Gdy Europa spotyka się z Japonią. Czy nowy "Szogun" doścignie pierwowzór?
Na Disney+ zadebiutował nowy serial zatytułowany "Szogun". Widzowie mogą pamiętać serial o takim samym tytule sprzed 40 lat. Jak wygląda powrót do tej historii po latach i czy jest czym się zachwycić?
Po praz pierwszy mieliśmy poznać historię Johna Blackthorne’a w powieści Jamesa Clavella, która później została zekranizowana w 1980 roku w formie serialu. W Polsce produkcja okazała się wielkim hitem, a grający główną rolę Richard Chamberlain stał się idolem widzów. Teraz, prawie 40 lat po premierze pierwszego serialu, na platformie Disney+ pojawił się serial, który określany jest mianem "najważniejszego serialowego wydarzenia". Czy słusznie?
"Szogun" to produkcja, która zabiera widzów do Japonii z 1600 roku, stojącej wtedy u progu wojny domowej. Głównym bohaterem jest Lord Yoshii Toranaga (Hiroyuki Sanada), który musi walczyć o życie, gdy jego wrogowie z Rady Regentów jednoczą się przeciwko niemu. Tymczasem u wybrzeży pewnej rybackiej wioski zostaje znaleziony tajemniczy statek, którego nawigatorem jest John Blackthorne (Cosmo Jarvis). Jest anglikiem i posiada wiedzę, która może przydać się Toranadze w przechyleniu szali zwycięstwa na swoją stronę, jednocześnie zmniejszyć wpływy zakonu jezuitów i Portugalczyków w Japonii.
Za scenariusz odpowiada m.in. Justin Marks, który był nominowany do Oscara za scenariusz do filmu "Top Gun: Maverick".
Trzeba zacząć od tego, że wizualnie produkcja zdecydowanie zachwyca. Nie da się ukryć, że uwagę przykuwają piękne wnętrza i starannie wykonane stroje. Jak zapewnił główny projektant kostiumów, Carlos Rosario, do pracy nad strojami przyłożono ogromną wagę.
"Wszystkie kostiumy wykorzystane w serialu 'Szogun' uszyto ręcznie. Takie założenie przyjęliśmy od początku. Dzięki temu ekipa panowała nad wszystkimi szczegółami, w tym jakością i fakturami tkanin, ich kolorami, stylem kostiumów, wykrojem i sposobem szycia".
Dzięki dbałości o szczegóły związane również z fryzurami, czy makijażem, oglądając serial, nie mamy wątpliwości, jakiej pozycji społecznej jest dana postać.
Nie da się również przejść obojętnie obok scenografii, która została stworzona z ogoromną miłością. Plenery i scenografie dobrano tak, by widz miał wrażenie, że przeniósł się w czasie - i zdecydowanie powiodło się.
Zdjęcia kręcono w dwóch plenerach usytuowanych na zboczach gór oraz w dwóch studiach dźwiękowych. Odtworzono w nich wnętrza zamku w Osace, ogrody, pomieszczenia misji katolickiej i część statku Erasmus. Sceny, których nie dało się nakręcić w rzeczywistości, powstawały w wirtualnym studio, dzięki wykorzystaniu blue screen oraz efektów wizualnych.
Ogromnym plusem serialu jest fakt, że bohaterowie praktycznie nie mówią po angielsku, z wyłączeniem Blackthorne'a, który jest rodowitym anglikiem. Twórcy nie poszli na łatwiznę i postacie pochodzące z Japonii faktycznie posługują się rodzimym językiem.
Na Disney+ dostępne są pierwsze 2 odcinki serialu "Szogun". Czy zachwyca? Trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć na takie pytanie. Wizualnie nie ustępuje ogromnym produkcjom, które walczą o największe nagrody. Jednak fabularnie dopiero się rozwija. Akcja toczy się powoli, zawiązując dopiero wątki polityczne, kulturowe, a nawet możemy zobaczyć zalążki romansu. Jednak jak potoczą się losy bohaterów? Czy znajdzie się miejsce na honor, a bohater przetrwa w niesprzyjającym środowisku, w którym jeden błędny ruch może kosztować życie? Na odpowiedzi trzeba będzie jeszcze poczekać.
Nie da się ukryć, że czas przy seansie obu odcinków upłynął bardzo szybko. Każdy z nich trwał około godziny, ale narracja jest prowadzona w taki sposób, że niemożliwe jest oderwać się od ekranu. Z niecierpliwością będę oczekiwać kolejnych odcinków, które będą pojawiać się co tydzień, aż do 23 kwietnia.