Najlepsze seriale 2024 roku: kilka produkcji zdobyło nasze serca!
W 2024 roku mogliśmy zobaczyć kilka naprawdę wyjątkowych produkcji, które zostaną w naszej pamięci na długo! Wybraliśmy zachwycające tytuły i z niecierpliwością wyczekujemy kolejnych sezonów.
Tego serialu obawiałam się od samego początku. Czy w końcu twórcy seriali nauczą się tworzyć dobre produkcje na podstawie gier? A co, jeśli zapomną o tym, dla kogo jest ta produkcja i zniszczą to, czym seria "Fallout" właściwie jest?
"Fallout" zadebiutował na platformie Prime Video 11 kwietnia i od tamtego momentu nie milkną słowa zachwytu, które tylko utwierdzają nas w przekonaniu, że ten serial był strzałem w dziesiątkę.
Produkcja Prime Video opowiada o świecie, w którym już nic nie ma, a wszelkie ludzkie odruchy zostały zastąpione chorobliwą wręcz ostrożnością, a niekiedy również okrucieństwem. Jak serial połączył humor, brutalność i przede wszystkim klimat jednej z lepszych serii gier? Okazuje się, że postawiono na idealną mieszankę, która nie tylko spełniła oczekiwania wieloletnich fanów gier, ale także nowych widzów, którzy po raz pierwszy zetknęli się z retrofuturystycznym, postapokaliptycznym światem.
Z zapartym tchem obserwujemy przygody Lucy (Ella Purnell), Maximusa (Aaron Moten) i Ghula (Walton Goggins), których losy splatają się na najdziwniejsze sposoby. Ich dotychczasowe zasady zostają wystawione na próby, a życie nieodwracalnie się zmienia. To jedna z tych podróży, z których już się nie wraca.
Produkcja jest największym tegorocznym zaskoczeniem, do którego na pewno nieraz powrócę w oczekiwaniu na premierę drugiego sezonu.
13 listopada 2024 roku w Netfliksie zadebiutował polski serial oryginalny "Matki pingwinów". Po samym tytule kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać, a już na pewno nie tego, co ujrzałam w zwiastunie. Polskie seriale w ostatnim czasie kojarzą mi się tylko z kryminałami - w ciemnych, zimnych odcieniach, ze schematycznymi wątkami i tymi samymi aktorami. Naprawdę miło się zaskoczyłam, gdy okazało się, że "Matkom" bardzo daleko jest od takich produkcji.
Nowy serial Klary Kochańskiej-Bajon i Jagody Szelc opowiada o tematach, które w polskich produkcjach poruszane są sporadycznie. Poznajemy Kamilę Barską, zawodową zawodniczkę MMA, która pomiędzy treningami i turniejami, samotnie wychowuje syna. U Jasia nieoczekiwanie zostaje zdiagnozowany autyzm, którego mama nie będzie chciała zaakceptować. Jednak po wyrzuceniu dziecka ze szkoły, syn Kamy trafi do specjalnej placówki, gdzie uczą się dzieci z podobnymi trudnościami. Od tej pory ich życie wywróci się do góry nogami, dzięki nieoczekiwanym przyjaźniom.
W rolach głównych wystąpili Masza Wągrocka, Barbara Wypych, Tomasz Tyndyk i Magdalena Różczka. Na ekranie partnerowały im dzieci, które na co dzień naprawdę żyją w spektrum autyzmu, dzięki czemu - jak sami przyznali w wywiadach dla Interii - było to dla nich wyjątkowe doświadczenie.
Produkcja składa się z sześciu dynamicznie nakręconych odcinków. W każdym możemy spodziewać się wciągających zwrotów akcji, ale i słodko-gorzkich momentów. Ten serial pochłoniecie "na raz" jednego wieczoru. "Matki pingwinów" zwrócą uwagę na ważne społecznie tematy, zmuszą do refleksji, rozbawią, ale też zasmucą. Łzy gwarantowane!
Przez długi czas utrzymywałam, że to "Szogun" jest najlepszym serialem 2024 roku. 26 grudnia moje zdanie uległo jednak zmianie, gdy na platformie Netflix pojawił się drugi sezon "Squid Game". Na kontynuację południowokoreańskiego przeboju trzeba było czekać trzy lata, jednak teraz nie mam już żadnych wątpliwości, że było warto.
Fabuła drugiej odsłony jest bezpośrednią kontynuacją wcześniejszych wydarzeń. Historia Seonga Gi-huna (w tej roli niezwykły Lee Jung-jae) poza tym, że doczekała się dalszego ciągu, wchodzi jeszcze głębiej w psychikę bohaterów i eksploruje zaplecze niebezpiecznych rozgrywek, które de facto są zabawami z dzieciństwa. Emocji dostarczają jednak nie tylko nowe, pomysłowe gry i hipnotyzujący rytm wydarzeń, ale także niejednoznaczni bohaterowie o ciekawej przeszłości.
