. W serialu temperatura spadła do grubo ponad minus 100 stopni. A pociąg pędzi.
Miłośnicy kolei wiedzą, że szyna poddana dużym naprężeniom (zimą się kurczy, a wydłuża latem) pęka w miejscach najsłabszych, które tych naprężeń nie wytrzymują. Ale w serialu fantastycznym można przecież przyjąć, że na całym obwodzie kuli ziemskiej każdy kawałek szyny jest pozbawiony wad materiałowych. Miłośnicy logiki... delikatnie mówiąc, mają na ten temat inne zdanie.
Jeśli jednak da się o tym zapomnieć - miło jest zabić czas oglądają "Snowpiercer". Drugi sezon zaplanowano na maj przyszłego roku.
(PAP Life)
pba/ moc/