"Dziewczyna z Watykanu": Zaginięcie, które może nigdy nie zostać rozwiązane [recenzja]
Emanuela Orlandi tragicznie zaginęła w nieznanych okolicznościach, gdy wyszła z domu 22 czerwca 1983 roku na zajęcia do szkoły muzycznej i... nigdy nie wróciła. Najnowszy dokument Netfliksa "Dziewczyna z Watykanu: Zaginięcie Emanueli Orlandi" przybliża zdarzenia tego tragicznego dnia oraz ujawnia nowe, nieznane dotąd fakty. Czy we wszystko zamieszana była mafia i jak ze sprawą powiązany był Jan Paweł II?
Emanuela Orlandi urodziła się 14 stycznia 1968 roku w Rzymie, lecz razem z rodziną mieszkała w Watykanie. Jej ojciec był świeckim urzędnikiem kurii rzymskiej.
W ramach pracy ojca, rodzina mieszkała w lokum opłacanym przez Watykan. W tym czasie Emanuela i jej rodzeństwo byli jednymi z niewielu dzieci, którym nadano obywatelstwo Watykanu.
Pietro Orlandi powiedział "The Guardian" w 2019 roku:
W dzieciństwie rodzeństwo Orlandi poznało papieża Jana Pawła II i razem z nim pozowali na zdjęciach rodzinnych.
W dniu zaginięcia, czyli 22 czerwca 1983 roku Emanuela miała 15 lat. W upalne letnie popołudnie dziewczyna wyszła z domu na zajęcia w szkole muzycznej Tommaso Ludovico Da Victoria. Jej starszy brat, Pietro Orlandi, pamięta, jak tego dnia spóźniła się na lekcje i poprosiła go, aby jej towarzyszył, ale Pietro odmówił.
Tego dnia zadzwoniła do matki i poinformowała ją, że skontaktował się z nią przedstawiciel firmy Avon, który chciał, aby dołączyła do branży kosmetycznej. Siostra poradziła jej, aby wróciła do domu i przedyskutowała to z rodzicami. Niestety, dziewczyna nigdy nie wróciła do domu.
To, co jest najbardziej dramatycznym aspektem zaginięcia Emanueli Orlandi, jest fakt, że w tej sprawie nie ma żadnych konkretnych dowodów, ani świadków zdarzenia. Wszystkie teorie opierają się na przypuszczeniach, powiązaniach, zeznaniach osób, które nie mają nic na potwierdzenie swoich słów. Wszystko opiera się na łączeniu kilku faktów w całość, słowu przeciwko słowu oraz interpretacji dziennikarzy śledczych. Ze sprawy robi się niezwykle skomplikowana zagadka, w której każdy, nawet najmniejszy szczegół może mieć znaczenie.
Rozwiązanie wydaje się być szyfrem, który jest nie do złamania. Ilość informacji, niuansów i powiązań przytłacza, a sytuację zamiast polepszyć, to pogarszają świadkowie, odnalezieni po latach, do których należy podchodzić z dozą ostrożności, ponieważ nie ma szans na jednoznaczne stwierdzenie, że mówią prawdę.
W miniserialu "Dziewczyna z Watykanu: Zaginięcie Emanueli Orlandi" twórcy przedstawiają wypowiedzi członków rodziny, dziennikarzy, a także osób, które były wówczas blisko mafii Banda della Magliana. W jednym z odcinków pojawia się nawet mężczyzna, który uważa, że to on stoi za porwaniem Emanueli. Pojawiają się także tezy, że Watykan doskonale wie, co stało się z dziewczyną i od wielu lat skutecznie to tuszuje.
Oglądając dokument, nie da się ukryć, że jest widzom mocno sugerowane, że papież Jan Paweł II wiedział o wszystkim, a w sprawę zaangażowani są ludzie, którzy byli wówczas blisko niego.
"To papież potwierdził, że chodzi o porwanie, bo jako pierwszy mówił o osobach "odpowiedzialnych"" – zwraca uwagę Pietro Orlandi.
"Papież wystosował apel do porywaczy. Mówił o porywaczach. Takiego słowa użył, więc musiał wierzyć w takie wyjaśnienie. Jego słowa wywołały skandal, bo sugerowały, że Watykan wie, co stało się z zaginioną" - dodaje dziennikarz "La Stampy" Salvatore Cernuzio.
O ile niektóre z tez wydają się być całkiem sensowne, twórcy momentami mocno zbaczają z tematu zaginięcia Emanueli Orlandi. W miniserialu zawarto nawet wątek działalności "Solidarności" i pieniędzy, które Jan Paweł II wówczas przekazał na związek zawodowy. Powiązano go z mafią, która chciała odzyskać pożyczone dla Watykanu pieniądze, a darowizna dla "Solidarności" jedynie pogorszyła sytuację. Porwanie Emanueli przez mafię miałoby w tym przypadku sens, by wyłudzić zwrot pieniędzy.