"Król tygrysów": Szefowie Netflixa znów mają kłopoty! Wpłynął kolejny pozew
Przedstawiciele studia Morgan Creek Productions złożyli w sądzie pozew o naruszenie praw autorskich przez Netflixa i producentów "Króla tygrysów" firmę Goode Films. Twierdzą, że serialu bez pozwolenia wykorzystano dwa ujęcia z komedii "Ace Ventura: Zew natury" z Jimem Carreyem w roli głównej. Powodowie wierdzą, że przed złożeniem pozwu próbowali skontaktować się z producentami "Króla tygrysów", by rozwiązać tę sprawę bez konieczności rozprawy sądowej. Nie przyniosło to jednak skutku, dlatego zdecydowali się podjąć kroki prawne.
W pozwie domagają się pokrycia strat związanych z bezprawnym wykorzystaniem materiałów objętych prawami autorskimi i opłacenia wszelkich kosztów sądowych. Chcą też uzyskać sądowy zakaz wykorzystywania przez Netflix jakichkolwiek nagrań należących do studia Morgan Creek.
Sporne ujęcia to trwające w sumie pięć sekund dwie sceny z filmu "Ace Ventura: Zew natury". W jednej z nich grany przez Jima Carreya Ace Ventura paraduje z małpą owiniętą dookoła jego szyi i pleców, a w drugiej triumfalnie wjeżdża na słoniu.
"Głos słyszany spoza kadru informuje, że oglądane nagrania to fragmenty filmu 'Ace Ventura', co nie pozostawia miejsca na wątpliwości, skąd pochodzą te nagrania. Studio Morgan Creek uważa, że odcinek z tymi scenami był oglądany przez miliony widzów, a niektórzy z nich widzieli go po kilka razy. To tylko zwiększa straty poniesione przez studio, a wszyscy powinni się dowiedzieć, że sceny te wykorzystane zostały bez zgody właściciela" - czytamy w pozwie cytowanym przez portal "The Hollywood Reporter".
Pozywający argumentują, że dwie komediowe sceny zostały wykorzystane do tego, by zwiększyć komercyjną wartość "Króla tygrysów" poprzez pokazanie, że dzikie zwierzęta są często wykorzystywane w filmowych i telewizyjnych produkcjach.
Dzięki temu serial zyskuje dodatkową lekkość, co nie tylko pomaga zwiększyć widownię, ale też sugeruje, że studio Morgan Creek promuje serial Netflixa.
To nie pierwszy problem, jaki platforma streamingowa ma z produkcją. Przypomnijmy, że 1 listopada do sądu w Tampie na Florydzie wpłynął pozew złożony przez Carole Baskin i jej męża, Howarda Baskina. Pozwani zostali Netflix oraz produkująca serial firmę Royal Goode Productions.
Według dokumentów, do których dotarł portal Variety, nie została dotrzymana umowa pomiędzy pozwanymi, a Baskinami, którzy twierdzą, że podpisali zgody jedynie na wykorzystanie ich wizerunku w pierwszym sezonie serialu.
Utrzymują oni, że wierzyli w to, że jeżeli nawet powstanie jakaś kontynuacja, to bez ich udziału. Przekonują też o zdziwieniu na swój widok w zwiastunie "Króla tygrysów 2". W umowie podpisanej przez Baskinów z producentami "Króla tygrysów" nie ma nawet mowy o serialu - produkcja, na którą się zgodzili, figuruje tam jako "film dokumentalny".
17 listopada na Netflixie zadebiutował drugi sezon "Króla tygrysów".
Pierwszy sezon "Króla tygrysów" był dużym sukcesem Netflixa. W jego popularności pomogła pandemia COVID-19 i ogólnoświatowy lockdown. Zamknięci w domach widzowie rzucili się na serial, o którym z dnia na dzień było coraz głośniej.
Opowiedział on historię tytułowego Króla tygrysów, który zlecił morderstwo Carole Baskin - działaczki psującej mu świetnie prosperujący biznes, jakim było prywatne zoo. Niespodziewanie dla samej Baskin, "Król tygrysów" przedstawił ją w złym świetle i to o niej mówiono po serialu najgłośniej.
Wszystko za sprawą zniknięcia jej pierwszego męża, Dona Lewisa. Pojawiły się teorie, że Baskin rzuciła go na pożarcie tygrysom.