Max: Seriale
Ocena
serialu
7,6
Dobry
Ocen: 123
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Theo James o serialu "Biały Lotos 2": Co się kryje pod amerykańskim snem?

Znamy go z takich produkcji, jak "Niezgodna", "Underworld: Przebudzenie" czy "Downton Abbey". Teraz możemy go oglądać w drugim sezonie serialu "Biały Lotos", który 31 października zadebiutował na HBO Max. "Mój bohater w duszy pozostał dzieckiem z domieszką zwierzęcia" - mówi w rozmowie z Interią Theo James.

Pełne imię urodzonego w Oxfordzie trzydziestosiedmiolatka to Theodore Peter James Kinnaird Taptiklis. Theo James ma korzenie angielskie, szkockie i greckie. Dorastał jako najmłodszy z pięciorga rodzeństwa. Zanim rozpoczął karierę aktorską, zarabiał jako barman, ratownik, a nawet pracownik brytyjskiej służby zdrowia. Słynie z zamiłowania do muzyki. Występował w licznych zespołach, potrafi grać na min, gitarze, saksofonie i pianinie.

"Wiem, że często dostaję rolę przez to, jak wyglądam" - przyznaje. Rzeczywiście, James zwraca uwagę już od swojego ekranowego debiutu w miniserialu telewizyjnym "A Passionate woman". W "Downton Abbey" był na ekranie przez dosłownie kilka minut, ale śmierć jego bohatera Kemala Pamuka w łożu Lady Mary Crawley wpłynęła na akcję kolejnych sezonów. Szybko zainteresowali się nim reżyserzy castingu poza Wielką Brytanią.

Reklama

Pojawił się u Allena w "Poznasz przystojnego bruneta", w komedii "Seksualni, niebezpieczni" i w "Underworld: Przebudzenie" u boku Kate Beckinsale. Jednak najważniejszą rolą, która zmieniła bieg jego kariery, był występ w serii "Niezgodna", gdzie wcielił się w Tobiasa "Cztery" Eatona. Potem powrócił do świata wampirów w "Underworld. Więzy krwi", zagrał też w "How it Ends" oraz w serialach "Castlevania", "Miłość ponad czasem""Sandition", gdzie poznał swoją żonę. Udzielał też głosu Vesemirowi w "Wiedźminie". Teraz wciela się w Camerona Babcocka w drugim sezonie serialu "Biały Lotos".

Pierwszy sezon stworzonej przez Mike’a White’a produkcji HBO Max był wielkim triumfatorem nagród EMMY, stworzył też wiele charyzmatycznych, niezapomnianych postaci. Premierze "dwójki" towarzyszą ogromne oczekiwania - tym bardziej, że niemal wszystkie główne postaci są tym razem nowe. "Drugi sezon, podobnie jak pierwszy, podejmuje temat przywileju, bogactwa i tego, co to robi z czyimś poczuciem siebie i moralnością. Z zewnątrz Cameron i (jego żona) Daphne wyglądają, jak para z okładki kolorowego magazynu. Ale ta fasada szybko pęka, gdy zagłębiamy się głębiej w ich związek. Mój bohater w duszy pozostał dzieckiem z domieszką zwierzęcia" - nęci James.

"Biały Lotos 2" od 31 października na HBO Max. Z Theo Jamesem rozmawia Anna Tatarska.

Anna Tatarska: Czy pana relacja z serialem "Biały Lotos" jest czysto zawodowa, czy jest pan też jego fanem, jak chyba większość waszej obsady?

Theo James: - Jestem wielkim fanem! "Biały Lotos" obejrzałem zaraz po premierze pierwszego sezonu po prostu jako widz i sprawiło mi to wielką przyjemność. Dlatego kiedy wyczytałem, że Mike White rozważa zrealizowanie drugiego sezonu, od razu powiedziałem sobie, że nie mogę przepuścić tej okazji - wiedziałem, jak to jest dobre. Wziąłem udział w castingu i kiedy zaoferowano mi rolę nie wahałem się ani chwili!

Co dla aktora jest najciekawsze we współpracy z twórcą "Lotosu...", ale też "Szkoły rocka" czy "Pitch Perfect 3", Mike’m Whitem?

