Nowy serial w HBO Max ma potencjał na hit. Połączenie thrillera i romansu
Ingrid Lewis (Emma Appleton) jest utalentowaną prawniczką, która pnie się po szczeblach kariery. Wszystko układa się perfekcyjnie do momentu, kiedy jej klientem zostaje John Webster (Colin Morgan). Mężczyzna zostaje oskarżony o niewłaściwe zachowanie wobec swojej dziewczyny, a Ingrid bez problemu wygrywa proces. W krótkim czasie i ona ulega urokowi Johna, co komplikuje jej życie i doprowadza do kolejnych dramatycznych wydarzeń.
"The Killing Kind" to sześciodcinkowy thriller ze znaną z netfliksowego "Wiedźmina" Emmą Appleton (w pierwszym sezonie zagrała Renfri). Młoda aktorka należy do wschodzących gwiazd brytyjskiej telewizji, o czym świadczą role w m.in. uznanych przez krytyków seriali "Traitors", "Wszystko, co wiem o miłości" czy “Pistol". Na ekranie partneruje jej uwielbiany przez widzów Colin Morgan, którego fani mogą pamiętać jeszcze z "Przygód Merlina". Później aktor zmienił nieco profil swoich ról i zagrał w takich produkcjach jak "Belfast", "Upadek", "Żywi i umarli", "Benjamin".
Przed premierą serialu mieliśmy okazję porozmawiać z Emmą Appleton oraz producentką Paulą Cuddy, które odpowiedziały na kilka nurtujących nas pytań.
Czym zafascynowała cię Ingrid?
"Nigdy nie grałam takiej postaci jak Ingrid - mówi Emma. “Zaintrygował mnie scenariusz, więc pod koniec pierwszego odcinka chciałam już wiedzieć, co wydarzy się dalej. Dynamika pomiędzy dwójką głównych bohaterów - Ingrid i Johnem - jest fascynująca - interesowało mnie jak się poznali, jak znaleźli się w przedstawionej w serialu sytuacji i jak ta historia się potoczy. Lubię, kiedy mam więcej pytań niż odpowiedzi; uwielbiam intrygę. Nie miałam też okazji zagrać w produkcji będącej w pewnym stopniu serialem prawniczym. To była świetna okazja, żeby zagłębić się w ten świat. Na końcu poznałam jeszcze Zarę Hayes, która jest twórczynią serialu oraz nakręciła kilka odcinków, więc było przy tej produkcji wiele fajnych rzeczy, które mogłam odhaczyć".
Co sądzisz na temat relacji swojej bohaterki i Johna - mężczyzny, który zamienia jej życie w piekło?
"Wydaje mi się, że czasami pomiędzy dwojgiem ludzi jest chemia, której nie da się tak naprawdę wytłumaczyć. Łączy ich pewien magnetyzm, czas przyciąga do siebie, a zarazem oddala. Ingrid jest zafascynowana tym, że John patrzy na nią w sposób, w jaki nigdy nie patrzył, traktował wyjątkowo. Łatwo zauroczyć się osobą, dla której jesteś wszystkim. To w jaki sposób się poznają jest również dość tajemnicze, ich związek dojrzewa w ukryciu przed innymi. I w końcu, kiedy okazuje się, że nie wszystko jest takie jak się wydaje, pojawia się pytanie: czy John to dobry facet dla Ingrid? Czy zakochuje się w niewłaściwej osobie? To w zasadzie bardzo uniwersalne pytanie. Często w moim kręgu przyjaciół zastanawialiśmy się, czy dany facet jest w porządku czy nie. Serialowy John wydaje się naprawdę miłym gościem. Jest uroczy. A później... później dzieją się te wszystkie rzeczy".
Serial "The Killing Kind" jest adaptacją popularnej powieści Jane Casey. Jak bardzo ministerial różni się od materiału źródłowego? Producentka serii, Paula Cuddy, sądzi, że w tę serialową podróż zawsze trzeba wziąć ze sobą autora, ale nie można zrezygnować z pewnym zmian. W końcu adaptacje telewizyjne rządzą się swoimi prawami.
"Największym komplementem dla producenta, kiedy pracuje nad adaptacją książki, jest to, kiedy autor w serialu rozpozna wykreowanych przez siebie bohaterów i ich świat" - zdradza Interii.
"Jane Casey była zadowolona ze scenariusza oraz aktorów wybranych do głównych ról, czyli Emmy i Colina. Później trzeba było zainteresować się materiałem, czyli zmieścić trzy czwarte książki w sześciu godzinnych odcinkach komercyjnego serialu telewizyjnego. W tę podróż musisz zabrać ze sobą autora oraz być dociekliwym, transparentnym i szanować oryginalny tekst. Jednocześnie trzeba być świadomym, że publiczność oczekuje od dramatu pewnych rzeczy, więc postacie, pytania o system prawny, sprawy dotyczące kobiet - to wszystko musiało zostać odpowiednio przedstawione. Każdy wątek musiał powstać organicznie. Zmieniliśmy zakończenie tej historii - oczywiście po rozmowach z autorką, która jest zadowolona z finałowego produktu, co jest dla mnie wielkim komplementem" - kończy.
Ingrid Lewis jest pierwszą tak dużą rolą w karierze Emmy Appleton. I do tego bardzo wyczerpującą emocjonalnie. Jakie były największe wyzwania przed jakimi stanęła aktorka?
"Wyzwaniem był fakt, że cała historia jest przedstawiona z punktu widzenia Ingrid. Wiem, że to zabrzmi trochę abstrakcyjnie, ale później patrzysz na swój grafik i jesteś w prawie każdej scenie - rzadko zdarza się taka rola. Granie w takiej produkcji testuje twoje granice, umiejętności i wytrwałość. Miałam to szczęście, że wspierał mnie wspaniały zespół. Muszę przyznać, że wcielanie się w bohaterkę, która w tak krótkim czasie przechodzi przez tak wiele, jest bardzo intensywne. Udajesz, ale czujesz wszystkie emocje swojej postaci - jesteś wystraszona, masz paranoję. “Nosisz" to ze sobą, więc w pewnym momencie musisz iść do domu albo na masaż. Bez zaangażowanego i świetnego zespołu nie byłoby to możliwe do udźwignięcia" - mówi Appleton.
Zobacz też:
Streamingowe hity na 2024 rok! Polskie seriale i emocjonujące widowiska
Najlepsze seriale kryminalne na HBO Max. Tę szóstkę musisz zobaczyć!
Awatar: Ostatni władca wiatru - recenzja. Tak powinno się robić aktorskie adaptacje animacji