Do produkcji wróciło kilku aktorów znanych z pierwszego sezonu (poza odtwórcą Gi-huna w obsadzie ponownie znalazł się również m.in. Lee Byung-hun, Wi Ha-joon czy Gong Yoo). Pojawiło się także wiele gwiazd, które z pewnością znane są fanom koreańskiej popkultury. Jednym z wielu zaskoczeń było obsadzenie w roli serialowego rapera Thanosa rzeczywistej gwiazdy sceny muzycznej - Choia Seung-hyuna (T.O.P), który przez lata występował z grupą BIGBANG. Znając kontrowersje wokół jego osoby, okazało się to być niezwykle trafnym wyborem i sarkastycznym komentarzem. Hwang Dong-hyuk, twórca serialu, doskonale wiedział, co robi.
Jedynym zarzutem, jaki można mieć do tej produkcji, jest moment, w którym zdecydowano się zatrzymać narrację. Historia zostaje nagle urwana, niedopowiedziana, a trzeci i finałowy sezon otrzymamy w 2025 roku. Mimo to trudno nie wybaczyć twórcy takiego zagrania. Zdecydowanie podtrzyma to zainteresowanie tytułem. Sama opowieść była na tyle interesująca, że z pewnością wrócę do niej podczas wielogodzinnych maratonów jeszcze nie raz.
Po ostatnich aktorskich adaptacjach komiksów o X-Men straciłem wiarę, że w najbliższym czasie zobaczę coś godnego uwagi z mutantami Marvela w roli głównej. Pomysł na "X-Men '97", kontynuację serialu animowanego sprzed 30 lat (który nie zestarzał się najlepiej), wydawał mi się prostym skokiem na nostalgię. Och, jak bardzo się myliłem. I tak bardzo się z tego cieszę.
O ile pierwszy odcinek zapowiadał przyjemną superbohaterską przygodę, od drugiego produkcja weszła na zupełnie nowy poziom. Twórcy zmieścili w zaledwie dziesięciu epizodach masę treści. Dla fana komiksów to niczym "Gra o tron" - tylko ze śmiercią Neda Starka już w drugim odcinku i krwawym weselem w piątym. To fan service w najlepszym wydaniu. Fabuły są zajmujące dla osób nieznających komiksowego oryginału, a jednocześnie umiejętnie bawią się z oczekiwaniami i wiedzą osób siedzących w świecie mutantów od lat.
We wszystkich filmach z Hugh Jackmanem nie było tylu świetnych i emocjonujących momentów, ile dostaliśmy w pierwszym sezonie "X-Men '97". Przemowa Magneto przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ, atak na Genoshę — mam ciarki na samo ich wspomnienie.
Jest jeszcze jedna sprawa. Twórcy adaptacji komiksów o X-Men sięgali zwykle po historie stworzone przed 1992 rokiem. Między innymi dlatego dostaliśmy piętnaście razy historię o Mrocznej Feniks. W "X-Men '97" w końcu widzimy wątki znane z późniejszych komiksów.
Czekam z niecierpliwością na drugi sezon.
"Becoming Karl Lagerfeld" to serial dopracowany pod niemal każdym względem. Łatwo go przegapić, a szkoda, bo według mnie to jeden z najlepszych tytułów 2024 roku. Sześć odcinków obejrzałam niemal na raz i z chęcią zrobiłabym to ponownie.
"Becoming Karl Lagerfeld" nie opowiada o życiu artysty od chwili urodzenia do momentu śmierci. W pierwszym odcinku Karl Lagerfeld (w tej roli Daniel Bruhl) jest 38-letnim mało znanym projektantem. Żyje w cieniu wielkiego wizjonera, a prywatnie byłego przyjaciela - Yvesa Saint Laurenta (Arnaud Valois). Punktem zwrotnym w życiu Karla okazuje się być spotkanie z aspirującym pisarzem, Jacques'em de Bascherem (Theodore Pellerin). Rozpoczyna się walka nie tylko o bycie na szczycie w paryskim świecie mody, ale przede wszystkim o władzę i poczucie kontroli.
Serial "Becoming Karl Lagerfeld" portretuje tytułowego projektanta jako zapracowanego wizjonera, skrupulatnego artystę i... samotnego człowieka, który boi się bliskości. Analiza postaci pod kątem psychologicznym to jeden z najbardziej fascynujących aspektów. Owszem, kostiumy i scenografia zachwycają, wykreowany przez twórców świat jest bogaty, tempo akcji z odcinka na odcinek równe, angażujące, ciężar emocjonalny wyważony w punkt i te długie ujęcia! Ale to dopracowane scenariuszowo postaci zatrzymują nas przed ekranem.
Zobacz też: Do serialu dołączyły nowe bliźniaczki! Fani zaczęli spekulować