- Ton ten produkcji jest wyjątkowy. Mam wrażenie, że obejrzenie "jedynki" było obowiązkiem dla wszystkich, którzy starali się o rolę w drugim sezonie, żeby wiedzieli, do jakiego dołączają uniwersum. Styl Mike’a, jego poczucie humoru jest specyficzne i niepodrabialne: to z jednej strony coś bardzo prawdziwego, naturalistyczny wręcz dramat, z drugiej komediowa hiperbola, czarna komedia momentami ocierająca się czasami o farsę. Wyczucie tych specyficznych granic i nieprzekraczanie ich wydawało mi się początkowo onieśmielające. Ale kiedy już znalazłem się na planie, dotarło do mnie, jak wielka naturalność jest w naszych postaciach. Nie było trudno się w nie wcielać także dlatego, że Mike, jako scenarzysta, ale też reżyser, nadaje swoim bohaterom jakąś lekkość, łatwość. Ostatecznie granie Camerona było dla mnie źródłem wyłącznie satysfakcji.

Jak na pana doświadczenie planu wpłynął fakt, że kręcąc "Biały Lotos 2" mieszkaliście i pracowaliście w obrębie tych samych murów? Hotel Four Seasons w Taorminie był nie tylko serialowym Białym Lotosem, ale też waszym domem.

- To dość surrealne doświadczenie, którego nie doświadczyłem w pełni, bo do Włoch przyjechałem z moją żoną i małą córeczką. Mieszkaliśmy osobno, kawałeczek bliżej centrum. Ale oczywiście codziennie spędzałem długie godziny w hotelu, więc przyglądałem się sobie i kolegom. W moim przypadku na pewno w jakimś stopniu nastąpiło zlanie się z postacią w jedno. U Mike’a to, co zwyczajne, zderza się z tym, co surrealne, niepozorna rozmowa zyskuje nowy kontekst, kiedy włoży się ją w odpowiednie miejsce w odcinku. To sprawia, że człowiek zaczyna inaczej patrzeć na to, co sam mówi.

Jaki jest Cameron?

- Prezentuje się jako osoba charyzmatyczna i czarująca. Ale szybko dociera do nas, że ma obsesję rywalizacji, jest uosobieniem toksycznej męskości, a w duszy pozostał nastolatkiem, może nawet dzieckiem, z domieszką zwierzęcia.

Brzmi intrygująco! Zebrani na planie dziennikarze mieli okazję oglądać was w akcji. W scenie śniadania, którą kręciliście z Meghann Fahy - pana ekranową żoną - Aubrey Plazą i Willem Sharpe, Cameron rzeczywiście wyglądał na irytująco zadufanego w sobie typa. Czy ta piękna para to bardziej amerykański koszmar niż amerykański sen?

- Na pewno w Cameronie i Daphne jest pewna arogancja. Drugi sezon, podobnie jak pierwszy, podejmuje przecież temat przywileju, w szczególności białego przywileju, wielkiego bogactwa i tego, co to robi z czyimś poczuciem siebie i jego moralnością. Rzeczywiście, z zewnątrz Cameron i Daphne wyglądają, jak para z okładki kolorowego magazynu. Ale ta fasada szybko pęka, gdy zagłębiamy się głębiej w ich związek.

Zatem w jakie gry grają Cameron i Daphne?

- W "kiss chase". Żartuję oczywiście [red: Kiss chase to odmiana berka, która polega na tym, że berek goni i całuje uciekającą osobę, która następnie przejmuje jego funkcję. W ostatnich latach rozgorzała dyskusja o zakazaniu tej, traumatyzującej i przemocowej, gry w szkołach]. Wydaje mi się, że Mike’owi zależało, by zastanowić się nad tym, jak może wyglądać ścieżka związku. Początkowo widzom wydaje się, że Cameron i Daphne to para idealna, pełni entuzjazmu, piękni jak z obrazka, odnoszą sukcesy, mają dwójkę dzieci. Ale potem okazuje się, że ceną tej świeżości są rozliczne sekrety. Oni sobie wielu rzeczy nie mówią, często strategicznie, by w jakiś sposób wpłynąć na drugą stronę, by coś uzyskać. I to nie są jakieś tam niedomówienia, tylko sekrety wielkiego kalibru, bardzo mroczne sprawy. Oni muszą się omamiać i oszukiwać za wszelką cenę, bo tylko to pozwala ich relacji trwać.

