Wacław Kowalski kochał tylko jedną kobietę. Szli razem przez życie prawie 50 lat
Wacław Kowalski - niezapomniany Ryszard Popiołek z uważanego za najlepszy polski serial wszech czasów "Domu" i Kazimierz Pawlak z kultowej serii "Sami swoi" - przez całe życie był wierny jednej kobiecie. W Stanisławie Osikowskiej zakochał się od pierwszego wejrzenia i nie przestał jej kochać aż do śmierci.
Wacław Kowalski miał 21 lat, gdy ukończył Seminarium Nauczycielskie w Leśnej Podlaskiej i zaczął uczyć języka polskiego podopiecznych Instytutu Pedagogiki Specjalnej. Niedługo potem musiał jednak pożegnać się z pracą belfra, bo nastał wrzesień 1939 roku...
Natychmiast po wybuchu II wojny światowej Wacław trafił do szkoły podchorążych w Siedlcach, gdzie poznał pochodzącego z Białej Podlaskiej Wacława Osikowskiego, z którym od razu się zakolegował. W 1942 roku przyjaciel przedstawił Kowalskiemu swoją siostrę. Stanisława z miejsca skradła jego serce.
"I tak to się zaczęło" - opowiadał po latach w rozmowie z "Przyjaciółką".
Stasia i Wacław tak bardzo przypadli sobie do gustu, że postanowili nie czekać ze ślubem do zakończenia wojny. Dozgonną miłość i wierność przysięgli sobie w bialskim kościele św. Anny w 1943 roku.
Wkrótce po ślubie Kowalscy wyjechali do Konstantynowa, gdzie Wacław - by zarobić na utrzymanie siebie i żony - zatrudnił się przy kolczykowaniu krów. Do Białej Podlaskiej wrócili dopiero po wyzwoleniu, ale nie zagrzali tam miejsca zbyt długo, bo Wacław zapragnął spełnić swe wielkie marzenie o zostaniu śpiewakiem operowym i zgłosił się na przesłuchania dla kandydatów na studentów łódzkiego Konserwatorium Muzycznego. Oczarował swym barytonem profesora Adama Didura, który rekomendował pozostałym członkom komisji egzaminacyjnej przyjęcie go na studia.
Szybko okazało się, że śpiewanie nie wystarcza Wacławowi do szczęścia. Zapragnął zostać aktorem, a że Leon Schiller akurat kompletował obsadę do "Krakowiaków i górali", przystąpił do walki o angaż w Teatrze Wojska Polskiego i... znów mu się udało.
W 1946 roku Wacław Kowalski, będąc jeszcze uczestnikiem Kursu Operowego w łódzkiej filii stołecznej szkoły teatralnej, zadebiutował przed kamerą w roli śpiewaka z gitarą w pierwszym powojennym polskim filmie - legendarnych "Zakazanych piosenkach". W tym samym roku na świecie pojawił się jego pierwszy syn, Jan Bartłomiej.
Wacław Kowalski przez kilka lat szukał swojego miejsca na ziemi. Dość długo była nim Łódź, gdzie występował na scenie Teatru Nowego po pomyślnie zdanym eksternistycznym egzaminie uprawniającym do wykonywania zawodu aktora dramatycznego.
Gdy w 1956 roku urodził się Maciej, jego drugi syn, Wacław dostał nieoczekiwanie propozycję dołączenia do Teatru Młodej Warszawy. Nie chciał jednak przenosić się do stolicy i przez pewien czas dojeżdżał na spektakle.
Tymczasem Stanisława zajmowała się synami. Ciągła nieobecność męża w domu zaczęła w końcu ostro dawać się jej we znaki. Pewnego dnia oświadczyła Wacławowi, że jednak powinni pomyśleć o przeprowadzce do Warszawy. Nie chciał nawet o tym słyszeć, ale gdy teść, Aleksander Osikowski, zaproponował, że kupi im - z myślą o wnukach - dom w podwarszawskim Brwinowie, uznał, że to w sumie dobry pomysł.
Stanisława i Wacław Kowalscy przenieśli się do Brwinowa i tu wreszcie znaleźli swój azyl.
Kariera Wacława nabrała szalonego tempa w drugiej połowie lat 60., kiedy na ekrany kin w całej Polsce weszła komedia Sylwestra Chęcińskiego "Sami swoi". Krytycy pisali, że Kowalski urodził się po to, żeby zagrać Pawlaka, widzowie wprost oszaleli na punkcie aktora. Niestety, kultowa rola odebrała mu prywatność i - co ważniejsze - spokój. Wszędzie, gdzie się pojawiał, ludzie wykrzykiwali jego słynną kwestię: "Pawlak, podejdź no do płota", co w końcu zaczęło go potwornie irytować.
"Ojciec w życiu prywatnym nie był taki wesolutki jak w filmach. Pamiętam go jako ojca surowego, wymagającego porządku i utrzymującego dystans" - wspominał go Jan Bartłomiej Kowalski w rozmowie z autorami bloga o filmowej trylogii Sylwestra Chęcińskiego.
Wacław Kowalski często ponoć miał wątpliwości, czy jest dobrym aktorem. Nie lubił oglądać siebie na ekranie. Nie przejmował się też recenzjami. Tak naprawdę liczyło się dla niego tylko zdanie ukochanej Stasi.
"Mama była surową recenzentką. Zawsze odwoływał się do jej opinii. Nas - mnie i Maćka - nie pytał o zdanie" - opowiadał Jan Bartłomiej.
W czasie, gdy Telewizja Polska emitowała drugą serię "Domu" - serialu, w którym Wacław Kowalski wcielił się w dozorcę Ryszarda Popiołka - aktora i jego żonę dotknęła niewyobrażalna tragedia. Ich młodszy syn, 26-letni wtedy Maciej, zginął w wypadku samochodowym. Wacław Kowalski w jednej chwili stracił sens życia, zrezygnował z aktorstwa i zaszył się w swoim domu w Brwinowie.
Choć twórcy "Domu" namawiali go do powrotu na plan, nie chciał grać. Po śmierci syna zapadł się w sobie...
27 października 1990 roku Jan Bartłomiej podczas wizyty u rodziców zauważył, że z jego ojcem dzieje się coś niepokojącego.
"Tata drzemał. Spojrzałem na niego i coś moim lekarskim oczom (Jan jest anestezjologiem - przypis red.) zaczęło nie pasować. Podszedłem do niego, zobaczyłem, że ciężko oddycha i jest nieprzytomny" - opowiadał po latach "Słowu Podlasia".
Syn aktora natychmiast wezwał pogotowie. Niestety, Wacław Kowalski zmarł w drodze go szpitala. Okazało się, że miał udar.
Stanisława przeżyła Wacława o 14 lat. Odeszła na początku 2004 roku. Spoczęła obok syna i męża w rodzinnym grobie na cmentarzu parafialnym w Brwinowie.
"Moi rodzice bardzo się kochali. Zawsze mogłem na nich liczyć i nigdy się na nich nie zawiodłem. To było wspaniałe małżeństwo" - wyznał Jan Bartłomiej Kowalski w rozmowie ze "Słowem Podlasia".