Król
Ocena
serialu
7,4
Dobry
Ocen: 102
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Borys Szyc: "Pociągają nas postaci mroczne, pokręcone, psychopaci i mordercy" [wywiad]

Z Borysem Szycem, który w serialu "Król" wciela się w postać Janusza Radziwiłka, rozmawiamy o pracy na planie, o tym, co czyni jego fikcyjnego bohatera intrygującym do zagrania oraz planach na przyszłość.

Katarzyna Ulman, Interia: Jak opisałby pan swojego bohatera? Co czyni postać Janusza Radziwiłka tak atrakcyjną do zagrania?

- To psychopata, ale ambitny i wiecznie drugi. W życiu nie chcielibyśmy takich Radziwiłków spotykać, ale w kinie pociągają nas postaci mroczne, dziwne, pokręcone, psychopaci i mordercy. Radziwiłek właściwie ma każdą z tych cech, które wymieniłem po trochu. Do tego używa bardzo specyficznego języka, w którym się wyraża, który jest jakąś kombinacją polskiego, niemieckiego, rosyjskiego, ale i czasem hebrajskiego.

Reklama

- Jest to jakaś jego prywatna mieszanka, którą na swój własny użytek stworzył. Czasem trudno go zrozumieć, tylko najbliżsi, a zwłaszcza Kum Kaplica, który zna go od dziecka, rozumieją dokładnie, o co doktorowi chodzi. A mimo to nie dostrzega on niebezpieczeństwa, które nadchodzi, tzn. tego przez lata tłamszonego ego, które Radziwiłek posiada; tej ambicji, która ciągle nie znalazła ujścia.

Charakterystyczny sposób mówienia, a nawet gestykulacja i słownictwo. Jak przygotowywał się pan do tej roli?

- Przede wszystkim dużo rozmawialiśmy ze Szczepanem Twardochem i on, dzięki Bogu, był bardzo chętny do współpracy. Po pierwszym czytaniu scenariusza doszliśmy do wniosku, że za mało jest tego Radziwiłka w Radziwiłku - trzeba troszeczkę ten język jeszcze pokomplikować. I on wtedy powiedział: "dobra dajcie mi dwa tygodnie, znikam i wrócę ze zmianami". Po dwóch tygodniach wszystkie dialogi Radziwiłka były przepisane. Nawet pojawiły się dodatkowe przemowy, a zwłaszcza jedna duża, którą ma Radziwiłek i to mi bardzo pomogło.

- Do tego zacząłem dodawać swoje smaczki, słówka. Miałem cały czas w głowie mojego przyjaciela Lejba Fogelmana i jego opowieść o wujku Szlomo, który w bardzo śmieszny sposób mówił po polsku. To znaczy przekręcał słowa, zamiast wiewiórka mówił wirówka, "że wirówka takie orzechy je". I tak sobie zacząłem kombinować, sklejać takie różne opowieści, postaci i wspomnienia w swojej głowie i powstał Radziwiłek.

Jak zareagują widzowie na postać Radziwiłka?

- Nie wiem czy ktoś będzie się zagłębiał w jego trudne dzieciństwo. Jeśli tak, to znaczy, że ta postać naprawdę widza intryguje. Nie ma co doszukiwać się jakiejś jego niezwykle szlachetnej, ukrytej natury, którą maskuje czymś innym. On jest naprawdę niebezpiecznym psychopatą. Są ludzie, którzy są pozbawieni np. empatii. Nie znaczy, że muszą być od razu mordercami, ale jakoś nie odczuwają, nie współodczuwają. I to jest dokładnie przypadek Radziwiłka.

- Nie wie, że kogoś coś boli, nie ma tej empatii, dlatego jest czasem tak okrutny w swym postępowaniu. Chociaż, co jest też charakterystyczne w postaci, sam właściwie umywa ręce. Ma swojego Tiutczewa (Mikołaj Kubacki), przybocznego. Dziwną, psychopatyczną, milczącą postać, z którą wiąże go taka dziwna relacja, bardziej niż przyjacielska. I właściwie to nim się wysługuje. Tak że, czy jakoś widzowie będą go chcieli obronić? To nie jest taka postać specjalnie do bronienia, myślę, że tu chodzi, żeby pokazać takiego dziwaka bardzo niebezpiecznego. 

Jak układała się współpraca na planie? Może się pan podzielić jakąś anegdotą?

- Anegdot było mnóstwo. To był bardzo długi okres zdjęciowy, duża produkcja, także mieliśmy bardzo wiele planów zdjęciowych. Tutaj chcę ukłon złożyć w kierunku scenografii i całego jej pionu, Grzegorza Piątkowskiego, Kasi Sikory i Joanny Kuś. To jest niesamowita praca, jaką wykonali przy tym serialu. Dzięki temu mogliśmy się nagle przenieść w czasie w tę przedwojenną Warszawę. Poznałem kilka miejsc, o których nie wiedziałem wcześniej.

- Na przykład - stoi taki pustostan przepiękny, taka piękna willa przy Alejach Ujazdowskich jest pomiędzy kilkoma innymi ambasadami. Zdaje się, że to była kiedyś ambasada Jugosławii? A teraz jest po prostu pustym, niesamowicie wielkim budynkiem, do którego mogliśmy wejść i tam stworzyć kilka różnych wnętrz. Właśnie tam był zbudowany burdel Ryfki Kij (Magdalena Boczarska). Tam w tych pięknych komnatach, które były kompletnie zaniedbane, odrapane ściany, bez ogrzewania - weszła cała ekipa i stworzyła to wnętrze, gdzie Magda Boczarska wiedzie prym.

- Z takich anegdot jest taka scena w której się pojawiam, która kończy się makabrycznie. To był jeden z pierwszych dni zdjęciowych - scenę trzeba było nakręcić w jednym ujęciu - zaczynała się monologiem jednego z bohaterów, a kończyła się poderżnięciem gardła innego bohatera. Cała scena ma około dwóch minut i musi się zakończyć spektakularnym psiknięciem krwi.

- Niestety nie wychodziło nam, to chyba próbowaliśmy ośmiokrotnie i zawsze ta szyja - coś się przesunęło, albo strzeliło na dół zamiast do góry i naprawdę chyba za ósmym, ostatnim razem, kiedy postanowiliśmy, że albo teraz, albo koniec, będziemy to dorabiać w komputerze. I ten ostatni raz - wszyscy już tak przejęci, spięci - i udało się. Spektakularny psik z szyi nastąpił i ta okrutna śmierć nastała w tym momencie.

Czym "Król" wyróżnia się na tle innych produkcji? Czym zaskoczy widzów?

- Jak kręciłem "Króla" to myślałem sobie, że przede wszystkim zaskoczymy rozmachem, piękną scenografią. Nie mówię już o historii. Bo historia jest znana i ktoś, kto czytał książkę, to też czeka na ten serial. Wiadomo siłą tego serialu i tej opowieści jest sama historia stworzona przez Szczepana Twardocha.

- Natomiast teraz, kiedy w ciągu kilku miesięcy nasz świat zupełnie się zmienił od czasu kiedy to kręciliśmy - nie kręciliśmy tego w maseczkach, nie musieliśmy trzymać dystansu społecznego, plus nasze społeczeństwo jeszcze nie było tak podzielone i tak spolaryzowane - to myślę z perspektywy czasu, że właśnie treść i to, co się dzieje w tamtej historii, jest największą siłą oraz oznaką geniuszu autora scenariusza i autora książki.

- Bojówki ONR-owskie i bitwa, a właściwie wojna domowa, która się zaczyna; walka narodu nie są już jakimś faktem historycznym, jest to coś, co obserwujemy teraz na ulicach. To jest jakieś niesamowite przeniesienie się w czasie tragiczne i smutne.

Jakie projekty planuje pan w przyszłości?

- Przez  te pierwsze pięć miesięcy, czyli powiedzmy od marca do sierpnia tego roku, właściwie nie pracowałem, co akurat zeszło się z narodzinami mojego synka. W pewnym sensie nie planowałem aż takiej przerwy, ponieważ myślałem, że zniknę tak mniej więcej na miesiąc, półtora, tymczasem przedłużyło się to do pięciu miesięcy. Paradoksalnie dla mnie to było zbawienie. Spędziłem cudowny czas z moim synem, będąc z nim i moją żoną 24 godziny na dobę. I mogłem być, pomagać, być obecnym - to jest teraz największą wartością.

- Zacząłem już patrzeć tak nerwowo pod koniec wakacji, przebierałem nogami bo raz, tęskniłem za pracą, dwa - jednak trzeba z czegoś żyć. Natomiast nastąpiła jakaś kumulacja wszystkich projektów, które przesuwały się wraz z pandemią. Wszyscy chcieli nadrobić ten stracony czas. Ja przygotowywałem się już pół roku do serialu HBO "Warszawianka". Zaczęliśmy kręcić pod koniec sierpnia i nadal są zdjęcia.

- Łączę to w jakiś karkołomny sposób ze zdjęciami do "Into the Night" realizowanymi przez Netflix, który kręcony jest w Belgii, więc wykonuję takie dziwne skoki pomiędzy Polską a Belgią, co w okresie pandemicznym jest trudne i skomplikowane. Jedno czego się nauczyłem na pewno w tym czasie to to, że nic nie jest na pewno. Tak naprawdę główną nauką jest to, żeby umieć odpuszczać, żeby nie przyzwyczajać się tak bardzo do planów, bo może się okazać, że nic z tego nie będzie. Więc "que sera sera, whatever will be, will be".

- Najbardziej cierpi teatr. Film sobie zawsze jakoś poradzi - takimi czy innymi sposobami, z przerwami, z czkawką ale jednak da radę. Natomiast teatr jest w fatalnej sytuacji, przykrej, dramatycznej i nie boję się o niego, znaczy nie myślę, że teatr zginie kiedykolwiek, ale kto przetrwa - to jest pytanie. Trzymam kciuki za Teatr Polonia, Teatr 6.piętro. Mam nadzieję, że uda się im powrócić do pełni sił. Natomiast z moich prywatnych projektów - teatr w sieci "TheMuBa", którą założyłem dwa lata temu. Staram się teraz jeszcze bardziej ją rozwijać.

- Myślę, że takie zapotrzebowanie na sztukę generalnie jest i ludzie potrzebują jednak się oderwać od tego wszystkiego, co się dzieje na ulicy i "w powietrzu". Jeżeli chcecie państwo chwili wytchnienia to zapraszam na "TheMuBa", na teatr w sieci.

Pierwszy odcinek serialu "Król" zadebiutuje na antenie Canal+ Premium 6 listopada (o godz. 21:00).

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy