Wydawało się, że wreszcie będzie szczęśliwa. Bardzo się pomyliła
Katarzyna Glinka otwarcie mówi o trudnych doświadczeniach w relacjach, które wiele ją nauczyły. Aktorka latami udawała dzielną, zapewniała w wywiadach, że świetnie sobie radzi i że jej życie jest piękne. "Tak naprawdę nic nie było piękne, tylko ja przykrywałam ból, uklepałam to, co na powierzchni, schowałam pod dywanem swoje prawdziwe emocje" - wyznała ostatnio.
Katarzyna Glinka przez wiele lat deklarowała w wywiadach, że - choć rozstała się z ojcami swych dzieci - jest szczęśliwa. Dopiero niedawno zdecydowała się rozliczyć z przeszłością i na kartach książki "Mnie też zabrakło sił" opowiedziała, jak wiele kosztowało ją udawanie, że wszystko u niej w porządku.
"Udawałam przed całym światem, a przede wszystkim przed sobą, że sobie radzę, jestem dzielną Kasią, która ułożyła sobie na nowo życie, że wszystko jest piękne. (...) Tak bardzo chciałam sobie pokazać, że nad wszystkim panuję. To przedłużyło moje cierpienie i doprowadziło mnie do skrajnie trudnego stanu" - wyznała psycholożce Urszuli Struzikowskiej-Marynicz, dodając, że pogodzenie się z tym, że jej związki legły w gruzach, zabrało jej naprawdę dużo czasu.
O rozwodzie z ojcem jej pierworodnego syna Katarzyna Glinka mówiła, że to jej największa życiowa porażka. Za sukces uważa za to fakt, że rozwiodła się z klasą i uniknęła skandalu towarzyskiego, na który ostrzyły sobie zęby plotkarskie media.
"Skoro można poprawić jakość rozstania, warto to wykorzystać" - tłumaczyła w rozmowie z "Galą".
"Jeżeli związek się rozpada, to wina zawsze leży po obu stronach" - stwierdziła i dodała, że czasem po prostu tak się dzieje w związku, że obie strony zaczynają podążać w odmiennych kierunkach.
Aktorka długo leczyła rany po rozstaniu z mężem. Wydawało się, że odzyska spokój u boku menadżera i ratownika WOPR, Jarosława Bystrego, ale ich relacja nie przetrwała próby czasu.
Kiedy los postawił na jej drodze Jarosława Bienieckiego - prezesa firmy zajmującej się organizacją biegów ekstremalnych i sześciokrotnego medalistę mistrzostw Polski w biegach długodystansowych, wydawało się, że wreszcie będzie szczęśliwa. Bardzo się myliła.
W maju 2020 roku na świat przyszedł Leo - owoc miłości Katarzyny i Jarosława, którzy jednak wciąż nie śpieszyli się z zalegalizowaniem swego związku.
Leo miał niespełna 2 lata, gdy jego rodzice, zamiast stanąć na ślubnym kobiercu, zdecydowali się rozstać.
"Pojawienie się dziecka to jest zawsze moment 'sprawdzam' dla większości par. I egzamin dojrzałości. Dla każdej pary to jest test. Jeśli coś zgrzyta, to wtedy to wyjdzie trzy razy bardziej. Więc na pewno to też był kolejny element, który powodował trudności" - wyznała w podcaście "Mamy tak samo".
"Myśmy dość krótko byli razem i Leoś się pojawił. Myślę, że jak nie do końca znasz człowieka, a pojawia się dziecko, to jest bardzo duże ryzyko, że się może nie powieść. Niestety..." - powiedziała.
Po rozstaniu z tatą swego drugiego syna Katarzyna Glinka zamknęła swe serce przed mężczyznami. Twierdzi, że postanowiła skupić się na sobie i dowiedzieć się o sobie wielu rzeczy.
Katarzyna Glinka nie kryje, że wylała morze łez z powodu mężczyzn, zanim uświadomiła sobie, że faceci nie są warci łez i że ważne jest tylko to, co ona czuje.
"Dla mnie to był przełomowy moment" - stwierdziła w "Mnie też zabrakło sił".
Aktorka uznała w końcu, że to, iż nie ma partnera, wcale nie znaczy, że jest gorsza... Z drugiej strony - chciałaby jednak mieć obok kogoś, kto byłby dla niej wsparciem.
"Nie dlatego, że boję się być sama. Chciałabym po raz pierwszy stworzyć związek oparty na dojrzałym, świadomym wyborze siebie nawzajem" - wyznała w swej książce.
Niedawno gwiazda "Barw szczęścia" pojawiła się na premierze w jednym ze stołecznych teatrów w towarzystwie atrakcyjnego mężczyzny. Plotkarskie media od razu ogłosiły, że znów jest zakochana. Nie potwierdziła, ale też nie zaprzeczyła.
"Nie wiem, jak potoczy się moja historia i czy będzie mi dane przeżyć jeszcze relację romantyczną. Życie jest przecudownie nieprzewidywalne, więc nigdy nie wiesz, co czeka za rogiem" - powiedziała w cytowanej już rozmowie z Urszulą Struzikowską-Marynicz.