Z powodu tuszy straciła wiele ról. Mimo tego zrobiła karierę, o jakiej nie śniła
Edyta Jungowska, czyli niezapomniana Bożysława Zbieć-Van Der Graff z „Na dobre i na złe”, nie kryje, że całe życie się odchudza, bo od dzieciństwa ma problem z nadmiarowymi kilogramami. Aktorka usłyszała kiedyś od Anny Dymnej, że ta - im jest starsza i grubsza - tym ciekawsze role dostaje, więc ani wiekiem, ani tuszą w ogóle się nie przejmuje. „Tyję i... czekam” - żartuje Edyta, która dopiero niedawno zrozumiała, że powinna akceptować siebie taką, jaka jest.
Edyta Jungowska stwierdziła jakiś czas temu, że przybierając na wadze, nabiera tzw. warunków. Aktorka już dawno pogodziła się z tym, że nie wygląda jak amantka. Zresztą... nigdy jej na tym tak naprawdę nie zależało.
"Na studiach marzyłam, żeby być taka jak Krystyna Janda, charakterna, wcale nie piękna, ale jakaś" - wyznała w rozmowie z "Super Expressem".
"Wiem, że nie jestem piękną, długonogą blondynką. Nigdy nie należałam do dziewczyn, za którymi chłopcy oglądają się na ulicy. Dla aktorki uroda nie jest najważniejszą sprawą na świecie" - stwierdziła z kolei na łamach "Echa Dnia".
To, że jest pulchna, było kiedyś dla Edyty niezwykle frustrujące. Aktorka potwierdza, że zmagała się z niską samooceną powodu swojej sylwetki.. Doskonale pamięta, kiedy i od czego zaczęły się jej problemy. Była kilkuletnią dziewczynką, gdy rodzice wysłali ją na obóz zdrowotny do Rabki, aby... przybrała nieco na wadze.
"Wróciłam do domu okrąglutka" - opowiadała "Życiu na gorąco".
Edyta Jungowska przyznaje, że z powodu tuszy straciła sporo ról. Mało tego, kiedy po maturze postanowiła zdawać na studia aktorskie, usłyszała od brata, żeby najpierw spojrzała w lustro, a potem odpowiedziała sobie na pytanie, czy widziała kiedyś aktorkę o takich jak ona "gabarytach". A jednak dostała się do szkoły teatralnej, skończyła ją i zrobiła karierę, o jakiej nawet nie śniła.
"Uświadomiono mi, że moja zewnętrzność pozwala na wszelkie eksperymenty. Poza tym piękno często bywa banalne" - dodała.
Edyta Jungowska od kilkunastu lat nie walczy już o role. Twierdzi, że bardzo długo dojrzewała w niej chęć uniezależnienia się od kaprysów aktorskiego losu, ale w końcu zdecydowała się zostać "panią swojego życia".
"Założyłam firmę producencką, początkowo w celu realizacji programów telewizyjnych. Po pewnym czasie - w zasadzie dzięki przypadkowi - firma zmieniła się w wydawnictwo audiobooków. Wszystko zaczęło się od "Pippi Langstrumpf", której przygody bardzo chciałam nagrać" - opowiadała "Dobremu Tygodniowi".
Aktorka bardzo poważnie podeszła do biznesu. Dwukrotnie uczestniczyła w kursach dla właścicieli małych rodzinnych firm, poznała nawet tajniki księgowości. Pracy w wydawnictwie poświęca cały swój czas.
"Jeśli ktoś zaproponuje mi naprawdę ciekawą rolę w filmie czy serialu, nie powiem »nie«. Ale nie płaczę za etatem w teatrze czy pracą przed kamerą" - stwierdziła w wywiadzie.
Edyta jest przekonana, że jako aktorka nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Ciągle brzmi jej w uszach zdanie, które usłyszała przed laty od Anny Dymnej.
"Powiedziała mi: »Wiesz, Edyta, jeśli jesteś starsza i grubsza, to masz większe szanse na pracę niż reszta twoich chudych koleżanek«. Więc tyję i... czekam" - cytuje ją "Życie na gorąco".