Aleksandra Popławska o serialu "Minuta ciszy": Temat dał mi do myślenia
Aleksandra Popławska należy do grona najbardziej rozchwytywanych polskich aktorek. Ostatnio pojawiła się na ekranach m.in. w serialu Canal+ "Minuta ciszy". Niezwykły polski komediodramat ukazuje kulisy funkcjonowania branży pogrzebowej. "Ten temat dał mi do myślenia - kazał się zastanowić nad testamentem, nad tym, jak ja bym chciała odejść, i jak chciałabym pożegnać swoich bliskich - mówi aktorka w rozmowie z Interią. "Oczywiście serial nie traktuje tego motywu jeden do jeden bardzo poważnie. Przedstawiamy świat od tej ciemnej strony. Pewnie, jak w każdej branży - bywa różnie. Nie wszędzie trwa walka o każde ciało, bo trup to pieniądze" - dodaje.
Świeżo emerytowany listonosz z małego miasteczka, Mietek Zasada (Robert Więckiewicz), musi samodzielnie zająć się pochówkiem przyjaciela Czesława (Mirosław Zbrojewicz), kiedy jedyny w okolicy zakład pogrzebowy odmawia wykonania usługi. Nieświadomy przeszkód oraz absurdów funeralnego biznesu zakłada własną firmę i wkrótce jest zmuszony balansować na granicy przepisów prawa i moralnych zasad.
Szybko wchodzi też w konflikt z lokalnym potentatem z branży (Piotr Rogucki), a na wsparcie może liczyć tylko ze strony ekscentrycznej córki zmarłego przyjaciela (Karolina Bruchnicka) oraz swojej niepełnosprawnej żony (Aleksandra Konieczna). Kiedy dodatkowo na jaw zaczynają wychodzić mroczne tajemnice z przeszłości eks-listonosza, świat wokół niego i jego najbliższych zaczyna zmieniać się bezpowrotnie.
"Minuta ciszy" to komediodramat w sześciu odcinkach. W głównej roli wystąpi Robert Więckiewicz, któremu partnerować będą Karolina Bruchnicka i Aleksandra Konieczna. W pozostałych rolach zobaczymy m.in.: Piotra Roguckiego, Aleksandrę Popławską, Adama Bobika, Mirosława Zbrojewicza, Martę Ścisłowicz, Tomasza Drabka, Wojciecha Skibińskiego i Ireneusza Kozła. Autorami formatu są Jacek Lusiński i Szymon Augustyniak. Za zdjęcia odpowiada Witold Płóciennik.
Sylwia Pyzik, Interia: Co pani zdaniem najbardziej wyróżnia serial "Minuta ciszy" na tle innych produkcji?
Aleksandra Popławska: Przede wszystkim temat, który jest rzadko poruszany, choć na świecie były już takie próby, na przykład "Sześć stóp pod ziemią". W Polsce jest to chyba ciągle kwestia tabu.
Umieranie dotyczy każdego z nas i każdej osoby, którą kochamy. Często człowiek nieprzygotowany nagle staje w obliczu śmierci i nie wie, co z tym zrobić, a to jest moment. Jeśli przegapimy tę chwilę, później pojawia się taka rana w sercu i myśl, że nieodpowiednio pożegnaliśmy bliskiego. Ten temat dał mi do myślenia - kazał się zastanowić nad testamentem, nad tym, jak ja bym chciała odejść, i jak chciałabym pożegnać swoich bliskich. Oczywiście serial nie traktuje go jeden do jeden bardzo poważnie. Przedstawiamy świat od tej ciemnej strony. Pewnie, jak w każdej branży - bywa różnie. Nie wszędzie trwa walka o każde ciało, bo trup to pieniądze.
To dla aktora taka produkcja marzeń - świetny scenariusz, znakomity reżyser i scenarzysta jednocześnie, który wie dokładnie, czego chce, jak poprowadzić historię i bohaterów. Bardzo dobra obsada i niezwykle ważny temat, więc wszystkie znaki na niebie mówiły mi, że to będzie zaszczyt wystąpić w tej produkcji. Cieszę się, że znalazłam się obsadzie.
W serialu widz zetknie się z co najmniej kilkoma mocnymi, niemal turpistycznymi scenami. Czy pani zdaniem wprowadzenie ich było uzasadnione?
- Absolutnie nie wyobrażam sobie tego inaczej. Serial jest po prostu dosadny i mówi o tym, jak jest. Często próbujemy oszczędzić naszym dzieciom widoku starszej czy umierającej osoby albo właśnie tego typu scen. Tylko musimy pamiętać o tym, że oszczędzając im takiego widoku na ekranie, nie oszczędzimy im go w życiu, a mogą być świadkami różnych sytuacji - wypadku, omdlenia, zawału. Kiedy nie oswajamy dzieci z ostatecznymi sprawami, to one nie wiedzą, jak się później zachować. Może to nie serial dla małych dzieci, ale dla tych starszych, od nastoletniego wieku, myślę, że już tak. Jestem zwolenniczką tego, żeby ze swoim dzieckiem rozmawiać o życiu, śmierci, seksie, miłości, o tym, co nas wszystkich bezpośrednio dotyczy.
Byłam jeszcze w sytuacji, kiedy moją prababcię żegnałam w domu - śpiewały płaczki, ciało było wystawione w pokoju, wokół niego było pełno kwiatów. Pamiętam, że był to dla mnie szok, ale jakoś czułam się bardziej komfortowo, niż kiedy żegnałam moją babcię. Zmarła w szpitalu i przyjechał pan, który zamknął ją w worku i wywiózł. Nie wiedziałam w ogóle, co się działo, a potem zobaczyłam ją już właściwie w trumnie. Do tej pory nie mogę odżałować, że tak to się wydarzyło. Podejrzewam, że w czasie 'covidowym' bardzo wiele osób miało okropne doświadczenia z chowaniem swoich najbliższych. W sytuacji, w której nie można się pożegnać, bo bliski jest w szpitalu, kiedy nie można go zobaczyć, bo po śmierci jest pakowany właśnie w worek. Myślę, że dla nas wszystkich jest to temat bardzo potrzebny właśnie teraz.
Pani bohaterka mierzy się z osobistą tragedią. Czy wcielanie się w postaci postawione w sytuacji granicznej to dla aktora ciężar?
- Tak, trzeba to przerobić w sobie, co osobiście daje do myślenia. Oczywiście Madzia Majorowa jest specyficzną kobietą. Trudno mi się z nią zestawiać - mam zupełnie inne życie, ale znam takie kobiety. Na pewno każdy z nas zna panie, co to się zdają być królowymi życia, ale pozornie, bo zrezygnowały ze swojego rozwoju zawodowego po to, żeby być kwiatkiem do kożucha, ładną żoną przy starszym mężu.
Madzi Majorowej nagle świat się zawala, kiedy okazuje się, że emerytura męża nie jest taka, jaka była. Gdy mąż żył, można powiedzieć, że była taką włoską donną na gruncie polskim, w Bożej Woli. Nawet ich było stać na wyjazd na Majorkę. Życie bywa jednak przewrotne i nagle jej rzeczywistość wywraca się do góry nogami. Bardzo jej współczuję - ona musi się na nowo nauczyć żyć. Nie może już załatwiać spraw urodą, jak kiedyś jej się to może udawało. Jest samotną kobietą, której uroda przeminęła. Właściwie ona próbuje odnaleźć w sobie ludzką wartość. Przypomina sobie, że jednak coś w życiu kiedyś robiła i próbuje stanąć na nogi.
Serial prezentuje także obraz niewielkiego polskiego miasta. Realistyczny, czy może metaforyczny?
- Sama pochodzę z Zabrza, miałam też babcię, która mieszkała na wschodzie. Myślę, że to jest dokładnie bolączka takich małych miast, gdzie wszyscy się znają, wszyscy wszystko o sobie wiedzą i każdy ma już do siebie ustalony stosunek. Problemem takich miasteczek, czego w większych tak bardzo nie widać, są też układy i układziki - szwagier zatrudnia szwagra i tak dalej. Widać też układy między Kościołem, państwowymi zakładami i prywaciarzami. Momentami ten system jest chory, ale pokazujemy także, jak trudno z niego wybrnąć. Wydaje mi się, że serial jest mocną i bolesną satyrą na współczesną małomiasteczkową Polskę. Możemy się w nim przejrzeć i odnaleźć podobne zjawiska w rzeczywistości.
Branża pogrzebowa to też przestrzeń, która (przynajmniej na ekranie) sprzyja czarnemu humorowi. Czy w "Minucie ciszy" odgrywa on istotną rolę?
- Serial jest oparty na bazie bardzo precyzyjnie skonstruowanego scenariusza, kiedy taki scenariusz dostaje się w ręce świetnych aktorów, to praca na planie jest czystą przyjemnością. W scenach, jak np. spotkanie u Zasady, gdzie Mieciu (Robert Więckiewicz) wyczynia te wszystkie wygibasy, my się naprawdę świetnie bawiliśmy.
Dużo też oczywiście zależy od osobowości aktora. Rola Oli Koniecznej jest zbudowana fenomenalnie. Ona w całej swojej tragiczności, jest momentami po prostu zakręcona i prześmieszna. Myślę też, że fajne są nasze kobiece sceny, kiedy dziewczyny upijają się i próbują robić sobie makijaż, co w takiej sytuacji, jak widać na ekranie, jest dosyć trudne.
W serialu jest wiele fantastycznych scen, które mnie totalnie bawią. Jestem fanką takiego poczucia humoru - zestawienia go z tak drastycznymi scenami, jak na przykład karmienie rybek pozostałością po... "moim mężu".
Serial produkcji oryginalnej CANAL+ można obejrzeć na antenie CANAL+ PREMIUM oraz w serwisie CANAL+ online.