Stefan Friedmann pomógł synowi pokonać straszną chorobę

Stefan Friedmann już ponad pół wieku idzie przez życie u boku ukochanej żony, z którą doczekał się dwóch synów. Niestety, jeden z nich wpadł przed laty w szpony nałogu i znalazł się niemal na dnie. Aktor pomógł mu wyjść na prostą i cały czas go wspiera.

7 września minie 55 lat od dnia, gdy 27-letni wówczas Stefan Friedmann przysiągł dozgonną miłość i wierność Krystynie Wiśniewskiej. Pięć lat później para powitała na świecie swego pierwszego syna - Filipa, niedługo potem rodzina powiększyła się o Wojciecha.

"Filip jest biznesmenem, Wojtek pisarzem, podróżnikiem i fotografem walczącym o czystą planetę" - aktor zawsze z dumą mówi o swoich dorosłych już od dawna pociechach.

Niestety, kilka lat temu młodszy syn Stefana Friedmanna wpadł w poważne tarapaty. Z powodu choroby alkoholowej trafił do szpitala psychiatrycznego. Ojciec był jednym z niewielu ludzi, który nigdy go nie skreślili... 

Reklama

Stefan Friedmann: Syn aktora stoczył się na dno

To, że wpadł w szpony nałogu, Wojciech - młodszy syn Stefana Friedmanna - wyznał publicznie, dopiero gdy udało mu się wygrać z chorobą alkoholową.

"Chlałem. Napie... każdą ilość bez względu na okoliczności, porę dnia, stan emocjonalny czy możliwości finansowe. Często byłem pijany trzy lub cztery razy w ciągu doby. Spałem na klatkach, na chodniku, na przystankowych ławkach. Nie miałem umiaru (...). Nie pamiętam całych miesięcy swojego życia" - wspominał na Instagramie.

Wojciech Friedmann nie kryje, że z powodu alkoholu rozpadł się jego związek z matką 18-letniego już Szymona, że "przegapił" dzieciństwo syna, że stoczył się niemal na dno. Nie wie, czy udałoby mu się wygrać, gdyby nie wsparcie rodziców, a zwłaszcza ojca.

"Tata i kumpel. Jak mówi - jestem jego ciągiem dalszym. Rozmawiamy często. Wspieramy się. Sam sobie zazdroszczę, że go mam" - napisał pod zdjęciem aktora w Dniu Ojca.

Stefan Friedmann twierdzi, że jego młodszy syn zawsze był "niespokojnym duchem" ciekawym świata i ludzi, ale w pewnym momencie po prostu się pogubił. Wojciech zgadza się z tą opinią. Na szczęście najgorsze ma już za sobą, choć zdaje sobie sprawę z tego, że do końca życia będzie chory.

"Nigdy nie wyzdrowieję, ale tylko ode mnie zależy, czy wrócę do chlania. Dziś dbam o siebie i o kontakt z innymi niepijącymi alkoholikami. Należę do wspólnoty AA" - wyznał w mediach społecznościowych.

"Dziś mam inne życie. Takie sobie wymyśliłem na odwyku w szpitalu psychiatrycznym" - dodał.

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Stefan Friedmann
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy