Sławna mama załatwiła mu karierę? "Jestem nepodzieckiem na pełnej"
Antoni Sztaba właśnie promuje swoją nową rolę i znowu mierzy się z nieprzychylnymi komentarzami. Młody aktor pojawił się na konferencji serialu "Przesmyk" od serwisu Max otwarty na rozmowę. To właśnie przy tej okazji w jednym z wywiadów szczerze przyznał, że opinie, iż zawdzięcza karierę znanej mamie to dla niego codzienność, przez którą kiedyś myślał o porzuceniu obranej ścieżki. Teraz odpowiada na kąśliwe głosy o nepotyzmie bez owijania w bawełnę.
Antoni Sztaba wywodzi się z doskonale znanej w Polsce rodzinie. Jego babcią jest Katarzyna Grochola, autorka bestselleru "Nigdy w życiu", a mamą Dorota Szelągowska, która od lat remontuje domy Polakom w programach dla stacji TVN. Nie bez przyczyny kojarzyć można też jego nazwisko. Zdecydował się przyjąć je po znanym ojczymie - choć dyrygent Adam Sztaba nie jest jego biologicznym ojcem, to właśnie on go wychował. Kiedy więc Antoni zaczął stawiać pierwsze kroki w aktorstwie, duże było prawdopodobieństwo, że spotka się z uwagami sugerującymi, że zawdzięcza karierę znanym krewnym. Jaka jest prawda? Młody Sztaba w końcu skomentował plotki o byciu "nepodzieckiem".
"Już się do tego bardzo przyzwyczaiłem. To jest rzecz nieuchronna, bo wiadomo, że ludzie wolą zobaczyć co tam u czyjegoś sławnego syna, niż po prostu jakiegoś chłopaka, który sobie dopiero coś zaczyna i rozumiem, że to jest atrakcyjniejsze" - przyznał w rozmowie z dziennikarką Plejady.
Choć aktor akceptuje już taki stan rzeczy, bez owijania w bawełnę dodaje, że jego znani krewni nie mają nic wspólnego z jego karierą, a to, co do tej pory udało mu się osiągnąć, zrobił sam, pracując.
"Nie chcę już się wypierać, bo miałem taki moment, kiedy myślałem, że źle zrobiłem, że to wybrałem, bo czytałem komentarze właśnie od ludzi, którym się wydaje, że wszystko mi tutaj załatwiła mama, a tak nie jest" - podkreślił, dodając po chwili sarkastycznie: "Jestem nepodzieckiem na pełnej".
Antoniego Sztabę już od 31 stycznia będzie można oglądać w serialu "Przesmyk", który będzie dostępny na platformie Max. Zagra tam u boku Leny Góry, Leszka Lichoty, Bartłomieja Topy oraz Tomasza Ziętka. Wcześniej występował w produkcjach takich jak "Na Wspólnej" czy "Lipowo. Zmowa milczenia". Choć ma znane nazwisko, zapewnia, że sam pracuje na swoje imię i nie są mu znane historie, w których to przez sławnych krewnych dostał rolę.
"Nie znam kulis, czy dostałem jakąś rolę, bo mam nazwisko. Być może, nie wiem, nie słyszałem o tym. Mam nadzieję, że tak nie jest. Po prostu staram się robić to, co lubię, najlepiej jak potrafię i tyle, nic więcej nie mogę zrobić" - powiedział w rozmowie z Plejadą.
ZOBACZ TEŻ:
Matka Maklakiewicza sterowała jego życiem. Małżeństwa aktora nie miały szans