Ukrywali swoje małżeństwo. Zmarł w jej ramionach podczas wakacji w Egipcie
Zmarł nagle, 19 sierpnia 2017 roku, podczas urlopu w Egipcie, pozostawiając po sobie pustkę, której nikt nie jest w stanie zapełnić. Janusz Głowacki, światowej sławy pisarz, dramaturg, scenarzysta odszedł na rękach ukochanej żony, Oleny Leonenko-Głowackiej, ukraińskiej pieśniarki i choreografki. Po jego śmierci to ona zajęła się wydaniem jego ostatniej książki „Bezsenność w czasie karnawału”. Potem zniknęła. W szóstą rocznicę śmierci Janusza Głowackiego, Olena Leonenko-Głowacka po raz pierwszy opowiedziała PAP Life o życiu z Januszem i bez Janusza, trudnym związku artystów oraz o tym, jak podnosiła się po śmierci ukochanego męża.
Olena Leonenko-Głowacka i Janusz Głowacki byli parą przez 19 lat. Poznali się w 1998 roku.
"Agnieszka Glińska reżyserowała prapremierę 'Czwartej siostry' w Teatrze Polskim we Wrocławiu i zaprosiła mnie do zrobienia muzyki i choreografii do tego przedstawienia. W dniu pierwszej generalnej na próbie porannej ustawiałam ruch w scenie zbiorowej 'pokazu kamizelek kuloodpornych'. Uczyłam starszego aktora sposobu, w jaki modelka chodzi po wybiegu. I popierając słowa czynem, przeszłam tym krokiem. Kiedy aktorowi udało się to odtworzyć, zakręciłam się z radości i w ruchu zauważyłam na widowni mężczyznę. Kiedy się zatrzymałam, był już w innym miejscu, a potem znowu w innym, jakby widownia była wielką szachownicą. Ta królewska figura miała na sobie długi niebieski prochowiec, podniesiony kołnierz, a nad kołnierzem uważne jeszcze jaśniejsze niebieskie oczy. Całość wykończona srebrnymi kędziorkami. Na ulicy listopad, długa noc z krótką przerwą na dzień, a na sali on, opalony, dobrze ubrany, z rękami w kieszeniach, ale niespokojny. Pomyślałam: 'Samotny wilk. Co robi na widowni, kogo szuka?'" - opowiedziała Olena Leonenko-Głowacka, która była młodsza aż o 28 lat od Janusza Głowackiego.
"Kiedy skończyłam, postanowiłam zejść na dół. Przedstawiłam się, a on mnie pocałował w policzek mówiąc: "Pani jest moją ulubioną kompozytorką". Po chwili zorientowałam się, że mężczyzna trzyma mnie za obie dłonie, a na nas ze sceny, patrzy cała obsada. Z tego impasu uratowała mnie Agnieszka Glińska, która po chwili dołączyła do nas, przestawiając mi Janusza Głowackiego, autora sztuki. Na pogrzebie Janusza, ktoś mi opowiedział, że Janusz szukał ze mną kontaktu jeszcze przed Wrocławiem, i że nasze spotkanie to na pewno zrządzenie losu. A może tak i było? Los czy przypadek?"- dodała Leonenko-Głowacka.
Wdowa po Januszu Głowackim nie ukrywa, że jej mąż był niezwykle zaborczym człowiekiem.
"Po 15 latach zrozumiałam, że moje życie mieści się na krześle elektrycznym. Na przykład, kiedy jeździłam na lekcje wokalu do pani profesor Katarzyny Zachwatowicz-Jasieńskiej uprzedzałam Janusza, że zaczynamy o 11 i kończymy o 13, bo on zawsze chciał wiedzieć, gdzie jestem i co robię. O 11.30 stał już pod budynkiem, gdzie mieszkała pani profesor, dzwonił domofonem, ponaglając: 'już jestem, kiedy wyjdziesz, trzeba szybko poprawić tekst, lub autoryzować wywiad', czy jeszcze coś innego bardzo pilnego. To się zdarzało zbyt często i było zbyt trudne. Czułam, że moje życie to taki mały marginesik, na który przyjdzie lub nie przyjdzie czas, kiedy już wszystko obrobię przy Januszu i dla Janusza" - wyznała.
I dodała, że miała świadomość faktu, że podoba się innym kobietom. "Trudno było go nie zauważyć. Był wyjątkowo piękny i wyjątkowo widoczny. A kiedy zaczynał mówić, rozbrajał ostatecznie" - oceniła.
Nie ukrywa też, że była o swego męża zazdrosna i że wielokrotnie chciała od niego odejść. "Nie tylko chciałam, a i odchodziłam parę razy. Nie za daleko i nie na długo. Mam parę rzeczy, które kupiłam na okazje ucieczki (śpiwór, plecak, buty do wspinaczki), w końcu niedawno z nich skorzystałam. Miłość jest pozbawiona logiki" - wyznała.
I ujawniła, że powinna zasięgnąć pomocy specjalisty, ale tego nie zrobiła. "Żeby sobie z tym poradzić potrzebowałam terapii, z której nie mogłam skorzystać, bo szanowałam i chroniłam prywatność Janusza" - przyznała.
Niewiele osób wiedziało, że wzięli ślub.
"Przez wiele lat nie ujawniałam, że jestem z Januszem w związku. Nie chciałam niczego budować na jego reputacji. Trzeba też jasno powiedzieć, że on miał nieuporządkowane rodzinne sprawy w Nowym Jorku i dopóki tego nie zrobił, nie mogliśmy wziąć ślubu. Tego samego dnia, kiedy odbyła się sprawa rozwodowa, stanęliśmy w kolejce po wolny termin do ślubu"- ujawniła.
Janusz Głowacki zmarł w czasie wspólnych wakacji w Egipcie.
"Są ludzie, który wydają się z gatunku nieśmiertelnych, a ich śmierć nie mieści się ani w głowie, ani w planach. Mimo to życie pisze własne scenariusze. Po całym tym koszmarze, Zuza Łapicka opowiedziała mi, że kiedyś w Nowym Jorku byli z Januszem u wiedźmy, która miała dar widzenia poprzednich wcieleń i ta powiedziała, że w przeszłości Janusz budował potęgę Egiptu i był dwa razy arcykapłanem i raz faraonem. To by się zgadzało"- wyznała Olena Leonenko-Głowacka.
I przyznała, że po śmierci męża - Głowacki zmarł w jej ramionach - długo nie mogła dojść do siebie.
"Żałoba potrafi być najgłębszym z możliwych procesem destrukcji. Byłam chodzącym bólem i niezgodą. Janusz nie odszedł powolutku, w szpitalu, tylko nagle, na moich rękach, w czasie wakacji. Na moją głowę spadł cały ten chaos. Robiłam wszystko, co należało, najlepiej jak umiałam. Nie zaniedbałam niczego, co dotyczyło Janusza. W ten sposób radziłam sobie z własnym cierpieniem. Dostawałam też wsparcie od naszych wspólnych przyjaciół. Na każdym kroku ktoś podawał mi rękę - za co jestem ogromnie wdzięczna. Po złożeniu i wydaniu niedokończonej przez Janusza książki, po roku trzymania się trochę lepiej lub trochę gorzej, ból żałoby tak we mnie uderzył, że rozsypałam się na kawałki. I tak zostało. Odeszłam w niepamięć. W ciszy zaczęłam odrywać zaniedbane kawałki i pod tym gruzem szukać żywego człowieka. Zajęło mi to sześć lat" - powiedziała.
Teraz każdego dnia składam siebie na nowo i coraz bardziej radują mnie poranki. Wciąż jestem w dialogu z Januszem. To trwa i nie chce się skończyć, ale coraz bardziej odzyskuję siły i ten dialog mnie nie zawłaszcza, nie zabiera" - zakończyła.