"Na noże": Nie tylko delikatna blondynka
W "Na noże", nowej produkcji, którą przygotowuje stacja TVN, Weronika Książkiewicz zagra menadżerkę restauracji.
Lubisz grać w serialach?
- Jest różnica między serialem a serialem. Do tej pory miałam to szczęście, że te, w których brałam udział były, "porządnymi" produkcjami. W "Na noże" po raz pierwszy gram tak dużą rolę w przedsięwzięciu przygotowywanym przez TVN i jestem pod wrażeniem tego, jak to wszystko jest zorganizowane.
Jakie było Twoje pierwsze wrażenie po przeczytaniu scenariusza "Na noże"?
- Przede wszystkim bardzo spodobała mi się moja postać. Poza tym uznałam, że wszystkie odcinki są równe i bardzo dobrze napisane. A bohaterowie, którzy pojawiają się w serialu, żywi i prawdziwi. Mogę zdradzić, że moja bohaterka z odcinka na odcinek wyraźnie się "rozkręca". Ale zupełnie się nie zgadzam z określaniem jej mianem czarnego charakteru. To, że ktoś dobrze wie, czego chce, to chyba nic złego. Choć nie zawsze jest fair wobec ludzi, chyba ze względu na pasję, z jaką działa, można jej to wybaczyć.
Kim jest Wiola?
- Menadżerką restauracji.
W pierwszym odcinku serialu jest związana z Jackiem?
- No tak, ale to uczucie nie przetrwa - Jacek mnie rzuci.
Wybiera pasję, a nie miłość?
- Właściwie każde z nas wybiera swoją pasję. Obydwoje mamy sprecyzowane cele życiowe i ogromną potrzebę ich realizacji. Ale wybieramy zupełnie różne drogi dochodzenia do celu. Jacek wszystko załatwia miłością - do ludzi, jedzenia i gotowania. Natomiast Wiola jest większą racjonalistką. Gdy widzi "słabsze ogniwo", które mogłoby zaburzyć realizację jej planów, natychmiast stara się je wyeliminować.
Rozstanie z Jackiem nie oznacza, że tracimy Wiolę z oczu?
- Absolutnie nie. Bo oprócz tego, że Jacek jest miłością mojej bohaterki, to jeszcze zdaje sobie ona sprawę z tego, że jest świetnym, wręcz genialnym kucharzem. To, że przestają być razem, wcale nie oznacza, że Wiola nie będzie pomagać Jackowi w jego przedsięwzięciach, choć... ma bez wątpienia w tym swój interes.
Przed rozpoczęciem zdjęć zarówno Wojtek Zieliński, jak i Piotr Stramowski "terminowali" u znanych szefów kuchni. Ty też miałaś okazję przyjrzeć się pracy w restauracji?
Owszem. W restauracji Mateusza Gesslera spędziłam trochę czasu na rozmowie z menadżerką. Przepytałam także inne osoby pracujące na tym stanowisku. W trakcie tych rozmów stwierdziłam, że scenarzyści dobrze poradzili sobie z realiami świata restauracji - problemy, z którymi musi radzić sobie Wiola, są chlebem powszednim menadżera knajpy.
Wróćmy jeszcze do Twoich telewizyjnych ról. Kilka lat temu wystąpiłaś we włoskim serialu "L’ispettore Coliandro". Jak wspominasz pracę w Italii?
- Było fantastycznie, choć również trochę stresująco. Wszystko dlatego, że grałam po włosku, a nie władam tym językiem. A ponieważ bracia Manetti, którzy reżyserowali serial, uwielbiają master shoty, czyli kręcenie w jednym ujęciu całej sceny, nieźle musiałam się natrudzić, by nie pomylić nawet jednego, najmniejszego słowa. Ale dzięki temu odkryłam, że potrafię się maksymalnie skupić. Choć niektóre wyzwania nieco mnie przerastały. Gdy przychodził do mnie aktor odtwarzający główną rolę i mówił, że nieco zmienił swoją wypowiedź i dobrze by było, żebym w odpowiedni sposób na to zareagowała, to niestety musiałam mu uświadomić, że jest to niemożliwe.
Jak się stało, że zagrałaś płatną zabójczynię w tym serialu?
- Początkowo bracia Manetti chcieli, by wystąpiła niemiecka aktorka. Ale gdy przyjechali do Warszawy, poprosili tłumaczkę, by przygotowała im listę piętnastu polskich aktorek, które, jej zdaniem, sprawdziłyby się w tej roli. I się do mnie odezwali. W ekspresowym tempie uczyłam się włoskiej wymowy i tekstu. Czułam, że reżyserzy chcieli mnie od początku, ale producenci obawiali się zatrudnić osobę niemówiącą po włosku. Ale w końcu Marco i Antonio postawili na swoim. Szczerze mówiąc, nikt do tej pory tak o mnie nie walczył, jak oni. To naprawdę było bardzo miłe.
Nie widziałam serialu, ale nie mogę sobie Ciebie wyobrazić w roli płatnej zabójczyni...
- I to jest to - w Polsce wszyscy kojarzą mnie z postaciami delikatnej blondynki, a bracia Manetti, którzy wcześniej nie widzieli żadnych z moich ról, zobaczyli we mnie bezwzględną kobietę. A co do wyglądu, to w trakcie realizacji serialu wielokrotnie go zmieniałam. W końcu wszyscy chcieli mnie zabić...
Marzy Ci się udział w jakiejś kolejnej zagranicznej produkcji?
- Tak, i to od dawna. A po ostatnim pobycie w Moskwie to pragnienie stało się jeszcze silniejsze. Marzy mi się zagranie po rosyjsku.
Rozm. Hanna Miłkowska