"Seks w wielkim mieście": Chris Noth odniósł się do śmierci Mr Biga. Wzbudził kontrowersje!
Niespodziewany zgon ukochanego Carrie Bardshaw w finale pierwszego odcinka kontynuacji „Seksu w wielkim mieście” wywołało wśród fanów serialu nie lada poruszenie. Równie kontrowersyjna co sama śmierć Mr Biga, była reakcja jego żony, która - zamiast natychmiast wezwać pogotowie - przytuliła męża i błagała go, by nie umierał. Głos w tej sprawie postanowił teraz zabrać Chris Noth. Zdaniem aktora, kulminacyjna scena śmierci jego bohatera przywodzi na myśl pożegnanie legendarnych filmowych bandytów-kochanków. „Oboje nazwaliśmy to momentem Bonnie i Clyde’a” – zdradził.
Wątek burzliwej relacji Carrie Bradshaw i Mr Biga latami emocjonował miliony fanów "Seksu w wielkim mieście". Nie powinno zatem dziwić, że gdy w pierwszym odcinku wyczekiwanego serialu "I tak po prostu" ukochany głównej bohaterki zmarł na zawał serca, widzowie byli skonsternowani. Poruszyła ich nie tylko śmierć tej kluczowej dla fabuły postaci, ale także reakcja Carrie, która próbowała podnieść konającego męża, jednocześnie prosząc go, by jej nie opuszczał. Jak przytomnie zauważyli niektórzy widzowie, powinna ona raczej w pierwszym odruchu sięgnąć po telefon i jak najszybciej wezwać karetkę.
W sieci natychmiast rozgorzała dyskusja na temat tej, niezrozumiałej dla wielu, opieszałości Carrie. Włączyły się w tę debatę także gwiazdy, m.in. Jonah Hill i Rumer Willis. Z tego kontrowersyjnego rozwiązania fabularnego wytłumaczył się też showrunner serii, Michael Patrick King, który zapewnił, że był to z jego strony przemyślany ruch. "Po pierwsze, Carrie nie użyła telefonu męża, bo wcześniej upuścił go pod prysznicem i był cały przemoczony. Nie sięgnęła też po własny telefon, bo tak naprawdę nie było na to czasu. To, co zaprezentowaliśmy na ekranie, było w rzeczywistości ułamkiem sekundy. Moją intencja było pokazanie, że dla Carrie czas się zatrzymał" - wyjaśnił przed kilkoma dniami w "Entertainment Tonight".
Teraz głos w tej sprawie zabrał odtwórca roli Mr Biga, Chris Noth. Aktor podkreślił, że w pełni popiera zamysł twórcy serialu. "Od samego początku jasnym było dla nas, że ta scena ma właśnie tak wyglądać. Big nie powinien umierać samotnie w łazience. Musieli mieć z Carrie tę ostatnią chwilę - bez zbędnych słów, banalnych dialogów. Liczyło się tylko to, że zdołali się pożegnać. Myślę, że Michael wspaniale to wymyślił i nakręcił w doprawdy piękny sposób" - wyjaśnił Noth.
Gwiazdor pokusił się też o dość ryzykowne porównanie. Uznał, że scena śmierci jego postaci przywodzi na myśl pożegnanie legendarnych filmowych bandytów-kochanków - głównych bohaterów kultowego dramatu gangsterskiego "Bonnie i Clyde" z 1967 roku. "Oboje nazwaliśmy to momentem Bonnie i Clyde’a, gdy za chwilę mieli zostać wypatroszeni przez kule. Oboje wiedzieli, że to koniec" - stwierdził aktor. Biorąc pod uwagę fakt, że "Bonnie i Clyde" to film kultowy, a serial "I tak po prostu" jak na razie uznawany jest za słaby, to porównanie wielu osobom może wydać się mocno na wyrost. (PAP Life)
iwo/ gra/