"Morderczynie": Polskie noir w dobrym stylu [recenzja]
Serial kryminalny "Morderczynie", inspirowany książką non-fiction Katarzyny Bondy, to pierwsza polska produkcja fabularna Viaplay. Mimo instytucjonalnych zawirowań związanych z niepewną przyszłością Viaplay w Polsce, serial na szczęście doczekał się premiery. I faktycznie, jest to powód do radości, bo "Morderczynie" to naprawdę rewelacyjny serial. I mam na to dowody.
Pierwsze, co robi wrażenie to wysoka jakość produkcyjna. Pod kątem wizualnym "Morderczynie" nie ustępują niczym zagranicznym produkcjom z tego gatunku. Oglądając ten serial, od razu do głowy przychodzą takie tytuły, jak chociażby amerykańska wersja "The Killing" czyli "Dochodzenie" czy też brytyjski "The Fall" - o polskim tytule "Upadek". Niewiele z polskich kryminałów dobrze wyszłoby na takim porównaniu, ale serial "Morderczynie" naprawdę się broni.
Przywołuję tutaj serial "The Fall" nieprzypadkowo. Oba seriale łączy kilka wspólnych wątków. Karolina Keller, w tej roli rewelacyjna Maja Pankiewicz, przypomina pod pewnymi względami Stellę Gibson (Gillian Anderson). Obie bohaterki to niezależne i ambitne policjantki, które nie boją się mówić tego co myślą i mimo starych jak świat uprzedzeń ze względu na płeć w policji, radzą sobie w tym zdominowanym przez mężczyzn środowisku całkiem dobrze. Obie również łączy watek niełatwej relacji z przedwcześnie zmarłym ojcem, co staje się dla obydwu policjantek pewną traumą, która rzutuje na ich całą historie i podejmowane przez bohaterki decyzje. Obie łączy również zamiłowanie do pływania, które jest sposobem na rozładowanie napięcia związanego z trudną i stresującą pracą.
Tutaj warto podkreślić, że sekwencje montażowe pływania w "Morderczyniach" są bardzo atrakcyjne wizualnie, czego dużą zasługą jest świetny wybór lokacji. Ujęcia pływania realizowane były w zabytkowym basenie w warszawskim Pałacu Kultury. Dopracowana scenografia i umiejscowienie akcji w naprawdę klimatycznych przestrzeniach, takich jak opuszczone pociągi, porzucone magazyny, stare lofty, sprawia, że oglądając "Morderczynie" na myśl przychodzą seriale pokroju "The Killing", oba łączy mroczny klimat, pewna ponura, ale atrakcyjna stylistyka i spójnie wykreowany świat przedstawiony. W obszarze wizualnym, jakość obrazka "Morderczyń" jest naprawdę imponująca.
Na pierwszy rzut oka, serial kryminalny z kobietą w roli głównej nie jest już ewenementem na polskim rynku, można by się zatem zastanawiać, co nowego może zaproponować serial "Morderczynie". W obszarze fabuły to produkcja inna niż dotychczasowe kryminały, takie jak "Chyłka", "Szadź" czy z ostatnich produkcji "Lipowo", gdzie motorem dramaturgicznym jest silna postać kobieca. Tutaj mamy do czynienia z dużo bardziej rozwiniętym profilem psychologicznym głównej bohaterki, którą poznajemy podczas rutynowej pracy jako dzielnicowej, ale też dowiadujemy się o prowadzonym na własną rękę śledztwie w sprawie zaginięcia jej ojca.
Bardzo szybko Karolina Keller, dzięki swojemu zaangażowaniu i dążeniu do prawdy, staje się instrumentalna w rozwoju śledztwa w sprawie morderstwa w jej rejonie, co sprawia, że awansuje w hierarchii na posterunku. W efekcie bohaterka równolegle prowadzi dwie, na pozór nie związane ze sobą sprawy - morderstwa lokalnego meliniarza i zaginięcia ojca. I na obu tych płaszczyznach widzimy ją jako osobę zaangażowaną, silną, sprawczą, z wyraźnym kompasem moralnym.
Znamieniem dobrego serialu, w moim odczuciu, jest między innymi to jak dużo jest nam w stanie przekazać w tych kilku odcinkach, jak duży wgląd dać widzom w psychologiczne motywacje bohaterów, sprawiając jednocześnie wrażenie, że to wszystko ma sens, jest spójne, dramaturgicznie usprawiedliwione, dobrze opowiedziane i zostawia widza z jakąś refleksją. Tutaj, naprawdę na przestrzeni kilku odcinków mamy nie tylko poruszony kluczowy wątek zaginięcia ojca głównej bohaterki, czyli jeden z głównych wątków kryminalnych, ale również bardzo dobrze poprowadzony wątek przemocy domowej w różnych jej odsłonach i efekt domina, jaki powoduje w życiu osób nią dotkniętych.
Moim zdaniem to, co naprawdę w tej produkcji wyszło, to bardzo skuteczne łączenie tych kilku wątków w jedną spójną całość, gdzie nie odnosi się wrażenia, że jakieś aspekty tej historii są zbędne. Główna bohaterka poprzez prowadzone sprawy kryminalne sama zaczyna odkrywać rodzinne tajemnice i dostrzegać przemoc we własnej historii. Konfrontowanie się z własna traumą, co dla bohaterki jest trudne i budzi początkowo jej sprzeciw, bardzo wzbogaca tę historię. Jednocześnie, bohaterowie nie są czarno-biali, jak to zazwyczaj bywa w produkcjach stylu noir, raczej pokazani są jako uwikłani w pewne mechanizmy wyparcia czy też ofiary własnego kontekstu społeczno-klasowego.
"Na samym początku pracy nad serialem wyszliśmy od słów profesora Zimbardo: ludzie są mozaiką dobra i zła, a zło najczęściej czynią zwyczajni ludzie. Chcieliśmy pokazać, że zbrodnia jest zazwyczaj poprzedzona złym wychowaniem, toksycznymi relacjami i różnymi czynnikami zewnętrznymi, a co najważniejsze - to wszystko dzieje się nie tylko w rodzinach uznawanych za patologiczne, ale też w tak zwanych "porządnych domach" - mówi główny scenarzysta serialu, Wiktor Piątkowski.
Można powiedzieć, że ten serial jest zdecydowanie czymś więcej niż tylko kryminałem. Jest to zasadniczo historia o przemocy, w dużej mierze stawiająca kobiety w centrum uwagi i ukazująca spustoszenie, do jakiego doprowadza. Bohaterów trudno ocenić jednoznacznie jako dobrych czy złych, gdyż są oni uwikłani w moralnie niejednoznaczne dylematy. Mimo że dokonują obiektywnie złych czynów - nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że kilka osób w serialu ginie (tytuł nie pozostawia tutaj złudzeń) - to jednak wgląd w ich motywacje sprawia, że widz zostaje z refleksją na temat tego, gdzie leży nieprzekraczalna granica ochrony siebie i swoich bliskich, i co może uzasadnić jej przekroczenie.
Tematy podejmowane w "Morderczyniach" tak naprawdę są dużo bliższe rzeczywistości niż mogłoby nam się wydawać. To staje się z pewnością wartością dodaną serialu, ta lokalna autentyczność, bo dylematy w nim pokazane nie są aż tak abstrakcyjne jak chcielibyśmy myśleć. A w tym wszystkim na pochwałę zasługuje próba, udana z resztą, pokazania realiów i patologii, które mogą dotknąć kobiety na różnych etapach ich życia. Tak ambitnie prowadzona historia dobitnie pokazuje, że "Morderczynie" to produkcja platformy streamingowej, a nie nadawcy takiego jak TVN, bo poziom dramaturgiczny i jakość historii jest zdecydowanie ponad ofertę tradycyjnych nadawców.
Fabuła zaskakuje, wciąga i jak na polską produkcję jest dużo zaskakujących zwrotów akcji. Odcinki są bardzo równe pod kątem napięcia i na palcach jednej ręki mogę policzyć sceny, które nie popychały znacząco historii do przodu. Cała opowieść jest świetnie napisana. Od początku do końca, ciężko jest jednoznacznie stwierdzić, kto jest dobrym czy też złym bohaterem. Także historia trzyma w napięciu i niepewności. Taki suspens w serialu kryminalnym to zdecydowanie fundament sukcesu. Nie wiem czy ostatnio widziałam lepszy kryminał. Po obejrzeniu, Maja Pankiewicz staje się moją ulubioną aktorką, choć przyznam, że kocham ją od jej roli w spektaklu "The Employees" warszawskiego Teatru Studio. Smaczku dodaje drugoplanowa rola Roberta Gulaczyka (przystojny pan, polecam uwadze) i epizod Kamili Urzędowskiej, czyli pary znanej z filmu "Chłopi".
9/10