Wypadek przewartościował jej życie. Przeżyła gehennę czekając na zabieg

Teresa Budzisz-Krzyżanowska – Krystyna z „Głębokiej wody”, Elwira z „Odwróconych” i niezapomniana Julia Chomińska z kultowego serialu „ Z biegiem lat, z biegiem dni...” - doznała 30 lat temu poważnych obrażeń w wypadku drogowym. Od tamtej pory aktorka ciągle walczy z bólem, porusza się o kulach, a większe dystanse pokonuje, siedząc w wózku inwalidzkim.

Teresa Budzisz-Krzyżanowska: Była licealistką, gdy opuściła rodzinny dom na Kaszubach

W domu na Kaszubach, w którym się wychowała, nie przelewało się. Była najmłodszą z czworga rodzeństwa. Ojciec zmarł, zanim zdążyła przyjść na świat. Mama ciężko pracowała, by utrzymać rodzinę, ale codziennie wieczorem znajdowała chwilę, by poczytać dzieciom "Pana Tadeusza".

"Była prostą kobietą, ale poezję miała we krwi. Pięknie też śpiewała. Ten śpiew ciągle dźwięczy mi w uszach" - opowiadała aktorka w rozmowie z "Tygodnikiem Powszechnym".

Teresa, będąc jeszcze licealistką, opuściła rodzinny dom w Tczewie i przeprowadziła się na Śląsk, gdzie jej najstarsza siostra dostała pracę kierownika budowy w rafinerii. Wyjechały razem, by odciążyć mamę, która miała coraz większy problem, żeby jakoś związać koniec z końcem.

Reklama

Po maturze 18-letnia Teresa postanowiła zrealizować swoje marzenia i stanęła przed komisją egzaminującą młodych ludzi śniących o zdobyciu indeksu krakowskiej PWST. Odesłano ją z kwitkiem. Dopiero parę dni później dostała wiadomość, że zaszła pomyłka i że zakwalifikowała się do drugiego etapu. Gdy potem znalazła swoje nazwisko na liście siedemnastu zaledwie osób przyjętych na studia, uwierzyła w końcu, że wszystko, o czym zamarzy, może się spełnić, jeśli tylko będzie tego naprawdę bardzo chciała. A akurat bardzo chciała się zakochać.

Teresa Budzisz-Krzyżanowska: Jej córki wychowywały się za kulisami krakowskich teatrów

Jan Krzyżanowski był jednym z najprzystojniejszych chłopców w szkole. Teresa od razu wpadła mu w oko, ale nie miał zbyt wielu okazji, by zbliżyć się do niej, bo rzadko wychodziła z koleżankami i kolegami "na miasto".

Jan Krzyżanowski w końcu zawrócił w głowie uroczej Kaszubce i to tak skutecznie, że jeszcze przed ukończeniem studiów pobrali się i powitali na świecie najpierw Anię, później drugą córkę. Po dyplomie oboje trafili do krakowskiego Teatru Rozmaitości, który stał się ich drugim domem.

"Obie nasze córki wychowywały się za kulisami. Do tej pory mam wyrzuty sumienia, że ograbiłam z czegoś rodzinę. I często pytam moje dorosłe już dziewczyny, czy nie mają do mnie żalu" - wspominała na łamach "Pani".

Teresa Budzisz-Krzyżanowska: Robiła karierę, a w tym czasie posypało się jej życie prywatne

Przełomowym momentem w karierze Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej było spotkanie z Andrzejem Wajdą w Starym Teatrze, do zespołu którego dołączyła w 1972 roku po dwóch sezonach w Rozmaitościach i sześciu w Teatrze im. Słowackiego. Wajda najpierw obsadził ją w "Nocy listopadowej", potem w spektaklu "Z biegiem lat, z biegiem dni", aż w końcu w "Hamlecie" w roli... tytułowej.

"Budzisz to najlepszy aktor w Polsce" - żartował reżyser, gdy pytano go, dlaczego w jego inscenizacji najsłynniejszego dramatu Szekspira księcia Danii gra właśnie ona.

Kilka lat przed premierą "Hamleta", która miała miejsce w czerwcu 1989 roku, Teresa Budzisz-Krzyżanowska przeniosła się z Krakowa do Warszawy. Tłumaczyła w wywiadach, że pojechała do stolicy na zaproszenie Jerzego Grzegorzewskiego.

"Poza tym akurat sypało się moje życie prywatne i myślałam, że zmiana miejsca dobrze zrobi i mnie, i mojemu mężowi. Ale tak się nie stało. Rozstanie okazało się nieuniknione" - dodała.

Małżeństwo Teresy z Janem Krzyżanowskim nie przetrwało próby czasu, ale aktorska para rozstała się w przyjaźni.

Teresa Budzisz-Krzyżanowska: Twierdzi, że wypadek, który zmienił jej życie, nie zdarzył się bez przyczyny

Natychmiast po premierowym pokazie "Hamleta" Wajdy w Krakowie, zespół Starego Teatru wyruszył w trwające kilka miesięcy tournée po świecie. Wszędzie - od Japonii, przez Izrael, aż po Meksyk - Teresa Budzisz-Krzyżanowska schodziła ze sceny żegnana owacjami na stojąco.

"Dzięki "Hamletowi" wszystkie moje problemy zeszły na plan drugi. Wajda ośmielił mnie do bycia na scenie sobą. Mówił, żebym nie grała, a była" - opowiadała po latach dziennikarce "Tygodnika Powszechnego".

Teresa Budzisz-Krzyżanowska była u szczytu kariery, gdy dostała propozycję, by zasiąść w jury 18. Opolskich Konfrontacji Teatralnych "Klasyka Polska '93". Przyjęła po długim namyśle... niezbyt chętnie. Właśnie zaczęła próby do spektaklu "Fantazy", w którym Gustaw Holoubek powierzył jej rolę hrabiny Idalii, a poza tym nie bardzo podobała jej się wizja siebie wystawiającej noty za występy innym aktorkom i aktorom.

"Jedź!" - powiedział jej ponoć Holoubek, gdy zapytała, czy zwolni ją z kilku prób.

Kilka dni później, na początku kwietnia 1993 roku, wyruszyła w drogę do Opola. Była już prawie na miejscu, gdy doszło do wypadku, który na długie miesiące wyłączył ją z aktywności zawodowej i, jak mówi, całkowicie przewartościował jej życie.

"To ja prowadziłam auto" - wspomina Teresa Budzisz-Krzyżanowska i dodaje, że gdy obudziła się w szpitalu w Oleśnie, w pierwszej chwili przyszło jej na myśl, że dobrze się stało, że jednak nie dotarła do celu, do którego zmierzała.

"Pomyślałam, że ten wypadek nie zdarzył się bez przyczyny. Bóg mnie strzegł, że nie musiałam oceniać kolegów, bo to ryzykowne" - wyznała po latach.

Teresa Budzisz-Krzyżanowska: Cieszy się, że żyje

Pierwszym, co Teresa Budzisz-Krzyżanowska usłyszała, kiedy odzyskała przytomność po wypadku, była rada młodego chirurga, że musi poszukać sobie jakiegoś dobrego specjalisty, który... poprawi to, co zrobił on, próbując "poskładać ją do kupy". Okazało się, że był jedynym lekarzem w szpitalu w Oleśnie, który odważył się ratować roztrzaskane nogi aktorki.

"Stwierdził, że zrobił tyle, ile umie, a umie jeszcze niewiele. Bezradnie rozkładał ręce..." - mówi dziś, opowiadając o tym, co wydarzyło się 30 lat temu.

Teresa Budzisz-Krzyżanowska przeżyła gehennę, czekając na kolejny zabieg. Była pewna, że jej kariera legła w gruzach i że nigdy nie wstanie z wózka.  

"Ale nie rozpaczałam. Nawet przestałam się martwić, co wcześniej miałam w zwyczaju. Zrozumiałam, że szczęściem jest samo życie, jakiekolwiek by było" - opowiadała w rozmowie z "Panią".

Kilka tygodni po wypadku aktorka trafiła do ośrodka w Konstancinie, gdzie pod okiem rehabilitantów na nowo uczyła się chodzić. Minął rok, zanim zdecydowała się wejść na scenę.

Teresa Budzisz-Krzyżanowska: Musiała zaprzyjaźnić się z... kulami

Choć Teresa Budzisz-Krzyżanowska każdy krok okupywała ogromnym bólem, nigdy się nie poddała. Pamięta, że czuła paraliżujący wręcz strach przed upadkiem na scenie na oczach widzów.

"Kule odkładałam za kulisami, na scenę wchodziłam jak na walkę byków. Swoje robiły adrenalina i prochy przeciwbólowe" - wspomina.

Aktorka żartuje, że z kulami od dawna jest zaprzyjaźniona, ale bywa, że musi korzystać z wózka.

81-letnia aktorka nie kryje, że nie dałaby sobie rady bez przyjaciół, którzy wspierają ją i pomagają przetrwać najtrudniejsze chwile.

"Od czasu wypadku żyję wdzięcznością do ludzi, którzy byli wtedy i są teraz przy mnie" - mówi.

Zobacz też:

Maciej Kurzajewski dostał pracę w USA. Wiadomo, ile zarobi

Nowości Netflix w grudniu. Nadchodzą wielkie premiery i hity

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy