Prawda wyszła na jaw po latach. Żyli z jej kochankiem pod jednym dachem
Marek Perepeczko, który w historii polskich seriali na trwałe zapisał się tytułową rolą w kultowym "Janosiku", przez całe lata był do szaleństwa zakochany w Agnieszce Fitkau. Nie jest tajemnicą, że żona dawała mu powody do zazdrości, bo była niezwykle atrakcyjną kobietą i uwielbiała flirt.
Marek Perepeczko zawsze mówił o żonie z wielkim szacunkiem. Agnieszka była miłością jego życia, ale sporo przez nią wycierpiał, bo uwielbiała romansować i wcale się z tym nie kryła.
"Wszystkie kobiety tęsknią za romansami, ale tylko niektóre się do tego przyznają. Mi romanse dodają blasku" - wyznała Agnieszka Fitkau-Perepeczko w wywiadzie dla "Gazety Pomorskiej", dodając, że jej mąż znał wszystkich jej adoratorów.
"Gdy podobał mi się jakiś mężczyzna, mówiłam o tym Markowi" - powiedziała.
Gdy na początku lat 80. Agnieszka Perepeczko poleciała do Australii, nie przypuszczała, że zostanie tam na zawsze. Została, bo - jak twierdzi - nie miała po co wracać do kraju. Aktorka była przekonana, że uda się jej ściągnąć na Antypody męża, ale chciała najpierw się urządzić. Pomógł jej w tym młodszy o dekadę Wojciech Przybyłowicz. Mężczyzna został jej wspólnikiem - razem założyli firmę, razem zaciągnęli kredyt na zakup domu, w którym zamieszkali.
"To nie miał być dom rodzinny, tylko taki, który można sprzedać i na tym zarobić. To była taka trochę wiktoriańska rudera, którą razem w Wojtkiem powolutku, przy pomocy przyjaciół, odmalowaliśmy i uporządkowaliśmy. Zamienił się w zupełnie nie najgorszą rezydencję" - opowiadała w rozmowie z "Angorą".
Marek Perepeczko był świadomy trudności w swoim małżeństwie i podjął próbę odbudowania relacji, wyjeżdżając do Australii. Przez parę lat żył pod jednym dachem z Agnieszką i jej kochankiem, ale w końcu powiedział "dość" i wrócił do Polski. Twierdził w wywiadach, że tęsknił za sceną, a tak naprawdę nie mógł znieść, że musi dzielić się z kobietą, którą kochał, z innym mężczyzną.
Agnieszka Perepeczko latami ukrywała prawdę o swojej relacji z Przybyłowiczem. Twierdziła, że Marek jest jej jedyną prawdziwą miłością.
"Fakt, że Marek i ja nie mieszkaliśmy razem, wcale nie oznaczał, że nie byliśmy sobie bliscy. Wręcz przeciwnie, bardzo się kochaliśmy, przyjaźniliśmy i mogliśmy na siebie liczyć w każdej sytuacji. Byliśmy w stałym, codziennym kontakcie. Jeśli nie mogliśmy się zobaczyć, rozmawialiśmy ze sobą przez telefon. Godzinami, dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Spędziliśmy ze sobą 40 lat życia" - wspominała po śmierci męża na łamach "Gazety Pomorskiej".
Aktorka potwierdziła w cytowanym wyżej wywiadzie, że mąż był o nią bardzo zazdrosny, ale nie dawał jej tego odczuć.
"Oboje szanowaliśmy swoją wolność i niezależność" - wyznała.
Po śmierci Marka (odszedł 17 listopada 2005 roku), Agnieszka zaczęła pokazywać się u boku Wojciecha Przybyłowicza, choć - jak twierdziła - od kilku lat nie byli już razem. On podobno nie przestał jej kochać, więc kiedy dostała rolę Simony w "M jak miłość" i zdecydowała się zostać w Polsce na dłużej, przyleciał do niej, a właściwie... po nią.
"Sądził, że właśnie z nim Agnieszka spędzi jesień swego życia. Nie zamierzał zostawać w Polsce na stałe, bo w Australii ma dom, firmę. Tymczasem dla niej w tej chwili najważniejsza jest jej kariera. Dobrze zarabia, jest otoczona przez tłumy fanów" - ogłosił "Pudelek", gdy latem 2007 roku aktorka przywiozła byłego kochanka do Międzyzdrojów.
Przybyłowicz szybko wrócił do Australii. Perepeczko dołączyła do niego, dopiero gdy wyrzucono ją z serialu.
Dziś Agnieszka Perepeczko nie chce rozmawiać z mediami o Wojciechu, z którym - jeśli wierzyć tabloidom - nic jej już nie łączy. Chętnie natomiast mówi o zmarłym w listopadzie 2005 roku mężu.
"Marek dał mi coś, czego kiedyś nie potrafiłam właściwie docenić: wielką, wielką miłość, jaka zdarza się tylko raz w życiu. Dopiero po tym, jak odszedł, uświadomiłam sobie, jak bardzo go kochałam. Ciągle go kocham" - stwierdziła w rozmowie z "Expressem Ilustrowanym".