Największa serialowa niespodzianka 2024. Szalony romans i epicka komedia
Czasami bywa tak, że przeglądając zapowiedzi seriali na kolejny miesiąc (lub miesiące), pewnie natkniecie się na krótki, niespełna dwuminutowy zwiastun i uznacie, że produkcja wygląda ciekawie, ale niekoniecznie spodziewacie się fajerwerków. I nagle, w połowie drugiego odcinka, okazuje się, że jesteście absolutnie zakochani w serialu będącym połączeniem komedii, młodzieżowej fantasy oraz romansu w stylu kultowej "Narzeczonej dla księcia" ("Princess Bride").
Lady Jane Grey władała Anglią przez dziewięć dni (w "Mojej Lady Jane" zostały przedstawione alternatywne losy dynastii Tudorów), a chwilę później dość marnie skończyła. W serialu czeka ją na szczęście inny los. W nowej wersji Edward, syn Henryka VIII, cieszy się dobrym zdrowiem, a Jane (Emily Bader) czeka zupełnie inny los, niż ten znany z podręcznika historii. A skoro dzieje tych bohaterów potoczyły się zupełnie inaczej, to i ich przyszłość zaczęła rysować się w jasnych barwach.
Grey nieoczekiwanie zostaje królową Anglii, co przysparza jej liczne grono wrogów. To jednak nawet nie wierzchołek góry lodowej - problemów przysporzą jej kochająca spiski i knucie matka (w tej roli Anna Cancellor), dążąca do władzy Mary (Kate O’Flynn), ukochany, który skrywa co najmniej jeden wielki sekret (Edward Bluemel) i demoniczny Dominic Cooper (aktor znany z uniwersum Marvela i serialu "Kaznodzieja" tutaj pokazuje swój komediowy talent).
Serial "Moja Lady Jane" oparty jest na powieści pod tym samym tytułem autorstwa Cynthii Hand, Brodi Ashton i Jodi Meadows. Oprócz przygód Jane Grey panie na kartach swoich książek zmieniły losy jeszcze innych historycznych postaci - cały cykl liczy obecnie sześć tomów (w trzech pierwszych są opisywane historie innych kobiet o imieniu Jane, w kolejnych trzech - o imieniu Mary), z czego szósty ma mieć premierę w Stanach Zjednoczonych w sierpniu 2024 roku.
"Moja Lady Jane" to szalona komedia, której twórczynie - Gemma Burgess i Meredith Glynn - wiedzą, jaki serial robią, w jakiej konwencji się poruszają i nie starają się tworzyć czegokolwiek na siłę. Serialowa opowieść o Jane Grey to wciągająca historia, szybkie tempo, inteligentne dialogi, trochę błazenady, romans, szczypta fantasy, fantastyczna rock’n’rollowa ścieżka dźwiękowa oraz narrator, który nie niszczy immersji, ale w punkt komentuje lepszą czy gorszą sytuację, w jakiej znalazła się bohaterka.
Przed premierą "Mojej Lady Jane" miałam szansę porozmawiać z odtwórczynią głównej roli - Emily Bader, oraz jej serialowym partnerem Edwardem Bluemelem (lord Guildford Dudley).
Katarzyna Ulman, Interia: Co zainteresowało was w scenariuszu serialu "Moja Lady Jane" i sprawiło, że od razu powiedzieliście "tak, zagram tę rolę"?
Emily Bader: W momencie, kiedy otrzymałam pierwszą scenę, jaką musiałam nagrać na potrzeby castingu, byłam zdesperowana, aby dostać tę rolę. W końcu Jane jest opisana jako postać, która jest połączeniem Elizabeth Bennett i Blondie. To jest jak rock’n’roll, co jest wspaniałe. Scenariusz jest napisany w naprawdę ekscytujący sposób i naprawdę mnie to ucieszyło.
Edward Bluemel: Jak tylko zobaczyłem scenariusz, odniosłem wrażenie, że to wyjątkowy wymykający się klasyfikacjom serial oraz świetny projekt, którego można być częścią. ["Moja Lady Jane"] jest zabawna, romantyczna i pełna akcji.
Co było najlepszą częścią pracy na planie?
Emily: Możliwość pracy z wieloma wspaniałymi aktorami. To pierwszy serial, w którym gram główną rolę, więc każdego dnia uczyłam się czegoś nowego od każdego członka obsady. Granie ze wspaniałą Anna Chancellor [brytyjska aktorka wcielająca się w matkę Jane, lady Frances Grey - przyp. red.] to sama radość. Staliśmy się jedną wielką rodziną, więc zdjęcia były po prostu frajdą.
Edward: Bycie w tym wykreowanym świecie to wielka przyjemność - uwielbiam kostiumy i możliwość wkroczenia w ten okres historyczny. Spójrzcie z jaką uwagą odwzorowano wszystkie szczegóły. Dla aktora taki serial to marzenie.
Jaka scena zapadła wam najbardziej w pamięć lub wywołała największy ubaw na palnie?
Emily: Chyba myślimy o tej samej scenie. Przerażającej i niekomfortowej dla Jane i Guildforda. To scena z zaślubin, kiedy leżymy w łóżku, a nasi rodzice udzielają nam porad łóżkowych. Dialogi były napisane, ale trochę improwizowaliśmy. Czasami naprawdę bywamy stuknięci.
Edward: Anna Chancellor i Rob Bryden [aktor grający ojca Guildforda - lorda Dudleya] dawali więc nam różne wskazówki, które wymyślali przy okazji każdego dubla. Nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu.
Co było największym wyzwaniem podczas realizacji serialu?
Emily: Największym wyzwaniem dla mnie był fakt, że nagrywamy osiem odcinków - to osiem godzin treści, więc o wielu rzeczach musisz po prostu pamiętać. Nie kręcimy serialu w kolejności chronologicznej, dlatego z pomocą reżyserów oraz showrunnerów zawsze wiedziałam, w którym momencie historii się znajduję - gdzie idziemy, w którym odcinku jesteśmy. Pracujemy po 12 godzin dziennie, więc czasami można się w tej chronologii i ilości scen zagubić.
Edward: Dla mnie najtrudniejsze były sceny, kiedy Jane jest na mnie zła. Emily jest zbyt dobrą aktorką, więc za każdym razem kończyłem scenę myśląc 'oh nie, jestem w tarapatach'.
Emily: Dobrze.
Czy przed rozpoczęciem zdjęć znaliście powieść, na której oparty jest serial?
Emily: Nie znałam wcześniej powieści. Zaczynając pracę nad serialem koncentrowałam się na scenariuszach i świetnych dialogach czy rozwoju postaci skonstruowanym przez Gemmę Burgess i Meredith Glynn.
Edward: Ja tak samo. Mam książkę i każdego dnia patrzyłem na okładkę, ale chciałem też właśnie skupić się na słowach Gemma i Meredith oraz ich krystalicznej wizji tego serialu. Kiedy zakończyliśmy zdjęcia wróciłem do Stanów i wtedy zacząłem czytać powieść, ponieważ jestem fanem tego typu literatury.
Ścieżka dźwiękowa do serialu jest naprawdę fantastyczna. Macie ulubiony utwór?
Emily: Na pewno na ścieżce jest cover piosenki "Kashmir" Led Zeppelin. Oglądałam już odcinki, ale byłam za bardzo skupiona na ich analizie. Ale jeżeli mam wybrać, to pewnie będzie to ten utwór.
Edward: Dla mnie nowa wersja "The Chain" Feetwood Mac w wykonaniu zespołu Chinchilla. Lindsey Buckingham i Stevie Nicks śpiewają o nienawiści i miłości, miłości do nienawiści i znowu o miłości. Tak jest z Jane i Guildfordem.