"Babylon Berlin": Jak nie doprowadzić aktorów do szału? [wywiad z Achimem von Borriesem]
Gereon Rath, miłość do Berlina, przerażająca rzeczywistość i trzech twórców na jednym planie. Zapraszamy do przeczytania wywiadu ze scenarzystą i reżyserem serialu "Babilon Berlin" Achimem von Borriesem.
"Babilon Berlin", najdroższa nieanglojęzyczna produkcja telewizyjna, jest serialem uznanym zarówno przez krytyków i widzów.
Niemiecka seria osiągnęła ogromny sukces na całym świecie, a 28 stycznia powróci na polską antenę. Wtedy na kanale Epic Drama zostanie wyemitowany premierowy odcinek trzeciego sezonu.
Dlaczego "Babilon Berlin" tak bardzo podoba się widzom? I jak współpracować na planie, żeby nie doprowadzić aktorów do szału?
O tym przeczytacie w naszym wywiadzie z Achimem von Borriesem.
Katarzyna Ulman, Interia: Serial powstał na podstawie cyklu powieści Volkera Kutschera o komisarzu Gereonie Rath. Co dla pana jest takiego wyjątkowego w tych książkach i co zadecydowało o chęci przeniesienia jego przygód na ekran?
- W powieściach bardzo podoba mi się to, że oprowadzają one czytelnika po Berlinie lat 20. Autor bierze odbiorcę za rękę i pokazuje mu miasto. Volker Kutscher wykonał kawał świetnej roboty - przestudiował dokładnie źródła, w wyniku czego poprowadził swoich bohaterów i widza po zniszczonych ulicach, pokazał zabytki.
- Chcieliśmy przedstawić właśnie ten Berlin, chcieliśmy wraz z ekipą filmową oraz aktorami wskoczyć w wehikuł czasu i nakręcić nasz serial bez żadnych limitów. Odtworzenie ducha późnych lat 20. nie było, oczywiście, proste.
Wydaje się, że Berlin jest jednym z głównych bohaterów serialu, tak samo ważnym dla fabuły jak postacie Gereona i Charlotty.
- Tak. Właściwie, powiedziałbym, że Berlin to główny bohater. To portret miasta, portret jego mieszkańców, dzielnic, różnic i warstw społecznych. Charlotte (Liv Lisa Fries) jest przedstawicielką klasy robotniczej, mieszka z rodziną w jednym pokoju. W pierwszym sezonie jest prostytutką, ale ma wielkie ambicje.
- I patrzymy wszyscy na różne aspekty tego miasta, jego różnorodność. Nikt z naszej trójki [reżyserzy i scenarzyści serialu Tom Tykwer, Achim von Borries, Hendrik Handloegten - przyp. red.] nie pochodzi z Berlina, ale wszyscy zakochaliśmy się w tym mieście, kiedy tu przyjechaliśmy. Od tego czasu minęło 30 lat, a serial to nasz list miłosny adresowany do Berlina.
Jak realizuje się dramat historyczny?
- Nie patrzę na ten projekt jako dramat z epoki. Skaczemy do przeszłości i staramy się przedstawić wszystko tak, jakby to istniało nadal. Oczywiście, jak możesz sobie wyobrazić, nie daliśmy rady odwzorować wszystkiego - ze względu na budżet. Ale wszystko ma wpływ na pracę nad takim projektem - zwłaszcza to, jak traktujesz aktorów oraz jak z nimi rozmawiasz.
- Do pierwszego sezonu przygotowywaliśmy się bardzo długo, wtedy było to możliwe... Teraz nie. W chwili obecnej pracuję nad czwartą serią i jest trochę inaczej. Przy pierwszej co tydzień spotykaliśmy się z ekipą i obsadą - w 100, 200 lub nawet 300 osób - i oglądaliśmy filmy z tamtego okresu historycznego, rozmawialiśmy z historykami. Musieliśmy razem połączyć to, co zebraliśmy w trakcie przygotowania scenariusza przez trzy, cztery lata. Koniec końców na planie pracują pasjonaci, którzy z ogromną dbałością o szczegóły przywracają Berlin z lat 20. do życia.
- I to jest naprawdę świetna zabawa - od kostiumografów przez makijażystów i rekwizytorów do aktorów - każda osoba pracująca na planie dodaje od siebie fascynujące spostrzeżenia dotyczące tamtych czasów. Co ciekawe, teraz kiedy przechadzam się po ulicach Berlina, po pracy nad serialem przez ostatnie osiem lat, dostrzegam inne oblicze tego miasta, inną warstwę - nowy, odbudowany Berlin. Ta druga warstwa to dla mnie cień, ponieważ ten ‘nasz’ to lata 20. Może pewnego dnia umrę w latach 20. (śmiech).
W jakim momencie zaczynamy trzeci sezon? Co czeka głównych bohaterów?
- Nowy sezon rozpoczyna się kilka tygodni po wydarzeniach z ostatniej serii. U nas wszystko dzieje się bardzo powoli, przykro mi (śmiech), ponieważ pokazujemy kilka ważnych wydarzeń, które miały miejsce w październiku 1929 roku.
- W dwóch pierwszych sezonach widzieliśmy początek - wiosnę, lato - teraz mamy jesień. Zmarł wtedy Gustav Stresemann, kanclerz i minister spraw zagranicznych Republiki Weimarskiej. Był konserwatystą, osobą, która umiała łączyć innych i taką, jaką potrzebują takie kraje jak Ameryka.
- Później nadszedł czarny piątek i krach na giełdzie, co również jest ważnym wydarzeniem. Dlatego zdecydowaliśmy się pozostać w 1929 roku. W czwartym, obecnie przygotowywanym sezonie, tak już nie będzie. Szykujemy przeskok czasowy do Sylwestra 1930 roku, 1931. Nigdy nie osiągnęlibyśmy tego bez zastosowania takiego chwytu. Nasz serial ma naturalny koniec, czyli rok 1933.
Wie pan już jak zakończy się "Babilon Berlin"?
- Wydaje mi się, że każdy z nas - Tom, Henk, ja - mamy różne wizje zakończenia. Po 1933 r. nie ma już kolejnej historii. Musimy zakończyć ten sezon i wtedy podejmiemy decyzje co do następnych. Zakończenie będzie wierzchołkiem góry lodowej, porównując to wszystko do Titanica. Możemy przedstawić ludzi w mundurach - tylko wtedy nie poznajesz ich charakterów; to mniej interesujące. O takich postaciach powstało już wiele dobrych historii, seriali oraz filmów.
- Pytałaś, jak tworzymy tak dobry serial - ponieważ udajemy, że nie wiemy co jest przed nami. Może przegramy z faszyzmem w “Babilon Berlin", a może znajdziemy alternatywne zakończenie. Można zacytować ten ostatni fragment, ale nie trzymaj mnie za słowo (śmiech).
Dzisiejsza rzeczywistość w wielu krajach jest przerażająco podobna do tej ukazanej w serialu. Historia zatacza koło.
- Tak, tak. Obecne wydarzenia mnie przerażają. Nie chcieliśmy tych podobieństw, ale o tym jest serial, że nic nie może być brane za pewnik, że trzeba walczyć. Chcę, żeby nasi bohaterowie (przynajmniej niektórzy z nich) walczyli za demokrację, prawa człowieka i polepszenie życia innych.
- Ostatnio pracowałem z artystą scenorysu nad sceną szturmu - było to dokładnie w dzień, kiedy The Proud Boys zaatakowali amerykański Kapitol. Rozmawiałem z nim w tym momencie i pamiętam, że powiedziałem “właśnie weszli, przejmują kontrolę". Nasza historia wyprzedzała wiele dzisiejszych wydarzeń czy sytuacji politycznych, ale nie było to zamierzone.
Zmieniając trochę temat... Serial został stworzony przez pana, Toma Tykwera i Hendrika Handloegtena. Jak współpracują panowie na planie?
- Na planie w ogóle ze sobą nie współpracujemy. W ogóle. To byłoby niemożliwe. Za każdym razem, kiedy członkowie naszego zespołu i nasza trójka jest w jednym pokoju z naszymi aktorami zaczyna się szaleństwo. Wszyscy wariują bo każdy z nas - Hendrik, Tom I ja - mówimy im zupełnie inne rzeczy (śmiech). Podczas pierwszych castingów, które przeprowadzaliśmy razem, sytuacja wyglądała tak, że ja powiedziałem "powiedz to wolniej i spójrz mu w oczy", drugi z nas mówił "zapomnij, zrób to szybciej", a trzeci - "nie wchodź nawet do pokoju, krzyknij do niego, albo co".
- Aktorzy byli więc trochę zagubieni, prawda? Co zresztą w bardzo miły sposób nam powiedzieli, więc robimy teraz casting osobno, ale decyzje co ról podejmujemy razem. To samo tyczy się pracy na planie. Na samym początku mówię do Liv [serialowa Charlotte - przyp. red.] coś o jej postaci, a ona do mnie “aha, Henk mówił zupełnie coś innego, bla, bla, bla".
- Henk powiedział: “Wyobraź sobie, że rozmawiamy o wspólnym znajomym którego wszyscy znamy - każdy z nas opowie o nim inną historyjkę, bo znamy go od innej strony, ale to dalej ta sama osoba. Pomyśl o tym, jako o szansy na poznanie innych informacji od ludzi, którzy cię kochają, ale widzą cię w inny sposób".
- To czyni serial tak żywym i tak odmiennym od reszty. Oprócz tego 1/3 serialu reżyseruje ktoś z nas - w inny sposób, z innym stylem, teksturą, itp. Ciągłość jest zachowana dzięki aktorom, kostiumom, makijażowi, ale są elementy, które wyróżniają każdą część. Ale dzięki temu serial jest nadal pełen niespodzianek, prawda? Nigdy nie wiesz, co będzie dalej.
Czy spodziewał się pan, że serial odniesie tak ogromny sukces na całym świecie?
- Nigdy nie możesz spodziewać się czegoś takiego na starcie, ale po sukcesie serialu, zacząłem się zastanawiać “dlaczego?". Co stoi za jego sukcesem? Dlatego, że wybraliśmy odpowiedni czas do opowiedzenia tej historii? Kiedy indziej mogło być zupełnie inaczej.
- Gdybyśmy zrealizowali ten serial w latach 90. czy pierwszych latach dwa tysiące widownia nie byłaby zainteresowana tymi tematami. Musieliśmy wybrać ten okres.
- Razem z Henkiem nakręciłem film "Miłość w myślach" (zagrał w nim Daniel Brühl), którego akcja rozgrywała się w latach 20. Dramat młodzieżowy. To miało mniej wspólnego z okresem historycznym, a bardziej z uczuciami, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?
W czwartek 28 stycznia o godzinie 21:30 kanał Epic Drama wyemituje premierowy odcinek 3. sezonu.
*Achim von Borries - niemiecki scenarzysta ("Good Bye Lenin", "4 Days in May", "Alone Berlin") oraz reżyser ("Miłość w myślach", "4 Days in May").