Niewiedza i nieświadomość receptą na udany związek? Kontrowersyjne.

- Oboje stosują się poniekąd do zasady "don’t ask, don’ tell" [pol: nie zadawaj pytań, jeśli nie chcesz usłyszeć czegoś nieprzyjemnego]. Wychodzi na to, że Cam i Daphne mają w pewnym sensie otwarty związek, ale nikt nie mówi tego głośno. Mike stawia pytanie, na ile jest to układ konsensualny, na ile obie strony rzeczywiście zdają sobie w pełni sprawę, na co się zgodziły. Dynamika władzy w tym związku jest cokolwiek nietypowa, na pewno wpływa na nią też ich status. Oni są bogaci właściwie od zawsze, w ogóle się nad tym dobrobytem nie zastanawiają, nie mają przemyśleń na temat tego, jak trudne może być dla innych coś, co dla nich jest banałem i oczywistością. Nie do końca rozumieją, że działania mają konsekwencje, bo żyją w świecie, gdzie po każdym da się posprzątać tak, by nie było śladów. Łatwo jest ich negatywnie osądzić, bo są w ich relacji - z perspektywy naszej kultury i zasad - oczywiste przekroczenia. Jednak z czasem zaczynamy się zastanawiać: kurczę, może to, co oni robią, to jest jakiś sposób, by ocalić energię związku? Kiedy dzieje się coś nowego, nasze postrzeganie znowu się zmienia. To specjalność Mike’a: widz w obrębie jednego sezonu jest w stanie postrzegać tych samych bohaterów jako bezdusznych i niemoralnych, a za chwilę podobnych do samego siebie i prawdziwych.

Widzowie uwielbiają oglądać postaci, które można trochę ponienawidzić. Kardashianowie, "Sukcesja"...

- Zapewniam, że zdecydowanie będziecie za co nas nienawidzić. Ale też mam nadzieję, że tak się nie stanie, bo przecież Mike zawsze stara się, żeby sposób prezentacji postaci nie był czarno-biały, żeby nie można było ich jednoznacznie ocenić. Żeby nawet w stosunku do kogoś zachowującego się w sposób odpychający można było poczuć empatię. Na tym polega geniusz Mike’a: każda napisana przez niego postać jest głęboko ludzka.

Pierwszy sezon "Białego Lotosu" zasłynął między innymi tym, że był produkcją przezabawną, ale też czule mówiącą o kondycji ludzkiej. O tym, jak dziwnie czasami jest być człowiekiem. Czy te składniki serialowej mieszanki wciąż są obecne w "dwójce"?

- Wydaje mi się, że tak. Mike zaprezentował nam już gotowe, napisane w pełni siedem odcinków, ale potem podczas rozmów o postaciach mogliśmy dodać do nich coś od siebie. Ale ten serial to jego twór, a my tylko wsiadamy w siodło i dajemy się ponieść. Mike stwarza na planie bezpieczną przestrzeń, w której czujesz się wsparty. Aktorzy mu ufają. Myślę, że dużo o nim mówi też to, że uwielbia momenty pomiędzy i po. To znaczy, że zagrałeś już swoją scenę, wypowiedziałeś dialog, teoretycznie jest po wszystkim, ale nie - Mike wciąż kręci, przygląda się. Nie można zostawić postaci, trzeba znaleźć jej człowieczeństwo i nieść ją dalej, w nieznane. Może tu nie być słów, ale są spojrzenia, ruch ciała, obecność. Jest to świetne ćwiczenie dla aktora, szczególnie, jeśli się nigdy wcześniej w takich warunkach nie pracowało. Te ujęcia przynoszą chwile konsternacji, jakieś nieoczekiwane spotkania, ale też prawdę o postaciach. Wydaje mi się, że ta czujność o otwartość na to, co przyniesie świat, to wielka część sukcesu serialu.

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Biały Lotos | Theo James
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy