Tomasz Kot: Chciał zostać zakonnikiem. Dziś trzyma się z dala od Kościoła
Tomasz Kot, który zagrał w nagrodzonym Orłem serialu "Wielka woda", spędził cztery miesiące w tzw. niższym seminarium duchownym, czyli katolickiej męskiej szkole średniej oferującej swoim uczniom ascetyczne wychowanie i przygotowanie do studiów teologicznych. Aktor miał szczery zamiar zostać zakonnikiem. Dziś trzyma się z daleka od Kościoła. "Nie mam żadnych związków z tą instytucją" - deklaruje.
Tomasz Kot wychował się w bardzo religijnym domu. Wspomina, że Kościół był – to jego słowa – silną linią jego dzieciństwa.
"Byłem ministrantem, przyjacielem ojca był franciszkanin i misjonarz, którego brutalnie zabito w Peru" - wyznał dziennikarzowi "Newsweeka", opowiadając o swych szczenięcych latach. Ponieważ rodzice nie zgodzili się, by po podstawówce poszedł do liceum plastycznego, o czym marzył, bo najbliższe było oddalone od domu o kilkadziesiąt kilometrów, Tomasz zdecydował się kształcić na księdza.
Naukę w niższym seminarium duchownym w Legnicy, funkcjonującym przy tamtejszym zakonie franciszkanów, Tomasz Kot wspomina jako solidną lekcję życia. W przyklasztornym internacie panował straszny rygor.
"Rano pobudka, gimnastyka, potem msza i szkoła. Do domu mogłem pójść raz w tygodniu. Można było zostać wyrzuconym za absolutne drobiazgi. I wyrzucano masowo" - stwierdził w wywiadzie dla "Newsweeka".
Kilkunastoletni Tomasz wytrzymał za murami legnickiego klasztoru tylko cztery miesiące. Odszedł na własną prośbę, bo chciał uniknąć wyrzucenia.
"Po czterech miesiącach odchodziłem jako szesnasty, ale drugi z własnej woli. Z mojego roku święcenia kapłańskie odebrało może dwóch chłopaków" - mówi. To, że Tomasz Kot zrezygnował z nauki w seminarium, nie oznacza, że przestał wierzyć i praktykować.
Od Kościoła zaczął odsuwać się, dopiero gdy został studentem krakowskiej szkoły teatralnej. "Większość moich koleżanek i kolegów ze studiów wierzyła papierowo, zresztą ja tak samo" - opowiada.
Dziś Tomasz Kot, pytany o wiarę i związek z Kościołem, twierdzi, że już jakiś czas temu uznał, iż nie jest mu po drodze z katolicyzmem – przynajmniej tym, który reprezentują polscy księża.
"Jeśli przyjąć, że cała Polska jedzie w pociągu, to wydaje się, że polski kler wysiadł z tego pociągu ze dwie dekady temu i nie zauważył, że on już dawno odjechał" - powiedział w rozmowie z "Newsweekiem".
Aktor odszedł z Kościoła katolickiego, gdy został ojcem. "Odkąd urodziła się moja córka, nie mam żadnych związków z tą instytucją" - mówi.
Odtwórca roli Maksymiliana Skalskiego w kultowej "Niani" nie kryje, że gdy na świecie miała pojawić się Blanka, dokonał rozrachunku ze swoją wiarą i uznał, że musi – jak wspomina – zrozumieć ateistów i sprawdzić, co do zaoferowania mają inne religie.
"Katolicyzm mnie uwierał, chciałem zobaczyć, co jest po drugiej stronie, mieć swoje zdanie i żyć bardziej świadomie" - tłumaczy.
Tomasz Kot doskonale rozumie ludzi, którzy czują potrzebę zamanifestowania swojej niechęci do katolicyzmu i oficjalnie odchodzą ze wspólnoty, ale on sam nie zamierza dokonywać apostazji. Uważa, że wystarczy po prostu trzymać się z dala od Kościoła.