Leśniczówka
Ocena
serialu
8,3
Bardzo dobry
Ocen: 842
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Witold Dębicki pił dla rozrywki i staczał się na dno. W końcu powiedział: "dość"!

Witold Dębicki, czyli Jerzy Majewski z "Leśniczówki" i niezapomniany Stefan Sawka z kultowej "Ekstradycji", nie kryje, że wódka niemal zniszczyła mu życie i karierę. Od kilku lat jest trzeźwy, ale zdaje sobie sprawę, że alkoholizm to nieuleczalna choroba. - Można ją tylko zatrzymać - mówi i dodaje, że chciałby pozostać na etapie zatrzymania do końca życia.


Witold Dębicki otwarcie mówi o swoim uzależnieniu od alkoholu. Wie, że choć nie pije już kilkanaście lat, wciąż musi się bardzo pilnować, bo wystarczy chwila zapomnienia, by choroba znów dała mu o sobie znać.

- Alkoholizm to podstępna choroba duszy i ciała, śmiertelna i nieuleczalna - twierdzi i dodaje, że to, iż musi walczyć z nałogiem, zrozumiał dopiero, gdy był już niemal na dnie.

Witold Dębicki wyznał w jednym z wywiadów, że zaczął pić na początku lat 70. ubiegłego wieku. Razem z kolegami z Teatru Ziemi Mazowieckiej bankietował wtedy co noc do białego rana. Pił dla rozrywki, ale... bardzo szybko stracił kontrolę nad sobą.

Reklama

- Alkoholikowi wydaje się, że da radę: wczoraj wypiłem setkę i jest w porządku, to dzisiaj mogę wypić dwie setki. To równia pochyła - powiedział "Wyborczej.pl" i przyznał, że kilka razy miał wszywany esperal i łykał anticol, co tylko na pewien czas pozwalało mu pozostać w trzeźwości, ale na dłuższą metę nie sprawdzało się.

Zdarzyło się, że z powodu uzależnienia Witoldowi Dębickiemu przeszły koło nosa bardzo ciekawe oferty pracy. Przed laty stracił nawet posadę w Teatrze Kwadrat, bo ówczesny dyrektor - Edward Dziewoński - nie chciał przedłużyć mu kontraktu...

- Dowiedział się, że jestem człowiekiem alkoholowym i pokazał mi drzwi - twierdzi aktor.

O tym, że Witold Dębicki codziennie zagląda do kieliszka i nie można mu w związku z tym ufać, wiedziało całe środowisko. Aktor potwierdza, że raz zawalił spektakl, bo po prostu nie mógł grać po tzw. trzydniówce.

- Ledwo mi się szczęka ruszała, byłem sztywny i zdenerwowany - wspomina i dodaje, że w ostatniej chwili udało mu się znaleźć zastępstwo. 

Miał już wtedy na swoim koncie wypadek samochodowy, który spowodował, będąc pod wpływem alkoholu. Dwukrotnie zatrzymywany był przez policję za jazdę na podwójnym gazie.

Właśnie wtedy, gdy po raz pierwszy w życiu nie był w stanie wyjść na scenę, postanowił wypowiedzieć chorobie wojnę. Także wtedy rozpadło się jego małżeństwo z Marią Rybarczyk. Odszedł od żony, żeby nie rujnować jej życia!

- Nie miałem odwagi rozmawiać z nią o moich problemach. Wolałem wstać, wyjść i rozpocząć wszystko od nowa - zwierzył się w wywiadzie.

Nie od razu udało mu się odzyskać panowanie nad swoim życiem.

- Jestem po trzech terapiach stacjonarnych: w Tworkach, w Charcicach pod Poznaniem i w Przasnyszu. Ciągle, choć nieregularnie, chodzę na spotkania AA, mam swoich terapeutów. Od dłuższego czasu jestem na etapie zatrzymania i chcę w nim pozostać jak najdłużej - mówi dziś.

Witold Dębicki jest dumny z tego, że nie pije. Twierdzi, że musiał zobaczyć dno, żeby zrozumieć, jak cenne jest życie i jak piękny jest świat, gdy patrzy się na niego na trzeźwo.

 

 

 

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy