Wanda Stanisławska-Lothe: O jej wybrykach krążyły legendy

Wanda Stanisławska-Lothe - aktorka, której nieśmiertelność zapewniła rola Krysi Mamoniowej w "Rejsie" - miała opinię "trudnej", ale i tak wszyscy, z którymi pracowała, ją kochali. "Była oryginałem, a przy tym prawdziwą damą. Nawet podłogę froterowała w kapeluszu z szerokim rondem" - wspominała ją koleżanka z teatru.

Zanim w 1956 roku 46-letnia wówczas Wanda Stanisławska-Lothe zagrała swój pierwszy filmowy epizod - damę z towarzystwa w komedii "Nikodem Dyzma" Jana Rybkowskiego - była już gwiazdą trójmiejskich teatrów. Oprócz tego, że stworzyła kilkadziesiąt wybitnych kreacji na scenie Teatru Wybrzeże, zagrała też w kilku spektaklach stworzonej przez Zbigniewa Cybulskiego i Bogumiła Kobielę Sceny Eksperymentalnej, której premiery odbywały się w sopockim SPATiF-ie.

"Ja się po prostu urodziłam w zawodzie, który stał się moim ulubionym. Od małego dziecka pętałam się za kulisami teatru. Tak się bowiem złożyło, że moja matka pisywała recenzje teatralne i zabierała mnie na wszystkie przedstawienia" - wspominała w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim".

Reklama

"W telewizji i w kinie grywałam właściwie marginesowo - jakieś drobne epizody. Wolę nade wszystko teatr" - wyznała pod koniec życia na łamach "Stolicy".

Wanda Stanisławska-Lothe: Mężczyznę swego życia spotkała w Wilnie

Wanda Stanisławska po raz pierwszy stanęła na profesjonalnej scenie 20 lutego 1928 roku. Jej nazwiska na próżno jednak szukać na liście gwiazd Teatru Polskiego w Wilnie, bo w tamtych czasach dane osób niemających zawodowych uprawnień aktorskich w programach i na afiszach ukrywano pod trzema gwiazdkami.

Egzamin aktorski zdała dopiero półtora roku po debiucie. Od tamtej pory przez ponad pół wieku (z przerwą na czas II wojny światowej) praktycznie nie schodziła ze sceny. Zaczynała w słynnym wileńskim Teatrze Na Pohulance, później grała w Teatrze Ziemi Pomorskiej w Toruniu, Teatrze Nowym w Poznaniu i Teatrze im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, a gdy wybuchła wojna, wróciła do Teatru Polskiego.

W Wilnie Wanda Stanisławska zakochała się z wzajemnością w sekretarzu Teatru Na Pohulance, Tadeuszu Lothe. 23 stycznia 1941 roku pobrali się, a kilkanaście miesięcy później na świat przyszła ich córka Jolanta, która po latach poszła w ślady matki i została aktorką.

Wanda Stanisławska-Lothe: Gdy straciła męża, zarabiała na życie jako sprzątaczka

Szczęście Wandy i Tadeusza nie trwało jednak długo. We wrześniu 1943 roku Tadeusz Lothe został zatrzymany przez okupanta i rozstrzelany w Ponarach pod Wilnem. Po śmierci męża aktorka odmówiła występów w koncesjonowanych przez Niemców teatrach i, aby zarobić na utrzymanie swoje i córki, przyjęła posadę kelnerki i pianistki w jednej z wileńskich kawiarni. Dorabiała też jako sprzątaczka.

Na scenę Wanda wróciła dopiero po wyzwoleniu Wilna przez Rosjan.

"Gdy w 1945 roku skończyła się wojna, moja mama i babcia wsiadły ze mną w pociąg i pojechały do Polski, najpierw do Torunia, potem do Olsztyna, aż w końcu na Wybrzeże, do Sopotu" - opowiadała Jolanta Lothe, wspominając matkę w rozmowie z autorem książki "Mój mąż jest z zawodu dyrektorem czyli Jak u Barei 2".

Wanda Stanisławska-Lothe błyszczała na trójmiejskich scenach przez ćwierć wieku. Zagrała dziesiątki ról, a recenzenci pisali o niej, że "daje koncerty gry aktorskiej" i "wygrywa swoje role do granic możliwości".

W 1969 roku - tuż przed swymi 60. urodzinami - uznała, że w Gdańsku zagrała już wszystko, co mogła zagrać, i wyruszyła na podbój stolicy.

Wanda Stanisławska-Lothe była niezłym oryginałem

Wkrótce po przeprowadzce do Warszawy Wanda Stanisławska-Lothe dostała propozycję zagrania Mamoniowej w "Rejsie". Reżyserowi Markowi Piwowskiemu postawiła jednak kilka warunków, z których żadnym negocjacjom nie podlegał tylko jeden.

"Powiedziała, że wystąpi pod tym warunkiem, że na statek wstawi się pianino" - wspominał w 50. rocznicę powstania "Rejsu" operator Marek Nowicki w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

"Była z niej niezła wariatka" - dodał.

O "wybrykach" aktorki krążyły legendy. Zawsze zjawiała się ponoć na planie z własnym czajnikiem wypełnionym wysokoprocentowym napojem, który co jakiś czas pociągała prosto z dzióbka.

To, że Wanda była "oryginałem", potwierdziła w wywiadzie dla "Dziennika Bałtyckiego" jej koleżanka z Teatru Wybrzeże, aktorka Lucyna Legut.

"Po jednym z bankietów poszłam spać do wielkiej aktorki Wandzi Stanisławskiej. Rano budzę się i widzę, że Wandzia froteruje podłogę. Miała na sobie czarną halkę i kapelusz z szerokim rondem" - wspominała.

Jej kwestię z filmu Barei znają wszyscy miłośnicy kina

Rola Mamoniowej w "Rejsie" stała się aktorską "wizytówką" Wandy Stanisławskiej-Lothe. Z inżynierową Krystyną Mamoń kojarzona jest do dziś, choć zapadające w pamięć epizody zagrała też m.in. w "Polowaniu na muchy" Andrzeja Wajdy, "Dzięciole" Jerzego Gruzy i "Granicy" Jana Rybkowskiego oraz w serialach "S.O.S." i "Polskie drogi".

Drugą rolę, którą na trwałe zapisała się w historii polskiego kina, Wanda Stanisławska-Lothe zawdzięcza Stanisławowi Barei, który w 1978 roku zaangażował ją i Jerzego Duszyńskiego - jej dobrego znajomego jeszcze z wileńskich czasów - do komedii "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz". Scena, w której grana przez Wandę kobieta próbuje uspokoić męża zbulwersowanego jakością obsługi w delikatesach, jest jedną z najzabawniejszych w filmie. Wszyscy miłośnicy twórczości Barei doskonale znają jej kwestię: "Kaziu, uspokój się! Panie kierowniku, on się na wszystkie sklepy obraża. Mieszkamy na Służewcu, to aż do Żoliborza mamy wszystkie sklepy poobrażane".

Urodą nie grzeszyła, ale miała w sobie to "coś"

Po występie w "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" Wanda Stanisławska-Lothe zagrała jeszcze w czterech filmach i dwóch spektaklach Teatru Telewizji. Przyznała w wywiadzie, że nie lubi kamery, a jej żywiołem jest scena. Występowała na niej do 1983 roku, kiedy to zdecydowała się przejść na emeryturę.

Wanda Stanisławska-Lothe zmarła 6 listopada 1985 roku na skutek choroby nowotworowej. Miała 75 lat.

Zobacz materiał promocyjny partnera:
Halo! Wejdź na halotu.polsat.pl i nie przegap najświeższych informacji z poranka w Polsacie.

"Wandzia Stanisławska może nie była klasyczną pięknością, ale na pewno była prawdziwą damą. Bycie aktorką w tamtych - naszych - czasach to jednak nie była kwestia li tylko urody" - stwierdziła Lucyna Legut, wspominając przyjaciółkę.

37 lat później u jej boku na warszawskich Starych Powązkach spoczęła jej jedyna córka, Jolanta Lothe.

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy