Wyjechała z Polski u szczytu kariery. Iwona Katarzyna Pawlak niedawno została emerytką
Iwona Katarzyna Pawlak była jeszcze studentką, gdy zagrała w Justynę w "Nad Niemnem". "Takiego debiutu w polskim kinie nie było od lat" - pisali o jej występie w ekranizacji Elizy Orzeszkowej krytycy, dodając, że jeśli młoda aktorka mądrze pokieruje swoją karierą, ma szansę zostać wielką gwiazdą. Tymczasem reżyserzy proponowali jej jedynie niewielkie rólki, więc postanowiła szukać pracy... na końcu świata – w Nowej Zelandii. Wróciła po niespełna dwóch latach, ale znacznie dłużej trwało, zanim udało się jej znów wkraść w łaski Polaków. Lada moment zobaczymy ją w nowym filmie Władysława Pasikowskiego.
Na udział w zdjęciach próbnych do głównej roli kobiecej w "Nad Niemnem" namówił Iwonę Katarzynę Pawlak mąż, Jacek Pawlak. Miała 23 lata, studiowała jeszcze aktorstwo w łódzkiej filmówce i... wcale nie miała ochoty walczyć o rolę, która - jak plotkowano - od dawna była już obsadzona.
Prawdą jest, że reżyser Zbigniew Kuźmiński w roli Justyny Orzelskiej widział Grażynę Wolszczak, ale casting zorganizował, dopiero gdy ta odmówiła występu w ekranizacji powieści Elizy Orzeszkowej.
Iwona była pewna, że nie zagra Justyny, bo konkurencja była naprawdę mocna - o rolę walczyło kilkanaście wyjątkowo uzdolnionych aktorek.
"Wróciłam do szkoły, uczyłam się dalej. Po tygodniu do szkoły przyszła informacja, że zostałam wybrana do głównej roli. Grażyna Wolszczak z jakiegoś powodu jej nie przyjęła. Byłam przerażona, ale szczęśliwa" - wspominała Iwona po latach w wywiadzie dla "Tygodnika Sieci".
Po premierze "Nad Niemnem" i ukończeniu studiów Iwona poświęciła się pracy w teatrze. Przez parę sezonów była jedną z najjaśniej świecących gwiazd Teatru Nowego w Łodzi i nie przejmowała się tym, że kino i telewizja proponują jej jedynie niewielkie role. Przełomem w życiu Iwony Katarzyny Pawlak okazała się wizyta w Australii. Poleciała na Antypody, by promować "Nad Niemnem" i... została.
"Zrobiłam to spontanicznie. Poznałam tam agentkę z Nowej Zelandii, zajęła się mną serdecznie, pomogła. Zaprosiła mnie do siebie. Zaczęłam chodzić na castingi, dostałam rolę w serialu »Gloss« i w filmie »Brotherhood od the Rose«, w którym zagrałam u boku Roberta Mitchuma" - opowiadała niedawno Tomaszowi Gawińskiemu z "Angory".
"Byłam w Nowej Zelandii bardziej rozpoznawalna niż w Polsce" - wyznała z kolei na łamach "Tygodnika Sieci".
Iwona, choć grała, musiała jednak podejmować "nieaktorskie" prace dorywcze, by się utrzymać. Przyznaje, że pracowała jako modelka, ale też była hostessą w restauracji i opiekowała się starszymi osobami.
"Strasznie tęskniłam za Polską, za domem. I, oczywiście, za mężem. To była tęsknota nieznośna" - mówiła, wspominając życie na emigracji w wywiadzie dla "Stockholm Designer Magazine".
Aktorka bardzo chciała, żeby ukochany przyleciał do niej. Wysłała mu nawet za pośrednictwem znajomego pieniądze na bilet lotniczy, ale nigdy nie dotarły do adresata.
"Zaginęły. Wtedy Jacek powiedział mi przez telefon: »A może byś wróciła?«. Dowiedziałam się, że etat w Teatrze Nowym wciąż na mnie czeka, więc już ani chwili nie czekałam i wróciłam" - opowiadała po powrocie do kraju.
O mężu Iwona Katarzyna Pawlak mówi, że jest miłością jej życia. Poznali się, gdy zaczynała studia, a pobrali kilka miesięcy później. W 2023 roku świętowali 40. rocznicę ślubu.
Po powrocie z trwającej półtora roku emigracji Iwona musiała przypomnieć o sobie polskim filmowcom. W końcu zaczęła dostawać role. Zagrała m.in. w "Obywatelu świata", "Dwóch księżycach" i drugiej części kultowych "Psów", ale nigdy już nie udało się jej powtórzyć sukcesu, jaki odniosła za sprawą "Nad Niemnem".
"Często słyszałam, że gdybym nie wyjechała, to moja tak zwana kariera inaczej by się potoczyła" - wyznała niedawno na łamach "Tygodnika Sieci".
"Nigdy nie żałowałam ani że wyjechałam, ani że wróciłam" - dodała.
Iwona i jej mąż przez kilka lat mieszkali w łódzkim Domu Aktora. Oboje wspominają, że choć im się nie przelewało, nie narzekali na swój los.
Pod koniec pierwszej dekady wieku Iwona Katarzyna Pawlak - nieco zrażona do aktorstwa - poszła na podyplomowe studia, a w 2012 roku ukończyła naukę na wydziale zarządzania w mediach dla producentów filmowych i telewizyjnych w Akademii Koźmińskiego. Przeniosła się też z Jackiem do stolicy, ale okazało się, że nie ma tu pracy ani dla niej, ani dla niego.
"Przez osiem lat byłam poza światem artystycznym. Pracowałam w banku" - wyznała w wywiadzie dla "Angory", dodając, że w dniu, w którym musiała odejść, bo bank przechodził transformację, zadzwonił do niej Jan Englert z propozycją roli w sztuce "Miłość na Krymie", którą w kierowanym przez niego Teatrze Narodowym miał wyreżyserować Jerzy Jarocki. Carycę Katarzynę w dramacie Mrożka grała przez niemal dekadę.
Kilka lat temu mąż aktorki dostał pracę w Zielonej Górze. Zaproponowano mu, by zajął się promocją regionu lubuskiego. Pojechała z nim i została... urzędniczką. Iwona była do niedawna (w październiku 2023 roku przeszła na emeryturę) pracownicą urzędu marszałkowskiego, co nie przeszkadzało jej w kontynuowaniu kariery aktorskiej - grała m.in. w serialu "Korona królów. Jagiellonowie".
"O aktorstwie nie pozwala mi zapomnieć własna pasja, internetowa społeczność, która mi kibicuje. Mam takie nastawienie: co się nie udało kiedyś, to kiedyś się uda" - powiedziała portalowi "Wiadomości. Zielona Góra".
"Czuję, że to jeszcze nie koniec mojej aktorskiej przygody" - dodała.
Jakiś czas temu aktorka pochwaliła się w sieci, że zagra ciekawą, charakterystyczną rolę w najnowszym filmie Władysława Pasikowskiego. "Zamach na papieża", w którym partneruje Bogusławowi Lindzie, wejdzie na ekrany kin 3 października 2025 roku. Iwona Katarzyna Pawlak od pewnego czasu prowadzi też z mężem warsztaty z technik aktorskich i autoprezentacji "Well being - czyli jak być szczęśliwym".
Zobacz też: Mąż Magdaleny Walach to znany aktor. Pamiętacie go z "M jak miłość"