Netflix: Seriale
Ocena
serialu
7,5
Dobry
Ocen: 579
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Nowe polskie seriale! Co zobaczymy jesienią na Netfliksie?

W tym roku festiwal mBank Nowe Horyzonty zaskoczył pasjonatów kina przedpremierowym pokazem pierwszych odcinków nowych polskich seriali, które zobaczymy w serwisie Netflix na jesieni. Uczestnicy festiwalu obejrzeli pierwsze odcinki seriali "Absolutni debiutanci", "Infamia" oraz "Informacja zwrotna". Będzie różnorodnie, kolorowo i może nawet trochę kontrowersyjnie.

Wrocławskie święto kina, czyli festiwal mBank Nowe Horyzonty, po raz pierwszy uwzględnił w swojej ambitnej ofercie seriale. Jest to o tyle zaskakujące, że często polskie seriale, mimo coraz większych budżetów, ambitnej tematyki i znanych nazwisk, nadal postrzegane są przez krytyków jako sztuka filmowa gorszej kategorii. Zupełnie niesłusznie, gdyż polscy widzowie kochają lokalne seriale i nawet wymagająca festiwalowa widownia przybyła licznie, aby zobaczyć przedpremierowo serialowe nowości Netfliksa.

"Absolutni debiutanci": O dojrzewaniu i autyzmie

Wieczór otworzyła projekcja pierwszego odcinka serialu "Absolutni debiutanci". To osobista, kameralna opowieść autorstwa Kamili Tarabury oraz Niny Lewandowskiej o nastolatce, która patrzy na świat przez obiektyw kamery. Lena (w tej roli Martyna Byczkowska) jedzie nad polskie morze ze swoim najlepszym przyjacielem Nikodemem (Bartłomiej Deklewa), aby nakręcić film, który ma im zapewnić miejsce w wymarzonej szkole filmowej. Na horyzoncie dosyć niespodziewanie pojawia się chłopak z obozu sportowego - Igor (Jan Sałasiński). Dużym atutem jest fakt, że Niko wygląda jak kalifornijski surfer, a Igor roztacza aurę wrażliwego, acz niezrozumianego chłopaka z poprawczaka. Możemy się zatem spodziewać letniego romansu, trójkąta miłosnego i nastoletnich dramatów. 

Reklama

Może to nie jest wybitnie oryginalna fabuła, ale my naprawdę potrzebujemy lokalnych seriali z gatunku coming of age, bo są one urocze, przyjemnie się je ogląda i przypominają nam, że letnie romanse są po prostu fajne. Tym, co wyróżnia ten sześcioodcinkowy serial dla młodzieży, to fakt, że mamy tutaj do czynienia z bohaterką w spektrum autyzmu, ale jest to jedynie część jej tożsamości i nie definiuje jej jako dziewczyny. Jest to ważne, że neuroróżnorodność jest powolutku normalizowana w polskiej kulturze popularnej i fajnie, że coraz częściej Netflix wypuszcza filmy i seriale, gdzie mamy reprezentacje tego, jakimi faktycznie ludzie są w rzeczywistości. A są po prostu różni.

"Infamia": Romowie w poszukiwaniu tożsamości

Na wyprzedanym pokazie pierwszego odcinka zobaczyć można było też serial "Infamia". Główna bohaterka - Gita (w tej roli Zofia Jastrzębska) - w wyniku rodzinnych konszachtów zostaje, mówiąc wprost, sprzedana jako żona dla bogatego Roma. Transakcja ma uratować rodzinę dziewczyny przed finansowymi kłopotami i zapewnić im powrót do społeczności z której, z nieznanych jeszcze w pierwszym odcinku przyczyn, zostali przed laty wygnani. Serial osadzony jest w środowisku żyjących współcześnie w Polsce Romów. I dzięki temu zasługuje na brawa - podejmuje bardzo trudną jak na nasze warunki tematykę. Mamy tutaj bowiem do czynienia ze społecznością, która w Polsce nie cieszy się zbytnią sympatią, co więcej - Romowie są jedną z najbardziej nielubianych i stygmatyzowanych grup etnicznych w Europie. Nie trzeba tłumaczyć, dlaczego jest to ryzykowny temat. 

Wydaje się jednak, że produkcja wykonała potężną pracę przygotowawczą przed przystąpieniem do realizacji, zdając sobie sprawę z potencjalnego ryzyka. W pracę nad serialem zaangażowana została Joanna Talewicz, pełniąca rolę opiekuna artystycznego do spraw kultury romskiej. Jej rolą było przetłumaczenie kluczowych elementów kultury romskiej na język filmowy i dopilnowanie, aby reprezentacja Romów i ich kultury była autentyczna i nie powielała często upraszczających i krzywdzących stereotypów. W efekcie serial to pewnego rodzaju okno na świat, do którego przeciętny widz nie ma dostępu. Mamy tutaj bardzo dopracowane sceny rodzinnych posiłków, romskich imprez w pełnej przepychu scenografii, w towarzystwie dynamicznej romskiej muzyki i jako całość robi to w obrazku naprawdę świetne wrażenie. Poza tym atrakcyjnym tłem, jest to opowieść o młodej dziewczynie poszukującej własnej tożsamości w bardzo opresyjnym środowisku społeczności romskiej żyjącej wedle Romanipen, czyli zgodnie z tradycyjnym kodeksem postępowania, wzajemnych relacji i zwyczajowych praw, za których złamanie grozi tytułowa infamia. Brzmi to dosyć poważnie, ale w rzeczywistości serial jest zdecydowanie bardzo młodzieżowy i blisko mu do estetyki instagramowego glamu. Na podziw zasługują eklektyczne kostiumy i biżuteria w stylu ghetto gold.

"Informacja zwrotna": Wewnętrzy monolog alkoholika

Ostatnią projekcją wieczoru był pierwszy odcinek serialu "Informacja zwrotna". Nie dziwi mnie fakt, że to właśnie ten tytuł wyświetlany był ostatni jako główna atrakcja wieczoru. Patrząc na nazwiska twórców tego serialu można zaryzykować stwierdzenie, że jest to murowany hit. Reżyserem jest Leszek Dawid, który ma na swoim koncie seriale "Pakt" i "W głębi lasu". Za produkcję odpowiada Łukasz Dzięcioł, któremu zawdzięczamy takie tytuły, jak: "Klangor", "Kruk", "Królowa" i "Pewnego razu na krajowej jedynce". Za adaptację powieści Jakuba Żulczyka odpowiada Kacper Wysocki, scenarzysta "Klangora". Same nazwiska zaangażowane w ten projekt to wystarczający powód, żeby serial obejrzeć. W odróżnieniu od "Infamii" nie jest to jednak wizualna, barwna uczta, ale też nie można tego oczekiwać od tej produkcji. 

"Informacja zwrotna" pokazuje proces myślowy, monolog wewnętrzny alkoholika, który po dwóch latach trzeźwości zalicza być może najgorszy w konsekwencjach wieczór swojego życia. W pierwszym odcinku widzimy jak Marcin Kania (w tej roli rewelacyjny Arkadiusz Jakubik), próbuje odtworzyć w pamięci wydarzenia z wieczora, podczas którego zaginął jego syn (Jakub Sierenberg). Historia prowadzona jest nielinearnie, co trafnie przekłada na język filmowy zaniki pamięci, chaos i zagubienie, jakie funduje człowiekowi upojenie alkoholowe, co staje się punktem wyjścia do postawienia kluczowego pytania: co się właściwie wydarzyło tego feralnego wieczora? Sugeruje to, że serial poprowadzony będzie w konwencji kryminału. Alkohol to zasadnicza oś konfliktu dramaturgicznego pierwszego odcinka, coś co determinuje działania głównego bohatera, stawiając go od razu na przegranej pozycji. Ciężko jest bowiem kibicować takiej postaci, empatyzować z nią. Choć z drugiej strony pewnie nie ma w Polsce osoby, która, w mniejszym czy większym stopniu, nie miała styczności z chorobą alkoholową. W pewnym sensie jest to zatem uniwersalna historia o ludzkiej słabości, błędach i straconych szansach. 

To właśnie introspektywna narracja głównego bohatera, jego komentarz spoza kadru, humanizuje go w pewien sposób dla widza. Wgląd w wewnętrzne konflikty rozgrywające się w głowie alkoholika skłania widza do wyjścia z wygodnej perspektywy nadrzędności moralnej i oceny. Ten oszczędny w środkach serial ma w sobie coś z szorstkiego realizmu, który możemy pamiętać z filmu "Jesteś Bogiem". Nie sposób pominąć faktu, że serial powstał na bazie powieści Jakuba Żulczyka. Dla mnie to zdecydowanie atut, bo Żulczyk to marka pewnego typu kina moralnego niepokoju, relewantnego społecznie, bez mentalnego dziaderstwa z dosyć dużą dawką street credibility. Żulczyk ma na swoim koncie przygodę z Canal +, HBO, ale bardzo liczę, że znajdzie ciepły i kochający dom w Netfliksie. Są na to duże szanse, zwłaszcza, że niedawno rozpoczęły się zdjęcia do ekranizacji jego powieści "Wzgórze Psów", na zlecenie Netfliksa właśnie.      

Nie rozpaczam z powodu zbliżającej się jesieni, bo wygląda na to, że będzie co oglądać. Na razie można stwierdzić, że Netflix zaproponuje polskiemu widzowi całkiem atrakcyjny wybór. Liczę na to, że tradycyjni nadawcy nie pozostaną w tyle i też szykują równie różnorodną ofertę. Jesień będzie długa i nudna, a serial będzie obiektem pierwszej potrzeby.                 

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Netflix: Seriale
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy