Słono płacił za sukces. O nieprzyjemnych chwilach opowiedział po latach
Artur Pontek – aktor kojarzony dziś przede wszystkim z Marczakiem z "Ojca Mateusza", w którego wciela się już ponad półtorej dekady – był pod koniec lat 80. jednym z najpopularniejszych nastolatków w Polsce. To, że grał w serialach i filmach, nie wszystkim z jego otoczenia się jednak podobało. Jedna z nauczycielek postanowiła wręcz wybić mu aktorstwo z głowy. "Musiałem zmienić klasę" - wspomina odtwórca roli Pająka w kultowej "Bandzie Rudego Pająka" Stanisława Jędryki.
Artur Pontek miał zaledwie 6 lat, gdy postanowił zostać aktorem. Jego starszy brat od czasu do czasu użyczał swojego głosu bohaterom różnych słuchowisk, zazdrościł mu tego i pewnego dnia uznał, że przecież nie może być gorszy.
"W kamienicy, w której mieszkałem, mieszkał również reżyser słuchowisk radiowych dla dzieci i młodzieży. Zapraszał do współpracy różne dzieciaki, w tym mojego brata. Zazdrościłem mu. Reżyser wyczuł to, ponieważ widywaliśmy się na podwórku i - mimo że nie umiałem jeszcze dobrze czytać - zaprosił mnie do studia" - wspominał w rozmowie z magazynem "Życie Rawicza".
"Moi kumple biegali po podwórku za piłką, a ja jeździłem do radia. Tworzyliśmy tam bajkowy świat... Grałem u boku Ireny Kwiatkowskiej, Zygmunta Kęstowicza i Mariana Kociniaka" - opowiadał.
W 1987 roku 12-letni wówczas Artur Pontek "zdradził" radio i zagrał w trzech filmach. Rok później pojawił się w kolejnych trzech produkcjach, a Stanisław Jędryka powierzył mu główną rolę w "Bandzie Rudego Pająka". Udział w oglądanym przez miliony młodych telewidzów serialu przyniósł Arturowi ogromną popularność, ale też był źródłem poważnych kłopotów. Jedna z nauczycielek postanowiła zniechęcić go do aktorstwa, w trosce, by sodówka nie uderzyła mu do głowy.
"Mocno utrudniała mi życie. Nie przypadłem jej do gustu jako Rudy. Byłem załamany. Na szczęście po przeniesieniu do innej klasy, uwolniony od ciągłego stresu, odżyłem" - wyznał w rozmowie z magazynem "Retro Nostalgia".
To, że Artur gra w filmach i serialach, nie podobało się wszystkim jego kolegom. Aktor pamięta, jak rówieśnicy śmiali się z jego ognistej czupryny. Pewnego dnia sięgnął po buteleczkę z gencjaną i ufarbował włosy na fioletowo.
"Już wtedy wiedziałem, że aktorstwo to ciężki kawałek chleba" - żartował w wywiadzie dla "Życia Rawicza".
"Ale wiedziałem też, że to moje przeznaczenie" - dodał.
Zanim Artur Pontek skończył szkołę średnią, miał już na swoim koncie kilkanaście ról filmowych i serialowych oraz debiut na profesjonalnej scenie teatralnej. Nikogo z jego najbliższych nie zdziwiło, że po maturze postanowił zdawać egzaminy do szkoły teatralnej. Niestety, nie został przyjęty ani za pierwszym, ani za drugim, ani za trzecim podejściem.
"Widocznie ktoś w szkole aktorskiej stwierdził, że ciężko mnie będzie ulepić na nowo. Nie mam o to pretensji, cieszę się, że byłem wierny marzeniom z dzieciństwa i poszedłem swoją drogą" - opowiadał po latach, goszcząc w studiu "Dzień Dobry TVN".
"Po trzech nieudanych próbach dostania się na studia zacząłem szukać nowej drogi, aby zdobyć upragniony zawód. Nie chciałem zostać na etapie aktora filmów dziecięcych. Przez rok uczyłem się w prywatnej szkole aktorskiej. Zacząłem również występować w teatrze w Kielcach i w teatrach warszawskich, gdzie spotykałem się na scenie z profesorami ze szkoły teatralnej, u których wcześniej zdawałem egzamin" - wspominał w rozmowie z serwisem Strefa LifeStyle.
Artur uznał, że najlepszym rozwiązaniem będzie przystąpienie do egzaminu eksternistycznego w ZASP-ie. Podjął jednak decyzję, że jeśli go nie zda, zrezygnuje z zawodu aktora i znajdzie sobie jakiś inny fach.
"Egzamin zdawałem w 1999 roku przed komisją, która składała się z wybitnych osobowości świata filmu i teatru. Na szczęście udało się uzyskać dyplom" - powiedział Strefie LifeStyle.
Choć jako zawodowy aktor Artur Pontek nie odniósł spektakularnego sukcesu, nigdy ani przez moment nie żałował, że wybrał ten właśnie zawód.
"Im więcej czasu upływa od moich początków aktorskich, tym bardziej dochodzę do przekonania, że nie chciałbym robić nic innego. Wprawdzie nie zawsze jest nadmiar propozycji pracy, ale wciąż pozostaję w zawodzie, który pokochałem jako dziecko" - wyznał w cytowanym już wywiadzie.
Artur z dumą mówi o swojej pracy w dubbingu. Żartuje, że gra głosem od zawsze, bo przecież zaczynał od nagrywania słuchowisk radiowych. Dziś jest jednym z najlepszych polskich aktorów dubbingowych - jego głosem mówią w polskich wersjach językowych bohaterowie wielu światowych hitów m.in. Gwidon Diament z "Trolli", Gapik ze "Smerfów" i Szymon z serii filmów "Alvin i wiewiórki".
Niestety, filmowcy i twórcy seriali nie mają na Pontka pomysłu. Aktor od 15 lat gra praktycznie tylko jedną rolę - policjanta Mariana Marczaka w "Ojcu Mateuszu".
W ślady Artura Pontka poszedł jego syn - 18-letni Leon wystąpił już w "Niani w wielkim mieście", "Skazanych", "Na Wspólnej" i - u boku taty - w "Ojcu Mateuszu". Także 10-letnia córka Zoja ma już za sobą debiut aktorski. Jako niemowlę "zagrała" w kilku odcinkach "Barw szczęścia".
Zobacz też: Znany aktor rozstał się z żoną na lata. Dziś dziękuje jej za wszystko