Przez całe życie była tylko z jednym mężczyzną. 44 lata razem!
Jadwiga Jankowska-Cieślak przez 44 lata szła przez życie u boku Piotra Cieślaka, którego poznała podczas egzaminów do szkoły teatralnej. Choć od śmierci jej ukochanego minęła już prawie dekada, wciąż nie pogodziła się z jego odejściem. "To największa krzywda, jaka mnie spotkała" - wyznała.
Jadwiga Jankowska-Cieślak miała niespełna 18 lat, gdy zamieszkała z Piotrem Cieślakiem pod jednym dachem, niewiele ponad 19 lat, gdy ukochany poprosił, by została jego żoną, a zaledwie 20 lat, gdy stanęła u jego boku na ślubnym kobiercu. Przeżyli razem ponad cztery dekady, rozdzieliła ich dopiero śmierć reżysera.
"Jestem kobietą jednego mężczyzny" - mówi aktorka.
"Był moją pierwszą i jedyną miłością, pierwszym i jedynym mężczyzną" - wyznała, opowiadając o zmarłym 12 września 2015 roku mężu w rozmowie z "Wysokimi Obcasami".
W najnowszym wywiadzie aktorka po raz kolejny powtórzyła, że w dniu śmierci Piotra świat, jaki znała, runął w gruzach i... do dziś się z nich nie dźwignął.
Pytana, czy kiedykolwiek będzie gotowa, by znów się zakochać, Jadwiga Jankowska-Cieślak twierdzi, że wciąż kocha męża.
"Za moment minie 10 lat od jego odejścia... To największa krzywda, jaka mnie spotkała, nie do naprawienia. Nie rozglądam się, żeby znaleźć jakiegoś zastępcę" - powiedziała dziennikarce "Vivy!".
"Nie wyobrażam sobie, że ktoś usiądzie przy stole na miejscu Piotra i będzie mówił, jaka jestem piękna, mądra i dobra. Nie, dziękuję bardzo" - dodała.
Aktorka uważa, że dostała od losu szansę na prawdziwe szczęście, wykorzystała ją i jest szczęśliwa, że dane jej było naprawdę kochać i być kochaną.
"Przeżyć życie z jednym facetem to naprawdę fantastyczne" - stwierdziła w najnowszym wywiadzie.
Przy okazji rozmowy z Krystyną Pytlakowską Jadwiga Jankowska-Cieślak pochwaliła się swymi dorosłymi już dziećmi. Zdradziła, że jej najstarsza córka już dawno wyfrunęła z rodzinnego gniazda, ale obaj synowie wciąż z nią mieszkają.
"Jeden żonaty, też ma dwóch synów, mieszka na pierwszym piętrze, a najmłodszy na stryszku. Cały czas są ze mną bardzo blisko" - powiedziała.
Gdy lekarze zdiagnozowali u Piotra Cieślaka glejaka czwartego stopnia, jego żona gotowa była oddać wszystko, by - jak wspomina - spowolnić raka.
"Dawano mu rok życia, przeżył półtora. To była przedłużona gehenna dla niego i dla nas" - wyznała po śmierci ukochanego w rozmowie z "Wysokimi Obcasami".
Nie jest tajemnicą, że ostatni tydzień swego życia Piotr spędził w hospicjum w Otwocku.
"Prawie się nie ruszał, nie mówił, ale gdy go odwiedzałam, odwracał głowę w moją stronę. Umarł po tygodniu. Rano jeszcze byłam u niego. Pojechałam do teatru na próbę, po powrocie dostałam telefon, że nie żyje" - opowiadała "Wysokim obcasom", dodając, że bardzo żałuje, że nie było jej przy nim, gdy na zawsze zamknął oczy.
Jadwiga Jankowska-Cieślak przyznaje, że kiedy owdowiała, straciła energię i siłę do grania, nie chciała przyjmować żadnych nowych ról, myślała o rezygnacji z aktorstwa.
"Nie wiedziałam, jak żyć. Po śmierci Piotra czułam się tak, jakbym była przepołowiona i jedną połówkę ktoś odstawił gdzieś na bok" - powiedziała "Vivie!".
"Miałam szczęście, że go spotkałam. I myślę, że kiedyś się jeszcze odnajdziemy" - dodała.